Batman Arkham Asylum okiem yasia - yasiu - 13 stycznia 2011

Batman Arkham Asylum okiem yasia

yasiu ocenia: Batman: Arkham Asylum
85

Informacje o Batmanie z podtytułem Arkham Asylum docierały do mnie od dawna. Wiele osób chwaliło, trudno było trafić na słowo konkretnej krytyki. Gra pojawiła się na rynku, poleżała na półkach, zgarnęła trochę nagród i w końcu, płytka z Panem Nietoperzem zagościła w odtwarzaczu mojej konsoli.

Grałem w swoim życiu w wiele dobrych gier, nie wszystkie jednak kończyłem, a jeśli już, to nie z przyjemnością, a raczej z obowiązku. Należę do graczy którzy musząc powtarzać tą samą czynność po raz pięćdziesiąty (czy to ze względu na poziom trudności, czy sadyzm autorów) woli raczej ciepnąć grę w kąt i zacząć grać w coś innego. Tak więc wyśmienita gra dla mnie to pozycja taka, która nie znudzi mnie swoją fabułą, pozwoli się ukończyć bez nadmiernego frustrowania mnie, a do tego dobrze wygląda i ma w sobie coś, czego inne gry nie miały.

Taki właśnie jest Batman Arkham Asylum. Po pierwsze więc mamy ciekawą, niezbyt nachalną i nie angażującą zbytnio intelektualnie gracza fabułę. Do doskonałego szpitala psychiatrycznego zwanego Arkham Asylum trafia Joker – oczywiście w asyście Batmana. Byłoby po grze gdyby nie fakt, że dostanie się do szpitala, to element planu pajaca mającego na celu – to co zwykle, zniszczenie, zniewolenie, zagrabienie Arkham. Nie wnikając w szczegóły fabularne, Batman musi powstrzymać Jokera. Co by było weselej – i trudniej – teren szpitala staje się tymczasowym miejscem zamieszkania bandy szumowin z całego miasta. Zarówno tych szeregowych wystających po bramach płotek, potrafiących jedynie okradać staruszki, jak i wredot większego kalibru.

Ci pierwsi stanowią mięso armatnie, z którym mamy do czynienia sporo, ale nie za dużo. Fajnie, bo mimo że rodzajów przeciwników jest dosłownie kilka, nie odczuwa się tego jako minus. Każdy wymusza nieco inny styl walki, i każdą kolejną grupkę traktuje się raczej jako miły przerywnik a nie uciążliwość. Same walki to doskonale wyważony system wymagający od grającego precyzji i refleksu, dający przy tym ogromną frajdę, też wizualną.

Dzięki Jokerowi, Arkham Asylum staje się prawdziwym domem wariatów

Druga grupa to już większy kaliber, osobistości takie jak między innymi Poison Ivy, Mr. Zszasz, Scarecrow czy Killer Croc. Nie z wszystkimi przyjdzie nam walczyć, ale może to i dobrze? Wszystkich za to przeciwników, i tych pojawiających się na ekranie i tych wspominanych, zbierzemy sobie jako trofea. Różne działania naszego nietoperza odblokowują nie tylko świetnie wykonane modele które możemy oglądać w menu, ale też notki biograficzne na temat przeciwników. Z notatek tych dowiemy się kto zacz oraz kiedy po raz pierwszy pojawił się w życiu Batmana. Dla umiarkowanych fanów Wayne’a nie jest to może wielki plus, ale miłośnicy świata stworzonego przez DC Comics powinni być zachwyceni. Dodatkiem który szczególnie przypadł mi do gustu są rozrzucone po terenie szpitala nagrania z rozmów z pacjentami. Wiele ciekawego można się dowiedzieć o tym co powoduje złem w świecie Batmana.

Graficznie Batman:AA wykonany jest rewelacyjnie. Nie wnikam, na jakim silniku tworzono grę, zazwyczaj nie ma to dla mnie znaczenia. Istotne jest, że jest efektowna, odpowiednio mroczna, zawiera tyle szczegółów ile trzeba a animacje postaci są naprawdę ciekawe. Dla mnie majstersztykiem były poziomy w których rolę główną odgrywa Scarecrow – zrealizowano je z każdej strony doskonale. Podobnie jest z udźwiękowieniem, jest świetne, a gadający przez całą grę Joker potrafi po raz, czasem nieźle rozbawić, po dwa powoduje, że podczas ostatecznej konfrontacji mamy jedynie ochotę rozkwasić jego wytapetowaną twarz na miazgę.

Elementem który dodaje Batmanowi tak zwanej grywalności, jest niewątpliwie rozwój bohatera. Rozwiązując zagadki, pokonując przeciwników – im bardziej efektownie tym lepiej – otrzymujemy punkty doświadczenia. Inwestujemy je w rozwój Batmana, dajemy mu mocniejsze ciosy, lepszy pancerz, poprawiony batarang i typ podobne. Możliwości jest kilkanaście i kończąc grę na poziomie normalnym, bez wgryzania się szczególnego w szukanie zagadek, można odblokować je wszystkie. Jest to o tyle istotne, że wyzwania o których mówię dalej są bez rozwiniętego Batmana bardzo trudne o ile nie niemożliwe do wykonania.

A mówili, że biblioteki i archiwa to nie na głowę zwykłego łobuza, nawet jeśli makijaż wzorował na Kiss

Ukończenie gry nie jest wielkim problemem, zarówno przeciwnicy jak i zagadki stawiane przed Batmanem dla przeciętnego gracza nie stanowią ogromnego wyzwania. Dlatego gra się fajnie, a żeby było jeszcze lepiej, ukończenie fabuły nie stanowi końca gry. Do zrobienia zostaje całkiem sporo, na samym terenie szpitala niejaki Edward Nigma ukrył wiele zagadek, czasem naprawdę przewrotnych. Ich rozwiązywanie raz że daje zwykłą frajdę, dwa że pozwala ująć Nigmę, a to kolejny achievment do zdobycia. Osobna zabawa to tak zwane wyzwania w których kierujemy naszym nietoperzem tak, żeby sprostać stawianym przed nim celom. Musimy więc odpowiednio obić kilka grup przeciwników zdobywając jak najwięcej punktów – a to wymaga solidnego kombinowania z kombosami i doskonałym w sumie systemem walki. Drugi rodzaj wyzwań wymaga działania w ciszy, tu trzeba w jak najkrótszym czasie zdjąć wszystkich przeciwników na planszy nie dając się zabić. A trzeba powiedzieć, że Batman zauważony to Batman dość szybko martwy.

 Słowem, Batman Arkham Asylum zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Nie spędziłem z nim wiele czasu, ale to, co przesiedziałem przed konsolą uważam za czas dobrze zainwestowany w rozrywkę. Gdybym był maniakiem zbierania achievmentów, zapewne nad grą posiedziałbym dłużej. Nie jestem, wystarczy tyle, ile grałem. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Dlaczego oceniam grę tak a nie inaczej? Bo Batman nie jest doskonały. Oceniając grę mogę pominąć drobne defekty graficzne i tym podobne rzeczy. Nie jest jednak Arkham Asylum grą odkrywczą, grą pokazującą świat, którego wcześniej nie widziałem. To doskonale zrealizowana wizja świata, który opisany jest bardzo szczegółowo.

yasiu
13 stycznia 2011 - 16:11