Kronika melomana czyli o muzyce słów kilka. - Whatson - 18 kwietnia 2012

Kronika melomana, czyli o muzyce słów kilka.

Pamiętam, jak niegdyś podczas rodzinnych podróży słuchaliśmy Perfectu, a radio grało bardzo sporadycznie. Nie wsłuchiwałem się wtedy w tekst piosenki, nie interesowałem się nazwiskami członków zespołu, ani ich biografią. Nie przykładem również wagi do gatunku muzycznego, po prostu Perfect mi się podobał, więc z niekłamaną przyjemnością go słuchałem. „Z nieba sypnie się grosz” to jeden wers z kultowego „Bujania w obłokach”. Słowo ‘grosz’ rozumiałem, jako groszek i mimo tego nie zarzucałem absurdalności autorowi, jak to czynią antyfani Alicji Janosz poprzez wytykanie pamiętnej „jajecznicy”. Moje błędne zrozumienie było spowodowane wiekiem dziecięcym i po prostu brakiem odpowiedniego skupienia. Teraz wydaje się to dość śmieszne.

Bliski memu sercu był również zespół Bee Gees. Rzecz jasna w owych czasach ni w ząb nie znałem języka angielskiego, fakt ten nie zaważył jednak na przyjemności, która wypływa ze słuchania ich. Bracia byli jeszcze w komplecie, dawali koncerty oraz bawili publiczność. Ich nowatorskość (kiedy zaistnieli na scenie) polegała na śpiewie falsetem. Harmonijność śpiewu oraz talent nie przykuły tak mojej uwagi, jak po prostu śmieszny głos. O tak, wysoka tonacja, jak gdyby po usunięciu męskich genitaliów, była zdumiewająca.

Ten dziecięcy wiek oscyluje od urodzenia do dziesiątego roku życia, gdyż nie miałem wtedy większego wpływu na dobieraną muzykę i rozumiałem ją tylko z grubsza, jednakże już pokochałem (jak pewnie większość ludzi na świecie). To naprawdę świetna sprawa, że rodzice już od maleńkości mogą cię zapoznawać z tą formą artyzmu i ekspresji. Z czasem zacząłem dobierać muzykę sam. Podobał mi się rock (wtedy w domyśle gra na gitarze i perkusji), bo i z nim miałem największą styczność z racji zainteresowań rodziców. Przez owe dzieciństwo niezauważalnie prześlizgnęła się Celine Dion i duża zasługa w tym mamy. U wujka obejrzałem Titanica na jakiejś pirackiej kasecie VHS na starym małym telewizorze o mizernej, jak postura Braci Mroczków, jakości. Tam pewnie usłyszałem po raz pierwszy utwór My Heart Will Go On.

Film nie wstrząsnął posadami mego jestestwa, co tłumaczę młody wiekiem. Wykonanie Celine Dion zapadło jednak na dobre w mojej pamięci, a fakt iż przy odsłuchu My Heart Will Go On nadal przechodzą mnie dreszcze świadczy o jej kunszcie. W Polsce natomiast wzrosło zainteresowanie Hip-Hopem, a ja jak każdy młody człowiek byłem ciekaw świata i możliwości stałego łącza, które właśnie zapukało do mojego domu. Ale o tym w następnym artykule…

Whatson
18 kwietnia 2012 - 14:38