Odnoszę wrażenie, że reżyser Derek Cianfrance jest wnikliwym obserwatorem ludzkości. W Blue Valentine doskonale pokazał początki wielkiego uczucia, jak i zmierzch, tragiczną szarpaninę gasnącej miłości. W najnowszym filmie, Drugie oblicze, bierze pod lupę relacje ojców z synami. Udowadnia, że bez względu na to, jak bardzo chcielibyśmy być inni od swoich rodziców, bez względu na to, jak bardzo buntujemy się - czasem i tak wpadamy w pułapkę rodzicielskich błędów...
[uwaga, mogą być małe spoilery!]
Drugie oblicze zbudowane jest niczym antyczna tragedia. Film podzielony jest na trzy akty. Pierwszy przedstawia historię Luke'a (Ryan Gosling) - sprawnego motocyklisty, kaskadera, który jeździ od miasta do miasta i daje pokazy swych umiejętności w wesołych miasteczkach. Typ niechlujny, przesadnie wytatuowany, wolny duchem. Po rocznej nieobecności wraca do jednego z wielu odwiedzanych przez siebie miasteczek i trafia na Rominę (Eva Mendes) - dziewczynę, z którą spotykał się podczas ostatniego pobytu. Zupełnie przypadkiem dowiaduje się, że owocem namiętnych spotkań jest kilkumiesieczny chłopiec. Mimo niezobowiązującego stylu życia, Luke stawia sobie za punkt honoru, by brać udział w wychowaniu syna oraz zapewnić mu wszystko, co najlepsze. Splot okoliczności sprawia, że niepokorny Luke zaczyna obrabiać banki w imię miłości do syna.
Tam gdzie jest złodziej, musi być też policjant - w ten sposób rodzi się akt drugi. Avery Cross (Bradley Cooper) od roku pracuje w policji. Ma żonę, małego synka, jego ojciec jest prokuratorem generalnym - dobry chłopak z dobrego domu. Kolejny splot okoliczności - gdy Luke obrabia kolejny bank, Avery jest najbliżej złodzieja. Spotkanie dwóch panów zostawi ślad na życiu każdej z rodzin, każdego z synów.
Luke, wiedziony szczytnymi chęciami, w trosce o przyszłość syna wkracza na przestępczą ścieżkę. Avery pełen ideałów na temat wymiaru sprawiedliwości nagle zostaje bohaterem, który musi się zmierzyć z brudną, korupcyjną stroną swego zawodu. Jednak czy możliwe jest, by brodzić w syfie i ani trochę się nie pobrudzić? Wiem, do czego zmierza polski tytuł filmu (oryginał brzmi The Place Beyond The Pines) - każdy z nas ma dwa oblicza. Nie ma ludzi krystalicznych, jednoznacznie złych, jednoznacznie dobrych - każdy z nas to taki moralny kundelek.
O odległych skutkach życiowych zbiegów okoliczności świadczy akt trzeci. Piętnaście lat później boahterami akcji stają się synowie Luke'a i Avery'ego. Los znów nie okaże miłosierdzia i każe się chłopcom spotkać, ba... nawiązać przyjaźń. Powolne odkrywanie własnych historii, prawdy o ojcach zmierza ku wielkiemu finałowi. Każdy z bohaterów musi przeżyć własne katharsis, by móc dalej żyć. Cóż, Derek Cianfrance zdecydowanie nie pragnie spokoju dla swych widzów, co z resztą udowodnił w swoim poprzednim filmie - Blue Valentine (och, jak się spłakałam!). Musimy uczestniczyć w tym emocjonalnym rollercoasterze, bo i nas na końcu czeka oczyszczenie.
Zarówno Gosling, jak i Cooper zasługują na pochwałę. Dwaj zniewalająco przystojni panowie w Drugim obliczu chowają swą przystojność do kieszeni. Nie wiedziałam, że jest to w ogóle możliwe. Z Ryana nie emanuje tradycyjny okrzyk hey girl, zaś Bradley wyłączył swój błysk w oku. Dodatkowe brawa chciałabym skierować w stronę Dane'a DeHaana, odtwórcy roli syna Luke'a. Zdolny chłopak, którego będziemy częściej widywać na ekranie (już niedługo w nowym Spider-Manie). Utalentowany reżyser, dobry scenariusz, kapitalni aktorzy, malownicze krajobrazy i ludzki dramat - tak się robi dobre kino!
Dodatkowym bonusem w Drugim obliczu jest muzyka, która wyszła spod ręki samego Mike'a Pattona. Do posłuchania na Groovesharku.