Podbój planety Mars staje się powoli coraz bardziej rzeczywisty. Zakręceni miliarderzy nie mają co rozbić z pieniędzmi i chcą ekspedycji, coraz więcej śmiałków myśli o dotarciu w nieznane. Z drugiej strony na Ziemi robi się coraz gorzej, więc wypad w nowe miejsce wydaje się coraz bardziej atrakcyjny. Jednak zanim postawimy stopę na Czerwonej planecie możemy poczytać najnowszy numer magazynu Metal Hurlant, który koncentruje się na historiach powiązanych z kosmosem i Marsem w szczególności.
Na samym wstępie warto przypomnieć czym jest Metal Hurlant. Mowa o jednym z najbardziej wpływowych, ale jednocześnie niezbyt znanych czasopism w historii. Komiksy zawarte w tym magazynie stanowiły inspirację dla wielu klasyków gatunku science fiction, wyznaczały też trendy, a samo czasopismo pozwoliło wykazać się wielu wspaniałym artystom. Metal Hurlant pozostał jednak trochę w cieniu i wiele osób nie zdaje sobie sprawy z roli, jaką odgrywały karty tego magazynu. Po części jest to efekt większej popularności amerykańskiej wersji znanej jako Heavy Metal. Sytuacja ta chyba ulega zmianie dzięki wznowieniu czasopisma, które doczekało się właśnie trzeciego numeru wypchanego po brzegi komiksami. Dzięki Wydawnictwu Labrummożemy zanurzyć się w świat brudnego science fiction i mrocznego fantasy.
Trzeci numer Metal Hurlant zatytułowano Wakacje na Marsie i okładkę zdobi postać kosmonauty z deską snowboardową lub surfingową. Mamy prawie 300 stron komiksów i artykułów na temat kosmosu. Oczywiście element wakacji zostaje przedstawiony trochę w mroczniejszym wariancie, bo historie, które przeczytamy, mają niezły rozstrzał gatunkowy. Od bardziej pogodnych i zabawnych opowieści, poprzez historie z morałem, aż do kosmicznego horroru z ludźmi trafiającymi w pułapki tajemniczych stworzeń. Jest więc pełno opcji i każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Do mnie najbardziej przemówiło Gdzieś tam od Aimee De Jongh. Autorka fenomenalnego Dni Piasku, które zrobiło na mnie piorunujące wrażenie, ponownie doświadcza fascynującą historię. Tym razem mamy lekcje historii na temat rewolucyjnego pomysłu kolonizacji odległych planet. Mamy ciekawą opowieść z dobrym finałem i solidnym przesłaniem.
Ciekawy jest również komiks Pocieszenie od Ryana Barry’ego. Jest to czarno biała historia miłości przedstawiona bez dialogów, słów i typowej narracji. Wszystkie informacje i emocje przedstawione są w rysunkach i na twarzach pojawiających się postaci.
Nie mogę zapomnieć o jeszcze jednej historii, która wywarła na mnie spore wrażenie. David Jones autorstwa Richarda Guerineau to historia o sekretnych wyprawach w kosmos organizowanych przez celebrytów i gwiazdy muzyki. Zabawna opowieść zawiera sporo fajnych momentów i naprawdę interesujących pomysł na wytłumaczenie czemu niektóre sławy wydają się tak ekscentryczne.
Poza wspomnianymi trzema historyjkami mamy jeszcze całą masę komiksowej dobroci. Nie było żadnej historii, która bym uważał za kiepską. Obok tego jeszcze trochę ciekawych tekstów. Cześć z nich zabawna, podczas gdy inne pełnią funkcje edukacyjne. Mnie najbardziej przypadł do gustu materiał na temat przełomowego wydarzenia, jakim było słuchowisko Wojny Światów, za które odpowiadał Orson Welles. Fajnie dowiedzieć się jeszcze więcej na temat tego epokowego zdarzenia.
To, co muszę bardzo mocno podkreślić, to fakt, że komiksy wyglądają fenomenalnie. Podobnie jak w przypadku gatunków mamy też mieszankę różnych styli od czarno białych opowieści aż do rzeczy przypominających serię obrazów. Jest naprawdę dobrze i wszystkie historie wyglądają super.
Największe wrażenie zrobiło na mnie W poszukiwaniu Moba autorstwa Jean Dalin. Całośc to seria gigantycznych paneli w pastelowych kolorach, gdzie ludzie to małe obrazki, a my podziwiamy architekturę, a także florę jakiegoś odległego świata. Dobór barw jest tutaj po prostu fenomenalny i z chęcia oprawiłbym kilka z paneli z tej historii i powiesił je u siebie w domu.
Podobnie jest w przypadku dzieła Elene Usdin zatytułowanego Night Mare Motel. To dosyć mroczna historia z naprawdę ciekawym stylem graficznym kojarzącym mi się odrobinę z mieszanką kredy i malowania.
Z mojej perspektywy gigantyczna różnorodność jest największym atutem Metal Hurlant. Na każdej stronie jest coś interesujące i ciekawego lub po prostu przepięknego. Można nasycić oczy, ale także poczytać fajne opowieści w klimatach science fiction z przeróżnych gatunków. Wychodzi to naprawdę fajnie i na pewno dla kazdego, kto lubi komiksy lub po prostu fantastykę, znajdzie się coś dobrego.
Metal Hurlant nadal utrzymuje naprawdę wysoką formę. Trzeci numer jest równie dobry jak poprzednie i pełno tu zapierających dech w piersi komiksów, ciekawych historyjek i solidnych tekstów. Szkoda tylko, że na czwarty numer będziemy musieli poczekać trochę, bo chciałoby się mieć jeszcze więcej numerów tego magazynu pod ręką.
Recenzję pierwszego numeru wznowionego Metal Hurlant możecie przeczytać tutaj. O numerze 2 piałem w tym tekście.
Raz, dwa, trzy
- komiksyo kosmosie,
-fajne historie,
- przepięknie panele.
Zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na instagramie - przegramy.