Choć wyrażenie no-life zapisało się w naszej świadomości jako określenie osoby uzależnionej od gier, to jednak istnieją przeróżne formy tak zwanego nołlajfowania. W bardzo ciekawy sposób ujmują to Japończycy. Chociaż panuje powszechne przekonanie: Japonia – tego nie zrozumiesz, to właśnie mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni przodują w ujmowaniu historii z życia nołlajfów w niesztampowy, inteligentny i zabawny sposób. Zapraszam do przeglądu anime, które uświadamiają kim właściwie jest prawdziwy hikikomori.
Ostrzeżenie: jeśli masz alergię na „chińskie bajki” – czytasz ten tekst na własną odpowiedzialność.
Na początek krótkie wyjaśnienie: hikikomori jest syndromem skrajnego wycofania społecznego, który dotyka wielu młodych Japończyków. Bardzo często objawia się celowym brakiem kontaktu z rodziną, przyjaciółmi, zamykaniem się w pokoju i traktowaniem go jako swoista twierdza.
Tak więc nołlajfowanie w Japonii posiada swoją własną nazwę, która oznacza trochę więcej niż to, do czego przyzwyczaił nas internet:
Jeśli chodzi o podobne odniesienie w Polsce, przykładem filmu podejmującego taki problem może być oczywiście „Sala Samobójców”, czyli nasza rodzima wersja holenderskiego dramatu „Ben X”. Tutaj jednak, temat został ujęty w skrajnie negatywny sposób, za to w japońskich animacjach znajdziemy historie, które bawią się tematem nołlajfów w bardzo ciekawiej formie.
1. NHK ni Yokoso!
Ojej, czego tu nie było. Próżno szukać drugiego tak dobrze skrojonego anime o hikikomori – pozycja dla wielbicieli gatunku psychologicznego, podejmującego jednak problem w zabawny, ale dość wyważony sposób.
Co ciekawsze, fabuła tego anime jednoznacznie udowadnia, że są w życiu o wiele gorsze problemy niż strach przed wyjściem z domu (serio, serio)
Satou – bo właśnie tak nazywa się nasz nołlajf, wierzy, że za wszystkimi jego niepowodzeniami stoi tajemnicza organizacja NHK, której celem jest… po prostu utrudnianie ludziom życia (oczywiście stanowi to jedynie jego wymysł). Jak wiadomo, nikt nie chciałby oglądać anime o człowieku, który całymi dniami leży i patrzy w sufit – właśnie dlatego Satou, chcąc nie chcąc, spotyka na swojej drodze różne ciekawe indywidua.
Jak się okazuje, każde z nich cierpi na inną, współczesną „obsesję cywilizacyjną” – mamy tu manie, dziwactwa i uzależnienia takie jak gry randkowe, sieciowe RPG, teorie spiskowe, pornografia (no dobra, soft porno), itd.
2. WataMote
Tutaj mamy do czynienia z pozycją czysto komediową. Anime opowiada o zamkniętej w sobie maniaczce symulatorów randkowych (gier, w których podrywa się wirtualne postacie). Poznajemy ją w bardzo ważnym momencie życia - wybiera się do liceum, co ma stanowić sprawdzian jej umiejętności podrywania mężczyzn.
Jednak Tomoko bardzo szybko odkrywa, że różnica między światem rzeczywistym a wirtualnym jest OGROMNA – nasza bohaterka to tak naprawdę strasznie nieśmiała, nieatrakcyjna i odseparowana od społeczeństwa osóbka.
Potrafi nienawidzić ludzi za nic, wciąż zastanawia się co właściwie jest z nią nie tak, zaś jej życie erotyczne opiera na intensywnym fantazjowaniu (nawet na lekcjach), internecie i grach. Jest niesztampowa, inna, ciekawa. I przy tym jakaś taka prawdziwsza.
Początkowo wiązałam z tą serią ogromne nadzieje na coś "głębszego", lecz fabuła nie rozwinęła się w kierunku, który obstawiałam. Jest to pozycja, którą z powodzeniem można nazwać tragikomedią, ponieważ wraz ze śmiechem przynosi totalne zażenowanie czynami głównej bohaterki.
Podobno wiele dziewcząt w Japonii utożsamia się z tą postacią, ponieważ w sposób trafny i prześmiewczy obrazuje ich problemy z samoakceptacją, osamotnieniem i nieśmiałością. Seria ma kategorię Seinen, czyli zalicza się do tytułów przeznaczonych dla "młodych dorosłych", o nieco poważniejszej tematyce, często zawierających nawiązania do erotyki.
3. Btooom!
Pozycja skrajnie odmienna od dwóch powyższych. Właściwie głównie dlatego zdecydowałam się zamieścić ją w tym zestawieniu – dotyka podobnej tematyki, jednak jej fabuła jest o wiele mniej realistyczna. Dlaczego?
Zacznijmy od tego, że jest to anime przygodowe, typu survival, więc sam zamysł jest nieco inny.
Grupa ludzi zostaje wysłana na bezludną wyspę w jednym celu – mają się wzajemnie pozabijać. Nie są to żołnierze czy przestępcy, ale pozornie zwyczajni członkowie społeczeństwa. Zamordowanie określonej liczby osób zagwarantuje jednemu z nich powrót do domu. Pośród uczestników tej zabójczej gry znajduje się Ryouta Sakamoto, czyli główny bohater serii. Aby było ciekawiej, Ryouta jest nałogowym graczem w tytułową grę Btooom!, w której walczy się przy pomocy różnej maści ładunków wybuchowych. Aby było JESZCZE ciekawiej – jest nawet najlepszym zawodnikiem w całej Japonii. Ku jego zdumieniu, zesłani na wyspę również mają do dyspozycji bomby i to łudząco podobne do tych znanych z gry.
Mamy więc masę wybuchów, mordowania się nawzajem, ale co najlepsze – galerię ciekawych postaci. Okazuje się bowiem, że każdy z nich został zesłany na wyspę nie bez powodu…
Poza głównym bohaterem, w anime występują osoby wycofane ze społeczeństwa nie z własnej woli, lecz w wyniku popełnionych błędów czy pewnych złych wydarzeń, których byli uczestnikami. W tej pozycji mocną stroną jest zarówno akcja, jak i aspekt psychologiczny. Najsłabsze są zdecydowanie sposoby uniknięcia śmierci przez niektórych uczestników „gry” i … straszliwa naiwność głównego bohatera.
Poznajemy go jako hikikomori, którego jedynym światem jest ten wirtualny. W grze jest kimś, w rzeczywistości – pasożytem, który siedzi na garnuszku rodziców. Jak można przewidzieć – zesłanie na wyspę zupełnie go odmieni.
Podsumowując, wiele anime oferuje intrygujące podejście do tematu nołlajfa. Tworzą z niego bohatera, który stara się przezwyciężyć swoją chorobliwą niechęć do świata. Choć temat jest poważny, to animacja ujmuje go na wiele sposobów (nie zawsze udanych), dzięki czemu możemy poznać różne aspekty bycia współczesnym wyrzutkiem społeczeństwa.
Poza tym często przypominają, że – paradoksalnie i wbrew powszechnemu poglądowi, to nie społeczeństwo jest winne – wiele otaczających nas osób staje się nołlajfami na swoje własne życzenie.