To tylko seks - recenzja filmu - promilus - 27 października 2011

To tylko seks - recenzja filmu

Konspekt scenariusza do 99% komedii romantycznych wygląda mniej więcej tak:

  1. On i Ona się poznają (często na początku się nie lubią, mają kogoś innego)
  2. On i Ona stopniowo się w sobie zakochują, obowiązkowa jest randka w niezwykłym miejscu, bo każdy szanujący się bohater komedii romantycznej musi takie miejsce znać.
  3. On i Ona idą na randkę, podczas której przynajmniej jedno z nich pokazuje swoje spontaniczne zachowanie. Kolacja przy świecach odpada. Częściej jest to coś w stylu rejsu motorówką lub spędzenia nocy w sklepie z łóżkami.
  4. On i Ona zaczynają mieć problemy. Z reguły te problemy wynikają z nieporozumienia np. ona widzi go całującego inną kobietę, podczas gdy to ta kobieta pocałowała jego, i w ogóle to jest to jego ciotka, która tak się wita. Ona mu nie wierzy.
  5.  On i Ona się rozstają. Ona płacze w poduszkę, on chodzi smutny.
  6. On i Ona przypadkowo się spotykają, lub dzwonią do siebie. Przynajmniej jedno z nich utrzymuje, że nie chce drugiego znać.
  7. On i Ona biorą udział w wydarzeniu, które ponownie ich połączy np. On pomagający przejść staruszce przez pasy, Ona w ukryciu przyglądająca się temu.
  8. On i Ona za chwilę rzucą się w sobie w ramiona, co można przewidzieć po deszczu i romantycznej piosence w tle.
  9. On i Ona żyją długo i szczęśliwie.

„To tylko seks” nie odbiega za daleko od tego schematu. Ale to wielką wadą nie jest, bo twórcy są pełni autoironii i choć bohaterowie nabijają się, oglądając komedie romantyczne, to za chwilę sami robią to samo. Dodają do tego dużo seksu, ale…

Ale nie liczcie na frywolne połączenie komedii romantycznej z filmem erotycznym. Seks, choć wielokrotnie widoczny na ekranie, to jednak wiele nagości w filmie nie ma. Za to jest całkiem sporo odważnych rozmów o seksie. Nie jest to co prawda poziom Kevina Smitha, ale jak na komedię romantyczną, to jest naprawdę odważnie.  

Krótko o samej fabule. Ona jest łowca głów i ściąga do NY Jego, który jest dziennikarzem. Szybko ze sobą się dogadują. Pewnego wieczoru po kilku piwach, dochodzą do wniosku, że po co komu związki – seks bez zobowiązań to jest to. Sami już się domyślacie jak to się skończy.

Ona to Mila Kunis, On to Justin Timberlake. Co ważne dla każdej komedii romantycznej, czuć chemię między dwójką bohaterów, tak więc zamiast  ziewać w trakcie seansu i powtarzać: „no tak, jasne, już widzę jak się w sobie zakochują”, to po prostu można się skupić na dobrej zabawie. Bo film stoi na całkiem wysokim poziomie. Ma wszystko czego komedia romantyczna potrzebuje. Poza chemią między kochankami, są tez fajne i żywe dialogi oraz drugi plan, na którym spotykają się ze sobą ekscentrycy (Harrelson grający geja podróżującego do pracy motorówką i matka Jej – hipiska, która „z nie jednego pieca chleb jadła”) i postacie nieco bardziej poważne, ale tez niepozbawione humoru (Jenkins jako chory na Alzheimera ojciec Jego).

Kilka miesięcy temu w kinach leciał „Sex Story”, bliźniaczo podobny do tego tutaj. Ciekawe, kto od kogo ściągnął scenariusz;) Obydwa filmy o tzw. fuck buddies wyszły całkiem nieźle. Liczę na kolejne kopie;)

promilus
27 października 2011 - 15:47