SJJT, czyli Syndrom Jeszcze Jednej Tury (w tym przypadku raczej 'jeszcze jednej potyczki'), żyje i ma się dobrze. Pomimo, że na co dzień unikam kontaktu z grami określanymi mianem popierdółek i wolę pogrywać w "pełnoprawne" produkcje, to istnieje kilka wyjątków od tej reguły. Jednym z nich jest seria "Puzzle Quest", którą darzę wielką sympatią. Przy "Challenge of the Warlords" spędziłem grubo ponad 100 godzin, i choć w "Galactrix" przekombinowano chociażby z mini-grami hakerskimi na czas, to też cenię sobie tę produkcję. Nie ukrywam jednak, że bardziej cieszy mnie powrót do świata fantasy, aniżeli kontynuowanie wojaży po galaktyce. I to, że w "Puzzle Quest 2" uniknięto kontrowersyjnych zmian.
Małe sprostowanie na wstępie... ocenę, którą widzicie w prawym górnym rogu ekranu prosiłbym nie traktować jako końcową. Z braku wolnego czasu drugiej części "Puzzle Quest" poświęciłem jak dotąd około dwunastu godzin, przy czym jeśli nie wydarzą się nieprzewidziane sytuacje (ani nie spiętrzą obowiązki), to nie widzę powodów, dla któych licznik spędzonego przy grze czasu nie miałby zacząć pokazywać trzycyfrowych wartości.
"Puzzle Quest 2" nadal w bardzo sprytny sposób próbuje udawać grę role-playing, w której wszystkie czynności wykonywane są poprzez rozwiązywanie zadań logicznych. Ich zasady mogą na pierwszy rzut oka przypominać bardzo popularnę serię "Bejeweled", polegającą na ustawianiu obok siebie kul o tym samym kolorze, przy czym są to jedynie pozory. W rzeczywistości "PQ2" jest znacznie bardziej skomplikowany i mogę z radością powiedzieć, że skok jakościowy w porównaniu do pierwszej części jest znaczny. Niemal każda potyczka wymaga teraz solidnego kombinowania, gdyż z jednej strony trzeba zbierać obiekty potrzebne do rzucania czarów i wyprowadzania ataków, a z drugiej utrudniać życie przeciwnikowi. Jest to szczególnie widoczne w trakcie częstych potyczek z bossami, bo próbując wykonywać jedynie standardowe ruchy można doprowadzić do sytuacji, w której przeciwnik będzie się nieustannie leczył lub uzbiera wystarczającą liczbę kul na odpalenie ataku, który zmiecie naszego bohatera z powierzchni ziemi. W sequelu znacznie bardziej przypadły mi też do gustu mini-gry. Są one pomysłowe, nie irytują tak jak wyzwania w "Galactrix", a ponadto występują w wielu różnych odmianach (co ciekawe, niejednokrotnie można wybrać typ mini-gry do rozwiązania konkretnego zadania, np. otwarcia drzwi).
Najważniejszym usprawnieniem w "Puzzle Quest 2" jest jednak ograniczenie oszustw ze strony sztucznej inteligencji, co było prawdziwą bolączką jedynki. W kontynacji praktycznie nie odczuwa się tego, że komputer solidnie kantuje i się z nami bawi. Przyczepić można się właściwie jedynie do wbudowanych podpowiedzi, które dość często wskazują ruchy ułatwiające życie konkurentowi. Wystarczy się jednak na nie uodpornić i można się naprawdę świetnie bawić.
Mógłbym tu oczywiście wspomnieć o mnóstwie innych rzeczy, które pojawiły się w kontynuacji, jak chociażby o zastąpieniu podróżowaniu po mapie świata eksploracją konkretnych lokacji, ale o tym wszystkim najlepiej przekonać się na własnej skórze. Fani jedynki z całą pewnością nie będą zawiedzeni i nie powinni się obawiać powtórki eksperymentów z "Galactrix". "Puzzle Quest 2" to jeszcze większy pożeracz czasu od swojego poprzednika i gra, od której autentycznie trudno się oderwać. Ze swojej strony polecam wersje na PC oraz Xboksa 360, gdyż edycja na DS-a cechuje się ponoć znacznie niższym poziomem sztucznej inteligencji wrogów.