Twórcy gier komputerowych chętnie sięgają po inspirację do historii – niestety, z maniakalnym natręctwem upodobali sobie kilka popularniejszych fragmentów ludzkich dziejów. Stąd ciężko nam opuścić fronty II Wojny Światowej, średniowiecznie zamczyska czy realia feudalnej Japonii. Całe szczęście historia wkracza odważniej również w gatunki poza strategiami. Prezentacja włoskiego renesansu w Assassin’s Creed II to bardziej porywająca wizja niż większość fantastycznych i udziwnianych na siłę światów. Nie wspominając już o mocnych historycznych korzeniach w wielu strzelaninach FPP. Ta sytuacja o tyle mnie cieszy, że jeszcze 10 lat temu nic nie wskazywało, aby w tym gatunku możliwe było pokonanie dziwacznych schematów wytyczonych przez tuzy gatunku jak Doom, Duke Nukem 3D czy Quake.
Istnieją jednak takie karty historii, których nawet bardzo odważny deweloper nie tknie nawet kijem przez szmatę. Ot, pewne tematy są zbyt ciężkie, skomplikowane i nadal niezwykle aktualne przez co i o obrazę milionów potencjalnych konsumentów nietrudno. Dla pewności - nie, nie mam zamiaru nawet wchodzić na wydeptany grunt Katynia.
Wojna domowa w Hiszpanii z drugiej połowy lat 30 ubiegłego stulecia to temat nadal niezbyt dobrze znany – nawet wśród miłośników humanistycznej nauczycielki życia. Z jednej strony to II Wojna Światowa swoim niespotykanym rozmachem działań zebrała na siebie słuszną uwagę. Z drugiej – próba zrozumienia niezwykle pogmatwanej historii wewnętrznych niepokojów Hiszpanii to wysiłek nie lada. Stąd przez dziesięciolecia najłatwiejsze sądy na temat wojny domowej przyszło wyrazić ludziom całkowicie oddanym jednej lub drugiej stronie konfliktu. Całe szczęście w społeczeństwie fanatyków coraz mniej to i na rynku ukazują się książkowe publikacje przeznaczone dla czytelnika o umiarkowanych poglądach – w tym ostatnimi czasy „Walka o Hiszpanię 1936-1939. Pierwsze starcie totalitaryzmów”.
Antony Beevor, w Polsce już znany dzięki bardzo dobrym pozycjom o Stalingradzie i Berlinie, to historyk z najwyższej półki. Rzetelny, o kapitalnym warsztacie, prezentujący dojrzałą trzeźwość sądów. Tym razem jednak mamy do czynienia z dziełem znacznie trudniejszym, choć podkreślić należy, że nie mniej pasjonującym. Autor na siłę nie ułatwia czytelnikowi wyjaśnienia niesamowicie skomplikowanych przyczyn wojny. Nie ma tu żadnych kompromisów, uproszczeń aby też kurze domowej przy robieniu barszczu lektura spasowała. Szczególnie pierwsze rozdziały wymagają tytanicznego wysiłku. Rzucony na głęboką wodę czytelnik musi odnaleźć się w zalewie powszechnie u nas nieznanych nazwisk, organizacji, ruchów i wydarzeń politycznych. Warto jednak to wyzwanie podjąć – kobyła Beevora to dzieło głębokie, nie dające łatwych odpowiedzi ale za to puszczające liczne impulsy do samodzielnych przemyśleń. W przerwie między wirtualnymi podbojami – lektura obowiązkowa.