Ludzie migrują od zarania dziejów. Zmieniają się powody, dla których decydujemy się opuścić dobrze znane miejsca. Porzucamy dom, rodzinę, przyjaciół, ulubioną kawiarnię, wydeptaną ścieżkę do pracy z nadzieją, że tam dokąd się wybierzemy znajdziemy prawdziwe szczęście, bowiem wszystko sprowadza się do szczęścia. Ucieczka przed problemami politycznymi, wojną, prześladowaniem, wyzyskiem czy też wyprawa w poszukiwaniu większych zarobków, lepszej sytuacji życiowej sprowadzają się do szczęścia. Opuścić własny kraj to krok numer jeden. Krok numer dwa - uczynić z obcego świata swój własny. Powyższe słowa w olbrzymim uogólnieniu pokazują, z czym mierzy się Shaun Tan w powieści graficznej Przybysz.
Za każdym razem, gdy trzymam w dłoniach tę niezwykłą książkę pozbawioną słów, myślę o niej inaczej. Czasem jest to powieść o poszukiwaniu lepszego życia, innym razem o problemach społeczno-politycznych albo o przyjaźni lub o miłości, trochę też o przyjaźni międzygatunkowej... i za każdym razem mam rację.
Głównym bohaterem jest pewien mężczyzna - ojciec i mąż. Mrok, który spowił miejsce, które zwykł nazywać domem, zmusił go do podróży w poszukiwaniu promienniejszego miejsca do życia. Niestety droga do raju swoje kosztuje, dlatego wyrusza w pojedynkę. Zostawia dwie najbliższe mu dusze, wsiada na olbrzymi statek, wypełniony po brzegi ludźmi. Nowy Świat okazuje się być pięknym - niezwykła roślinność, nowe gatunki zwierząt, rozwinięta infrastruktura. Jednak zanim zacznie się czerpać z tego dobrobytu, trzeba zmierzyć się z pewnymi wyzwaniami - znaleźć miejsce do spania, poznać zwyczaje, pokonać barierę w postaci obcego języka, aż w końcu znaleźć pracę, by móc znów być ze swoją rodziną. W trakcie tych trudnych chwil towarzyszy mu niesamowity zwierzak, gdyż okazuje się, że w Nowym Świecie każdy mieszka z osobliwym zwierzątkiem. Bohater szybko nawiązuje przyjaźnie z innymi ludźmi, którzy dzielą się z nim doświadczeniem oraz historią, która doprowadziła ich do tego miejsca.
Prócz wzruszającej, miejscami zabawnej fabuły, główną rolę odgrywają tu oczywiście ilustracje. Shaun Tan tworzył tę powieść 4 lata. Wszystkie rysunki zostały wykonane ołówkiem. Zachwyca szczegółowość obrazków. Każdy skrawek papieru jest zapełniony, nie sposób przyswoić sobie wszystkich treści w kilka sekund. Uważny (słowo czytelnik nie bardzo tu pasuje) "oglądacz" dostrzeże historyczne inspiracje autora zakamuflowane w wymyślonym świecie. Statki przywodzą na myśl wielkie transatlantyki z początku XX wieku, w historiach przybyszów widać odbicie losów I i II wojny światowej. Autor w króciutkiej notce na końcu powieści nie ukrywa, że do stworzenia tego dzieła zainspirowały go historie emigrantów z wielu krajów, w tym również jego ojca, który przybył do Australii z Malezji. Zaś inspiracją dla samych rysunków były zdjęcia z przełomu XIX i XX wieku, przedstawiające emigrantów w drodze oraz ich pierwsze chwile w portach różnych krajów.
Niewątpliwie, by poczuć magię płynącą z tych ilustracji, trzeba stanąć z Przybyszem oko w oko. Namiastką twórczości Shauna Tana może być krótkometrażowa animacja, stworzona na podstawie jednej z jego książek. Jeśli ulegniecie urokowi The Lost Thing, Przybysz z pewnością również zachwyci.
To nie jest pierwszy tekst o Przybyszu na Gameplay'u. 2,5 roku temu pisał o nim kwiść o TU.