Żaden ze mnie krytyk filmowy, ani znawca polskiego kina, ale odnoszę wrażenie, że w ciągu ostatnich paru lat w naszym kraju kinematografia nieco podniosła się z kolan. Z miejsca mogę wymienić trzy stosunkowo mainstreamowe filmy z ostatnich dwóch lat, których obejrzenie sprawiło mi autentyczną przyjemność: Dom Zły, Wszystko co kocham i Rewers. Do tej trójki dołączają z dniem dziesiejszym Skrzydlate Świnie, które z wymienionych obrazów są dziełem najsłabszym, jednak i tak wyróżniającym się, na tle tego co ląduje w kinach.
Akcja filmu Anny Kazejak skupia się na środowisku kibiców drugoligowej drużyny z Grodziska Wielkopolskiego. Wspieranie drużyny, to dla tych ludzi jedyny cel w życiu. Bandzie przewodzi Oskar – zaprawiony w „bojach” weteran i legenda ekipy. Scenariusz każdego meczu jest taki sam: nieustanny doping dla drużyny, która zazwyczaj niestety zawodzi, burda po spotkaniu, wizyta w barze i obfite oblewanie przegranej/zwycięstwa. Kibicowanie, które wydaje się prostym sposobem na życie, odwracającym uwagę od rzeczywistych problemów, staje niestety bohaterom filmu na drodze do lepszego jutra.
Co składa się na to, że Skrzydlate Świnie to niezły film? Do całkiem niezłego pomysłu na fabułę, dodano ciekawy wątek miłosny, kilka elementów humorystycznych, oraz niegłupio wykreowane postaci. Bohaterowie flmu nie są przerysowani, mają swoje słabości, potrafią okazać okrucieństwo, zemścić się, a później po ludzku wybaczyć, czy okazać skruchę. Pierwszoplanowe role są całkiem nieźle zagrane. Paweł Małaszyński w roli Oskara wypada bardzo dobrze, podobnie jak Piotr Rogucki jako Mariusz, brat Oskara i Olga Bołądź w roli dziewczyny Mariusza. Kilka postaci drugoplanowych zagrało drętwo, ale w porównaniu z polskimi „hitami”, które królują na ekranach naszych kin i tak jest świetnie. Na plus muszę policzyć także fakt, że film jest dobrze nakręcony, co jest novum w naszej rodzimej kinematografii.
Skrzydlate Świnie to taki rodzaj filmu, który chciałbym aby był obecny w polskich salach kinowych. Krew się we mnie gotuje, kiedy widzę reklamę kolejnej durnej komedii romantycznej, która ma tyle z komedii co pan Mietek z budowy i tyle romantyzmu, co pijany menel. Skrzydlate Świnie to film na poziomie – wzrusza, wzburza, skłania do lekkiej refleksji. Nie jest to ciężkie kino, ale z drugiej strony oferuje coś więcej niż tylko bezmyślną rozrywkę. Ocena ode mnie? Arcydzieło to nie jest, do legendy nie przejdzie, ale to przyzwoite kino - 7/10. I zachęta dla Czytelników, by kiedy Wasze drugie połówki będą chciały iść do kina, to zamiast drałować do najbliższego multipleksu na jakiś chłam, który wkrótce zacznie zalewać nasz kraj (sezon letni) nabyć na DVD kopię Skrzydlatych Świń, zamówić pizzę i spokojnie obejrzeć przyzwoity film.