Lubię komedie. Takie w których ludzie okładają się tortami i takie gdzie cięty język powoduje radosne rechoty. "Duże dzieci" wywołały we mnie szerokie ziewanie, przerywane co pewien czas delikatnym uśmiechem. Tortem miałem co najwyżej ochotę przyłożyć reżyserowi i scenarzyście. Ot taki trochę smutny film obyczajowy o grupie przyjaciół którzy spotykają się po latach i za wszelką cenę usiłują siebie i nas rozśmieszyć, co moim zdaniem niestety im nie wychodzi.
Niby dobra obsada, Adam Sandler, Chris Rock, Rob Schneider, Kevin James, David Spade pozwoliła by obdzielić ze trzy komedie i niby nawet panowie się starają ale jednak nadal poziom radości jest dosyć znikomy. Oglądałem ten film jak najzwyklejszy średniej klasy film obyczajowy i ci którzy zobaczą go kiedyś w telewizji po wieczornym wydaniu dziennika pewnie nie będą narzekali, cztery bloki reklamowe powinny nadać odpowiedniego tempa i przyspieszyć narrację.
Scenarzysta miał wyraźnie kiepski dzień, no może dwa dni, bo pewnie tyle zajęło mu napisanie tej sztampowej, przewidywalnej i wręcz banalnej historii.
Reżyser przeczytał w 10 minut streszczenie scenariusza i powiedział zapewne "Panowie, jesteście gwiazdami komedii, ale tym razem nie wyłonimy najlepszego, więc nikomu nie wolno się wychylać z niczym śmiesznym. Macie powoli odgrywać swoje role, tłumaczyć opowiadane dowcipy tak aby moja babcia wszystko zrozumiała".
Aktorzy nie musieli się specjalnie umawiać na termin zdjęć, akurat byli na wakacjach odpoczywając po męczącym kręceniu jakiegoś ważnego filmu, więc ekipa wpadła na chwilę i nakręcili ich przy codziennych letnich czynnościach.
Agenci od promocji filmu, wybrali wszystkie śmieszne momenty filmu i złożyli z tego zwiastun.
Nie polecam, chyba że macie zamiar całować się przez cały film z dziewczyną.
moja ocena: 3/10