Uwielbiam Danny'ego Boyle'a głównie za W stronę Słońca (wiem, herezja), ale gdy usłyszałam o nowym filmie tego reżysera, w którym na dodatek pojawi się James McAvoy, a całość najprawdopodobniej będzie mocno niezwykła (by nie napisać nienormalna), to zainteresowanie szybko wzrosło. Trans to nietypowa historia o zuchwałej kradzieży, ładna filmowa łamigłówka i - w dużym skrócie - dobre rozrywkowe kino. Zapraszam na krótką recenzję.
Historia jest dosyć prosta - źli panowie napadają na dom aukcyjny i chcą ukraść bardzo cenny obraz Francisco Goi, ale podczas zamieszania współpracujący z nimi pracownik domu aukcyjnego zostaje uderzony w głowę i zapomina, gdzie ukrył łup. Informację trzeba więc wydobyć. Jak? Tutaj pojawia się najważniejszy czynnik filmu - metodą na wydostanie ukrytych wspomnień jest hipnoza. Biedny Simon z bolącą głową zostaje zmuszony przez bezwzględnego Francka do skorzystania z usług atrakcyjnej pani doktor, która aksamitnym głosem wprowadza go w jeden trans, a potem drugi, a potem...
Potem to wszystko się miesza, koziołkuje, wraca w czasie i wybiega w przyszłość. Boyle oparł cały film na prostym pytaniu: co dzieje się w głowie, a co nie? Tego typu zagrywki z powodzeniem napędzały zarówno Incepcję, jak i choćby Zakochanego bez pamięci. Trans nie jest aż tak dobry, jak te dwa wymienione filmy, ale bez wątpienia powinien usatysfakcjonować widza spragnionego inteligentnej rozrywki. Całość jest bardzo przekonująco zagrana, postacie nie są tak jednoznaczne, jak się na początku wydaje i choć jedną z zagadek (kto za tym wszystkim stoi?) można odgadnąć szybciej niż chciałby tego reżyser, to scenariusz zapewni jeszcze przynajmniej jedną niespodziankę na koniec. Wasze życie nie zmieni się pod wpływem tej historii, ale nie powinniście żałować 100 minut spędzonych przez ekranem.
Trans od strony wizualnej to rzecz godna podziwu - nieustanne odbijanie wydarzeń i aktorów w szybach lub lustrach, specyficzna kompozycja kadrów (w internecie doszukiwano się odwołań do znanych malowideł) czy jadowita kolorystyka powinny się podobać fanom nowoczesnego kina, podobnie jak dopasowana do obrazu muzyka. Ogólnie rzecz biorąc, bawiłam się dobrze i jeśli koniecznie chcecie poznać ocenę w wersji cyfrowej, oto ona - siedem (7) na dziesięć (10). Myślę, że to sprawiedliwy werdykt, choć mało kto się o tym przekona, bo przecież film miał premierę 2 tygodnie temu, a teraz wszyscy są zajęci nowym Supermanem...