SW:TOR - pierwsze godziny w szkole - yasiu - 14 stycznia 2012

SW:TOR - pierwsze godziny w szkole

Do szkółki na Korriban przybyłem kilka godzin temu. Sporo się tu towarzystwa kręci. Różnej maści napaleńcy chcący zostać prawdziwymi Sithami. Chcieć mogą, ale to ja wiem, że mi się się uda. W końcu jestem wielki i do tego wielki. Fizycznie wielki – bo gabarytów w żadną stronę mi nie brakuje (co trochę okupiłem brakiem uroczej fizjonomii) – i wielki w kwestii czynów. W końcu to ja zdobyłem holocron którego od tysięcy lat nikt nie dał rady wziąć w ręce. Wkurzyłem się i zdobyłem. I tak zamierzam robić dalej.

Moje gabaryty wróżą mi świetlaną... a raczej mroczną przyszłość.

Czyli mówiąc w skrócie – dzięki uprzejmości kolegi z pracy udało mi się dorwać do SWTORa. Nie na długo, bo abonament wygaśnie z końcem stycznia, ale jeśli się uda, na tyle długo, żeby wiedzieć, czy mi się podoba czy nie. Na razie mam za sobą kilka godzin gry i wrażenia nie są jakieś szczególnie pozytywne. Negatywne, żeby była jasność, też nie są. Po prostu jak do tej pory, poza kilkoma drobiazgami, nie widzę w The Old Republic nic co odróżniałoby ten tytuł od innych produkcji obecnych na rynku.

Jasna sprawa, jest jeden element który pozwala zostawić każdą konkurencję daleko w tyle. To Star Wars. Licencjonowany, w miarę przemyślany i w miarę kompletny. Mimo, że zadania, statystyki, budowa gry nie należą do wielkich nowości, wrażenie uczestniczenia w konflikcie między dobrem a złem jest jak najbardziej odczuwalne. Hierarcha, podstępność Sithów i ich skłonność do czynienia zła, daje się we znaki od samego początku i od samego początku musimy podejmować decyzje – od nich zależy, czy będziemy dobrym czy złym Sithem (to pierwsze to  chyba oksymoron, ale nie ważne). Balansować w którąś ze stron oczywiście się opłaca – tak przynajmniej poinformowała mnie gra – gdzieś tam w przyszłości, będąc odpowiednio ciemnym, będę mógł korzystać ze sprzętu dla najbardziej ponurych. Dlatego kiedy mogę, korzystam z opcji dialogowych dających punkty ciemnej strony mocy.

Technicznie SWTOR nie oszałamia. Lokacje są estetyczne, jak najbardziej, ale kłuje w oczy brak wygładzania krawędzi. Głupio mi się w pewnym momencie zrobiło, kiedy obok mojej pełnej schodków broni, pojawił się całkiem dokładnie okrągły – o dziwo – tyłeczek jakiejś dziewoi. Mimo to, wrażenia są pozytywne. Lokacje, mimo że jak na razie jednokolorowe, nie nudzą, zawierają odpowiednią ilość szczegółów. To, że animacje kuleją, że tekstury nie są najwyższej jakości, nie psuje zbytnio wrażeń z zabawy. Osobna kategoria to dźwięk – tu same plusy.

A zabawa, no właśnie... Jeszcze jedna kategoria. Tu nie ma jak na razie tragedii. Biegam sobie, robię za chłopca za posyłki i knuję plany zawładnięcia wszechświatem. Misje nie różnią się od innych znanych mi z gier MMO, ale ładnie wpisano je w uniwersum. Pytanie tylko, na ile wystarczy mi cierpliwości. Jak długo historia ‘od niewolnika do imperatora’ okaże się dla mnie wciągająca. Jeśli nie zapomnę, dam znać. Szkoda prawdę mówiąc, że gra nie oferuje triala, bo warto sprawdzić na własnej skórze, czy odpowiada nam taki rodzaj zabawy.

yasiu
14 stycznia 2012 - 18:38