Dead Space - opowiadanie - Marcin Łukański - 12 sierpnia 2010

Dead Space - opowiadanie

Wagon, skrzypiąc i piszcząc zatrzymał się gwałtownie na stacji. Isaac Clarke westchnął głęboko i bardzo powoli założył na głowę niewygodny hełm.

To już piekło, czy jeszcze kawałek? – zażartował, starając się rozśmieszyć samego siebie. Słowa zabrzmiały wyjątkowo pusto i żałośnie w przerażającej ciszy jaka panowała na stacji. Clarke westchnął ponownie, wziął do ręki piłę plazmową i szarpnięciem otworzył stalowe drzwi kolejki, która służyła do przemieszczania się po statku.

Oczom Isaaca ukazało się coś, co kiedyś mogło przypominać stację kolejki. Pomieszczenie było niemal zupełnie wypełnione półmrokiem i wyglądało, jakby wpuszczono do niego stado wygłodniałych wilków.

Szyby otaczające poczekalnię były doszczętnie rozbite, monitory kontrolne drwiąco błyskały wiszącymi kablami, światła awaryjne złowieszczo migały na suficie, ściany przypominały krwawą mozaikę, a na podłodze leżały bezwładnie porozrzucane ciała.

To się nazywa ciepłe przyjęcie – burknął Isaac przechodząc nad tym, co pozostało z twarzy pracownika statku górniczego.

Nagle usłyszał drażniący trzask interkomu, a przed jego oczami ukazał się mglisty hologram, na którym można było dojrzeć przestraszoną twarz kobiety. Blask niebieskawej projekcji rozświetlił otoczenie bladym światłem.

-Isaac, dzięki Bogu żyjesz. To wszystko jest… nienormalne – hologram przez chwilę niemal zupełnie stracił swoją ostrość, jakby miał zaraz zgasnąć – słyszę je cały czas, rozumiesz? Słyszę jak krążą w wentylacji, jak pełzają przy drzwiach. Ale jeszcze nie wiedzą, że tu jestem – kobieta parsknęła nerwowym śmiechem – gdyby wiedziały, to bym z tobą już nie rozmawiała, prawda?

Clarke sprawdził amunicję przeznaczoną do piły plazmowej. Zostało mu jedynie dwanaście naboi. Zaklął pod nosem.

-Isaac, wszystko z tobą w porządku?

-Tak, do cholery. Powiedz na czym stoimy – szybkim ruchem załadował broń i kciukiem uaktywnił latarkę, która trochę rozjaśniła panujące na stacji ciemności.

-Mam dwie wiadomości. Jedną dobrą, drugą złą. Znajdujemy się zupełnie poza zasięgiem. Starałam się przesłać sygnały S.O.S. ale to zupełnie nie ma sensu. Poza tym, coś lub ktoś na tej stacji blokuje transmisję. Wszystko co tutaj się dzieje jest nielogiczne – kobieta wyraźnie była czymś zaabsorbowana – odczyty wariują, wskaźniki są do niczego. Według informacji z komputera pokładowego, nie powinniśmy w ogóle mieć tlenu. Ale jak widzisz oddycham i właśnie z tobą rozmawiam. Nie wierzę, że za wszystko odpowiadają te istoty. Ktoś tutaj musiał solidnie namieszać i sądzę…

Dziewczyna gwałtownie się obróciła, a sygnał hologramu zniknął. Clarke nerwowo wciągnął powietrze. Nie minęło kilka sekund, a obraz pojawił się z powrotem. Dziewczyna wyglądało na przerażoną.

-Nie mamy za wiele czasu. Boże, one wyczuwają naszą rozmowę. Są coraz bliżej – kobieta wzięła głęboki oddech starając się uspokoić – Isaac, jesteś właśnie w skrzydle kontrolnym. Musisz dostać się do pomieszczenia, w którym są panele zarządzające komunikacją tego statku. Cokolwiek się tutaj dzieje i cokolwiek blokuje przekaz sygnału S.O.S… na wszystko znajdziesz odpowiedź właśnie tam. Możliwe, że to zwykła awaria. Oby tak było – kobieta nerwowo spojrzała za siebie -  Muszę kończyć. One są coraz bliżej. I Isaac… bądź ostrożny. Jesteś naszą jedyną nadzieją.

Hologram gwałtownie zafalował i rozpłynął się w powietrzu. Ostatnie słowa dziewczyny odbiły się echem w korytarzach statku i znowu zaległa martwa cisza.

*

Isaac sprawdził spokojnie wszystkie zatrzaski grubego pancerza górniczego, który niejednokrotnie uratował mu życie. Gdy już kończył przygotowania, nad jego głową wybuchł jeden z trzeszczących monitorów. Huk został wzmocniony przez otaczającą mężczyznę martwą ciszę i potoczył się głośnym, dudniącym echem przez skąpane w mroku korytarze. Szkło z ekranu posypało się drobnym pyłem i mieniąc się w świetle latarki spadło na ziemię.

Ponownie zaległa śmiertelna cisza. Niestety, nie na długo. Gdzieś z głębi stacji dobiegł Isaaca przeraźliwy, skrzeczący ryk. Dźwięk przypominał wycie zarzynanego zwierzęcia i atakował niczym ostry pocisk. Jazgot ciągnął się przez kilka minut, a następnie umilkł tak nagle, jak się pojawił.

- Coś się chyba obudziło – mruknął Clarke i z niesmakiem zauważył, że kolejny dowcip mu nie wyszedł. Co jednak znacznie gorsze, zauważył, że zaczyna się denerwować. W ciężkim, górniczym pancerzu zrobiło się nagle bardzo gorąco, a pot drobny ciurkiem spływał po policzkach Isaaca. Wziął głęboki oddech, ścisnął mocniej broń i wkroczył w mrok.

*

Sieć korytarzy zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Większość skryta była w półmroku, niektóre oświetlały mrugające diody dogorywających komputerów. Na podłodze widać było zniszczone sprzęty elektroniczne wymieszane z czymś krwawo czerwonym i bardzo sugestywnie przypominającym wnętrzności ludzkie. Isaac na początku starał się iść ostrożnie, ale po pewnym czasie jego górnicze, twarde buty przybrały brunatną barwę.

Mężczyzna ominął pomieszczenie, które kiedyś było magazynem i wszedł do dużej, szerokiej hali zastawionej długimi, metalowymi stołami. Na ścianach przyczepione były potężne, doszczętnie rozbite telebimy, a z sufitu zwisały zniszczone rury, z których powoli wypływał czarny płyn.

Nagle Clarke usłyszał cichy jęk dobiegający z rogu sali. Błyskawicznie okręcił się na biodrze i wycelował latarką w miejsce, z którego dochodził odgłos. To, co zobaczył, wstrząsnęło nim bardziej, niż widok rozkładających się ciał.

Na podłodze leżał mężczyzna. Opierał się bezwładnie o ścianę. Jedną nogę miał zgiętą w zupełnie nienaturalny sposób. Druga leżała sztywno wyprostowana i przebita na wylot wielkim, brązowym szponem. Cały brzuch i klatkę piersiowa miał zakrwawioną, a w prawym biodrze… prawego biodra nie było. W miejscu gdzie powinno się znajdować widać było wylewające się leniwie wnętrzności. Twarz miał całkowicie pociętą, a jedno oko niezdarnie zabandażowane. Najbardziej groteskowy w tym makabrycznym obrazie był fakt, że bandaż zdawał się zupełnie czysty. Biała plama na czerwonym, krwawym tle. Głowa nieszczęśnika podskakiwała gwałtownie jakby miał napad padaczki.

Clarke’a dopiero kolejny jęk agonii zbudził z zupełnego oszołomienia. Powoli i bardzo niepewnie zaczął zbliżać się do leżącego mężczyzny. Jęk bólu przeradzał się w niezdarne mamrotanie. Isaac miał nieprzyjemne wrażenie, że cała sala rezonuje tym przeraźliwym dźwiękiem. Najgorsze jednak było dopiero przed nim. Leżący bezwładnie człowiek zaczął się… śmiać. Śmiech, który przypominał dźwięk rozdzieranej kartki był niemal nie do zniesienia. Charkoczący, krztuszący się odgłos zdawał się dochodzić ze wszystkich rur kanalizacyjnych, ze wszystkich zakamarków wielkiego pomieszczenia. Gdy Isaac miał już nieodpartą pokusę roztrzaskać twarz tego człowieka, ranny zakrztusił się po raz ostatni. Jego głowa opadła bezwładnie na ramiona, a z otwartych ust zaczęła drobną strużką wyciekać krew.

Clarke skrzywił się w obrzydzeniu. Aby dłużej nie oglądać tego groteskowego obrazu poświecił latarką w przeciwnym kierunku. I to mu uratowało życie.

Istota, która się do niego zbliżała wyglądała jak obdarty ze skóry człowiek, któremu z ramion wyrastają potężne szpice zamiast dłoni. Głowa potwora była zupełnie przekrzywiona, a szyja zdawała się nienaturalnie naciągnięta. Nogi miał cienkie, wąskie i połamane. Poruszając, podpierał się wielkimi ostrzami. Gdy padł na niego strumień światła, głowa potwora gwałtownie podskoczyła do góry, a z ust wypełnionych ostrymi kłami wbijającymi się we własną czaszkę dobiegł zawodzący, wysoki jazgot.

Isaac wrzasnął i błyskawicznie cofnął się do tył. Odruch był zupełnie niekontrolowany i mężczyzna potknął się o leżące na ziemi krzesło. Wywrócił się z hukiem na plecy, a piła plazmowa wypadł mu z ręki. Przyczepiona do broni latarka oświetliła jasną smugą przeciwległą ścianę, a potwór zniknął w ciemnościach.

Mężczyzna usłyszał, jak wysoki jazgot przechodzi w niski ryk, a pomieszczenie wypełnił zbliżający się w zastraszającym tempie odgłos szponów uderzających o metalową podłogę. Clarke szarpnął się i sięgnął po leżącą nieopodal broń. Usłyszał dźwięk przewracających się krzeseł, a w półmroku dostrzegł nacierający, pajęczy kształt poczwary.

W ostatniej chwili złapał broń i wycelował przed siebie. Zobaczył jak potwór wygiął się nienaturalnie do przodu i pędził przed siebie odpychając się równocześnie szponami i nogami. Jego głowa na wydłużonej szyi podrygiwała niczym na sprężynie, a wypełniona kłami wielka paszcza była metr od leżącego mężczyzny.

Isaac wypalił z piły nie mając czasu na dokładne wycelowanie. Twardy huk wypełnił pomieszczenie, a ostra wiązka przecięła szyję rozpędzonej istoty. Przeraźliwy ryk gwałtownie się urwał, głowa potwora oderwała się od tułowia, nogi zaplątały się o szpony, a istota wywróciła się przelatując nad Clarkiem i uderzając z nieprzyjemnym plasknięciem w ścianę.

Pomieszczenie wypełniła cisza. Isaac leżał na ziemi dysząc ciężko i wsłuchując się w swoje walące jak młot serce. Niezdarnie uniósł się na kolana, a następnie podniósł na nogi. Przymknął oczy i starał się uspokoić nerwy. Nagle usłyszał za sobą ostry dźwięk – jakby ktoś jeździł kredą po tablicy. Obrócił się błyskawicznie, ale było już za późno. Potwór, któremu odciął głowę wstał i odbił się szponami od posadzki. W pełnym pędzie wpadł na Clarke’a wbijając mu ostrze głęboko w ramię. Pancerz górniczy pęk jak skorupka od jajka, a szpon wszedł gładko w ciało mężczyzny. Isaac wrzasnął z bólu i zobaczył czarne mroczki latające przed oczami. Potwór szykował drugi szpon w celu zadania ostatecznego ciosu. Clarke uniósł zdrową dłoń trzymającą broń i strzelił prosto w ramię istoty. Gotowy do ataku szpon oderwał się od ciała i poszybował w bok. Z otwartej rany chlusnęła strumieniem ciemna posoka, a potwór rzucił się do tyłu wyrywając drugie ostrze z ciała Isaaca.

Mężczyzna opadł na kolana i poczuł jak ostra fala bólu przenika mu całe ramię. Nie miał jednak wiele czasu. Potwór, mimo że nie miał głowy i jednego szponu, szykował się do kolejnego ataku. Tym razem jednak Clarke miał czas na dokładne wycelowanie. Noga potwora została potraktowana silną wiązką z piły plazmowej. Istota zachwiała się i w gwałtownych spazmach runęła na ziemię. Druga wiązka zupełnie oderwała kolejną nogę potwora. Istota jednak nie rezygnowała. Zaczęła czołgać się używając do tego ostatniej kończyny zakończonej szponem. Okrwawiony korpus zostawiał za sobą czerwoną ścieżkę, a z otwartych ran sączyła się żółtawa posoka. Isaac celnym strzałem odciął ostatni szpon poczwary.

Korpus pozbawiony wszystkich części ciała zaczął drgać w konwulsjach na posadzce. Mężczyzna podszedł do dogorywającego potwora, uniósł nogę i silnym ciosem zmiażdżył ciało istoty. Żółta posoka chlapnęła na wszystkie strony, a kawałki mięsa wystrzeliły spod ciężkich górniczych butów uderzając w ścianę, krzesła, stoły i przyczepiając się do pancerza górniczego. Co jednak najważniejsze – już się nie poruszały.

Isaac zgiął się w pół i chwycił za ranne ramię. Czuł jak ręka powoli drętwieje, a kości przeszywają pulsujące fale bólu. Światło latarki drwiąco padało na leżącego przy ścianie człowieka, który jeszcze nie tak dawno pozwolił sobie na swój ostatni w życiu śmiech.

Clarke parsknął – Może też tak skończę? Niczym szmaciana, zakrwawiona, niechciana lalka rzucona pod ścianę? Ta stacja to przecież przeklęty grobowiec.

Niestety spokój nie trwał długo. Nagle pomieszczenie wypełnił suchy trzask elektryczności, wiszące kable zapaliły się tysiącem iskier, a lampy zaczęły gwałtownie błyskać jaskrawym światłem. Niektóre telebimy włączyły się i wyświetliły niebieskie zakłócenia. Na przeciwległej stronie długiej sali ruszyły z hukiem potężne, metalowe windy i rozjarzyły się kolorowe kontrolki. Gdzieś na stacji rozległ się głośny odgłos rozpędzającego się generatora. Nie minęła chwila gdy zawtórowało mu piekielne wycie dobiegające z kanałów wentylacyjnych. Wrzask był niemal przytłaczający. Ryki było słychać z każdej strony pomieszczenia.

Clarke usłyszał trzask interkomu i nawet nie czekał aż się ktoś odezwie:

-Mów co tu się do cholery dzieje! – wrzasnął starając się przekrzyczeć otaczający go łoskot i zawodzenie.

-Isaac, uruchomiło się awaryjne zasilanie! Jeśli ci życie miłe uciekaj stamtąd natychmiast – krzyczała kobieta – To coś zostało obudzone i nie jest w dobrym nastroju!

Jedna z krat wentylacyjnych znajdujących się przy suficie wyleciała z hukiem z zawiasów.

-Winda! Isaac, pędź do windy! Ona powinna cię zaprowadzić do… - interkom zaczął przeraźliwie trzeszczeć.

Clarke zaklął siarczyście i ruszył biegiem w kierunku wind. Nagle z wentylacji wypadł identyczny potwór, z którym się przed chwilą rozprawił. Mężczyzna nie zwracając na niego uwagi pędził do windy. Za sobą usłyszał świszczący ryk i huk wypadających krat wentylacyjnych. Coś się zawaliło, trzask był przerażający. Coś strzeliło. Coś ryknęło. Isaaca otaczała feeria mrugających świateł awaryjnych i niesamowitego wrzasku dzikich zwierząt.

Dysząc ciężko dobiegł do windy i wdusił na hologramie guzik przywołania. Obrócił się przywierając do drzwi plecami.  To, co zobaczył spowodowało, że nogi same się pod nim ugięły, a ciało zaczęło ważyć kilkakrotnie więcej.

-Nie róbcie sobie jaj… - wyszeptał zrezygnowany.

Naprzeciw Isaaca rozgrywała się przerażająca scena. Pomieszczenie powoli wypełniało się masą skręconych, pokrwawionych, nienaturalnie zmutowanych ciał. Wypełzały z wentylacji, wyrywały kraty w podłodze, wpychały się drzwiami. Rycząc, zawodząc i tarzając się po ziemi tuzin potworów z najczarniejszych koszmarów zbliżał się do mężczyzny. Długie szpony roztrącały na wszystkie strony stoły, kły wbijały się w ciało potworów pędzących obok, kawałki krwawiącego mięsa latały naokoło.

Clarke spojrzał na piłę plazmową. Zostało mu tylko siedem naboi. Usłyszał nagle zbawienny odgłos zjeżdżającej windy.

-Na Boga. Szybciej – wyszeptał.

Fala ryczących potworów zbliżała się. Nagle jeden z nich wypuścił się przed stawkę i z szybkością, o którą trudno by podejrzewać zmutowany zlepek części ludzkiego ciała, rzucił się na Isaaca. Mężczyzna ugiął się na kolanach, wycelował i trafił prosto w kolano istoty. Potwór z przeraźliwym, zagłuszającym wszystko rykiem runął na ziemię. Gdy chciał wstać został przygwożdżony do ziemi przez szpon pędzącego za nim towarzysza. Clarke nie czekał. Strzelił dwa razy w kolejnego potwora odcinając mu głowę i cienką nogę. Żółta posoka zalała ziemię, a poczwara spadła na podłogę wpadając w przeraźliwe konwulsje.

Pozostałe cztery potwory pędziły przed siebie jak w amoku. Jeden z nich zahaczył o wystający telebim i roztrzaskał go w drobny mak przy okazji odrywając sobie kawałek brzucha. Płat mięsa zawisł na drutach, a istota tylko przyspieszyła wydając głośny jazgot.

Isaac usłyszał jak winda zatrzymuje się na jego piętrze. W tym samym czasie dopadł go jeden z potworów. Mężczyzna wystrzelił na oślep przecinając poczwarę na pół. Pancerz górniczy został zalany żółtym, lepkim płynem, a opadające ostrze minęło głowę Clarke’a o kilka milimetrów.

Poczuł za plecami jak otwierają się metalowe drzwi. Widział kotłujące się ciała, szykujące się do skoku. Błyskawicznie obrócił się i wbiegł do windy niemal wbijając się w guzik ze znakiem „poziom drugi”. Nagle poczuł przeraźliwy ból w lewej nodze i został ciśnięty o ziemię. Z hukiem uderzył o podłogę wywracając się na brzuch. Całe udo zapłonęło żywym ogniem. Poczuł jak coś go zaczyna wyciągać z windy. Starał się obrócić na plecy ale to tylko spotęgowało przeraźliwy ból. Tuż obok siebie usłyszał mrożący krew w żyłach ryk. Poczuł smród rozkładających się ciał. Drzwi windy zablokowały się. Isaac rozpaczliwie złapał się za ich krawędź. Poczuł jak ostrze zaczyna przecinać nogę. Z całej siły zaparł się o metalowe drzwi i pokonując przeraźliwy ból obrócił się na bok.

Jeden z potworów przebił mu szponem nogę i starał się wciągnąć Clarke’a z powrotem do pomieszczenia. Isaac przeraźliwie wrzeszcząc wycelował i strzelił w ramię zakończone ostrzem. Poczuł jak zacisk się luzuje i z całej siły szarpnął się do góry. Zobaczył jak szpon wychodzi z nogi pozostawiając po sobie ogromną, otwartą do kości ranę. Jęcząc wczołgał się do windy, która zatrzasnęła się na głowie kolejnej poczwary. Długa szyja strzeliła niczym bańka, a winda z hukiem ruszyła.

Isaac podczołgał się do ściany i oparł się o nią bezwładnie. Cała noga bolała, jakby ktoś przypalał ją gorącym żelazem. Mężczyzna przełknął ciężko ślinę. Krótkie spojrzenie na ranę wystarczyło aby ocenić, że noga się raczej do niczego nie przyda. Rana była długa i sięgała samych kości.

Zamknął oczy i wsłuchał się w uspakajający dźwięk pnącej się do góry windy. Ryki i zawodzenia pozostały gdzieś daleko na dole. Odległe. Nieistotne.

Clarke uśmiechnął się do siebie

-Nareszcie spokój.

Winda powoli jechała do góry. Odgłos pracujących rytmicznie silników działał niemal kojąco. Spokój. Nareszcie spokój.

Mężczyzna w pancerzu górniczym leżał oparty bezwładnie o metalową ścianę. Naokoło niego tworzyła się powoli niewielka, czerwona kałuża.

**

Opowiadanie jest w całości tworem mojej wyobraźni i jest jedynie inspirowane grą Dead Space.

Marcin Łukański
12 sierpnia 2010 - 00:44