Pamiętacie jeszcze jak w listopadzie narzekałem na to, że Riot Games animuje społeczność, a Blizzard śpi? Najwidoczniej gigant obudził się z zimowego snu i wcale nie jest taki skostniały, jak mogło by się wydawać. Nie ważne, czy to premiera pierwszego dodatku tak rozruszała producenta StarCrafta II, czy może ktoś w końcu zorientował się, że siłą samej społeczności i marką długo się w dzisiejszych czasach nie utrzyma na powierzchni świata e-sportu. Istotne jest to, że Blizzard wraca do gry.
Model biznesowy i działania dotyczące istoty gry
Zaczęło się od premiery Heart of the Swarm, wraz z którą pojawił się szereg usprawnień – możliwość dołączania do grup, gry poza rankingiem. Bardzo istotnym zwiastunem jest pojawienie się pierwszych skórek. Póki co jest ich jak na lekarstwo, ale trzeba to uznać za działania przygotowawcze ze strony Blizzard. Trudno się spodziewać, żeby osoby, które zapłaciły pełną cenę za StarCrafta II: Wings of Liberty, a nastepnie Heart of the Swarm (łącznie 100$!) były wniebowzięte, żeby nagle powstał sklepik wbudowany w grę, zachęcający ich do wydania kolejnych pieniędzy.
Moim zdaniem istnieją dwa możliwe scenariusze:
A gdzie opcja „StarCraft II pozostaje tym czym jest?”. Moim zdaniem nie ma takiej opcji. Blizzard chce zmienić model biznesowy. Pytanie tylko czy zmian doczekamy się przed, czy po premierze Legacy of the Void?
Ponad dwa lata minęły od premiery StarCrafta II: Wings of Liberty, do ukazania się Heart of the Swarm. Załóżmy optymistyczny scenariusz, że kolejny dodatek ukaże się pod koniec 2014 roku. Blizzard musi wtedy „odczekać” przynajmniej rok, żeby móc przejść na free-to-play i nie oburzyć osób, które już kupiły grę. Czy będą czekać tak długo? Są w tej kwestii między młotem, a kowadłem. Każda decyzja jest zła. Wybierając pierwszą opcję rozjuszą graczy, no i długoterminowo zablokują sobie drogę. Decydując się na drugą, skazują się na kolejne lata bez zmian.
Producent StarCrafta II wpadł w pułapkę, którą nieświadomie zastawił na siebie sam kilka lat temu. Zapowiadając swoją grę jako trylogię i rozciągając ją na lata do przodu. Świat w 2008 roku był zupełnie inny niż dzisiaj.
Bezpośrednie wsparcie e-sportu
Po zakończeniu pierwszego sezonu World Championship Series, będącym pierwszym turniejem o wielkiej skali, organizowanym bezpośrednio przez Blizzard (Battle.net Invitational zaliczam raczej do średnich-dużych), jeden z przedstawicieli firmy stwierdził, że nie będą oni bezpośrednio angażować tak wielkich środków, jak robi to konkurencja i poprzestaną na wspieraniu i pomocy dla organizacji trzecich. Cóż, ktoś w szefostwie chyba popukał się w czoło, bo WCS 2013 jest zupełnym przeciwieństwem tych słów. Blizzard wchodzi w e-sport mocno, nie żałując grosza, środków, ani wielkich słów mianując się królem, panem i władcą.
I bardzo dobrze.
To Blizzard zarabia bezpośrednio na każdej sprzedanej sztuce gry. To oni mają największy interes w tym, żeby StarCraft II kwitnął jako e-sport. Mają najwięcej środków i mają bezpośredni wpływ na grę.
Na najbliższy sezon przewidziano 1,6 miliona dolarów. Gwoli przypomnienia – podczas ubiegłych wielkich finałów WCS w Szanghaju w puli znajdowało się 0,25 miliona dolarów, a na cały sezon przeznaczono około 0,5 miliona dolarów. Cięzko wyrokować, ale możliwe, że Blizzard chce żeby w 2013 roku StarCraft II mógł w końcu pochwalić się turniejem z milionem zielonych w puli.
Biorąc pod uwagę, że konkurencyjne tytuły są drużynowe, co równa się podziałowi nagród (milion dla zwycięzców brzmi super, ale do podziału na pięciu już mniej), Blizzard oferuje coś naprawdę dużego.
W arcykrótkiej serii Q&A, pada pytanie czy będą jakieś inne imprezy w roku poza WCS. Odpowiedź brzmi „będą, nie mogą tylko kolidować z naszymi eventami”. Producent StarCrafta II wszedł w e-sport „z buta”. Brzmi to jak dziejowa niesprawiedliwość – latami siedzą wygodnie z boku i obserwują jak firmy trzecie nabijają popularność ich grze, a teraz koronują się samowolnie. Pamiętajmy jednak, że po pierwsze primo – oni są autorami samej gry, po drugie secundo – zostali zmuszeni do działań przez rynek.
Na co jeszcze wpadnie Blizzard?
Są pewne rzeczy, których Blizzard jeszcze nie łapie i pewnie zrozumie dopiero po tym, jak zrobi to konkurencja (czyli najprawdopodobniej Riot Games - patrz wywiad z DjWHEATem dla Penny Arcade). Przyszłość to wspieranie społeczności na każdym poziomie. Od organizowania wielkich turniejów, przez docenianie najbardziej aktywnych jednostek, po wysłanie t-shirtów na fanfest czy BarCrafta. Nie po znajomości, nie po uprzednich błaganiach, ale prawie że z automatu. W dłuższej perspektywie można się spodziewać większego znaczenia lokalnych „animatorów społeczności”, w naszym polskim przypadku na poziomie krajowym. W tej chwili dialog zarówno z Riotem, jak i Blizzardem jest dosyć drętwy. Jednak w przypadku League of Legends sytuacja szybko zmienia się na lepsze.
Wciąż marzy mi się też klient gry, który otwierałby się momentalnie w oknie, tak żeby od naciśnięcia ikony gry, do wyszukania meczu minęło maksymalnie kilkadziesiąt sekund. StarCraft II wciąż jest odrobinę za duży, żeby odpalać go pod wpływem impulsu „tylko na jedną partyjkę”.
Czyli co? Dobrze jest?
Dobrze.
Ogólnie rzecz biorąc przyszłość rysuje się w o wiele lepszych barwach, niż powiedziałbym to pół roku temu. Nie sprawdził się czarny scenariusz, w którym Blizzard odpuszcza e-sport i daje StarCraftowi umrzeć, żeby móc skupić się na MMO i innych tego typu bzdurach ;)
Rok 2013 zapowiada się dobrze. Rok 2014 również. W najgorszym wypadku Blizzard kupił sobie czas do premiery Legacy of the Void.
Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój fanpage na Facebooku, może nawet zasubskrybujesz mój prywatny profil, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.