Jeśli szybko wymienić dziesięć gier, które najlepiej zapamiętaliśmy, jakie byłby to tytuły? Nie te, które ukazały się w tym roku czy kilka lat temu, ale te które ukazały się dekadę lub dwie temu. Jak teraz na nie patrzymy? Są to dla nas archaiczne gierki z dawnych czasów czy kamienie milowe cyfrowej rozrywki. Ile jest w tych wspomnieniach złudzeń, a ile idealizowania? Jak dziś odbieramy te same gry, niekoniecznie w reedycji HD, ale w czystej, niezmienionej formie?
Niedawno robiłem porządki w pudełkowych grach. Zebrało się ich kilkaset przez ładnych parę lat. Leżą w szafach, szufladach i kartonach. Nie potrafię wielu z nich, a tak naprawdę większości wyrzucić lub sprzedać, gdyż z wieloma z nich wiąże się niemała liczba wspomnień, ale i też sentymentów, często bezpodstawnych. Ile z nich tak naprawdę wytrzymałoby starcie z obecną rzeczywistością? Trójwymiarowe modele z innej epoki, pikseloza, a nie stylizacja na pixelart kontra fantastyczne scenariusze i świetny klimat. Gry sprzed dziesięciu, czy dwudziestu laty są inne od współczesnych w mocno widocznych ograniczeniach graficznych, które wymagały nieraz sięgnięcia po bardzo artystyczne środki wyrazu i wyobraźnię gracza.
Dziś wszystko jest w wysokiej rozdzielczości, pokazane w jak najbardziej oddający rzeczywistość sposób. Gry mają zachwycać obrazem i porywać historią, jednak z drugiej strony wiele z nich, szczególnie z półki indie jest mocno stylizowanych na stare produkcje. Wielu, także mi podoba się takie podejście, które ma za zadanie ukryć mały budżet gry, pobudzić wspomnienia starszych graczy i zmusić do pracy wyobraźnię. Kiedyś gry pokazywały mniej, a więcej działo się w głowie gracza. Dziś gry wysokobudżetowe starają się zacierać granice rzeczywistości dając czystą rozrywkę, co moim zdaniem bardzo mocno oddziałuje na graczy, serwując im gotowe schematy, przy których nie trzeba myśleć a jedynie reagować. Ile z tych gier i które tak naprawdę będziemy pamiętać za dwie dekady?
Robiąc szybką listę gier, które pamiętam sprzed lat stanąłem przed nie lada zadaniem. Z jednej strony są gry legendarne, które inspirowały i inspirują kolejne pokolenia twórców aż po dziś dzień. Z drugiej mamy gry, które nie każdy musi pamiętać, ale są one wartością dla mnie jako gracza. Ile z nich tak naprawdę jestem w stanie wymienić na jednym wdechu bez wertowania pudełek, list w dystrybucji cyfrowej i powiedzieć, co tak naprawdę z nich pamiętam, a ile wydaje mi się, że pamiętam? Im dłużej o tym myślę, pojawia się coraz więcej tytułów, coraz więcej wspomnień i nawiązań. Jednak pozostając uczciwym wobec siebie, sięgam po te pierwsze dziesięć z górką tytułów, które byłem w stanie wymienić od razu. Kolejność zupełnie przypadkowa.
Contra
Prosto ze sławnego cartridgea 168 in 1. Gra, którą przechodziłem po kilka razy na jednym ciągu bez utraty życia. Grę, którą rozkładałem z kolegami czy bratem. Osiem poziomów pełnych strzelania, które przechodziłem prawie z zamkniętymi oczami. Dziś gra jest dostępna na emulatorach czy prosto z przeglądarki. I nie potrafię w nią grac na klawiaturze czy nowoczesnych padach, dlatego odpaliłem Pegasusa i przeszedłem grę po kilku próbach na dwóch życiach, ale chyba już nigdy do niej nie wrócę. Niech zostanie miłym wpomnieniem dzieciństwa, kiedy przychodząc ze szkoły z kolegami urządzaliśmy sobie pełne rywalizacji zawody.
Final Fantasy VII
Ta gra od początku była inna. Po przejściu Isharów czy Wizardrów, takie podejście fo RPG, odmienne od tych pozycji, tak samo jak i od w sumie często nierzozumiałych jak na tamte czasy gier fabularnych rodem ze PSX było niezmiernie odświeżające. Piękne prerenderowane lokacje, napakowani bohaterowie, ciapowata Aeris i świetna Tifa. Walka turowa, bounsujące postacie i wielki świat. Zaraz, zaraz, to jak wyszedłem z tego miasta, to to jakaś wielka mapa jest? I muzyka zagrzewająca do boju. Gra legenda pod każdym względem. Dziś rozpikselowana, w małej rozdzielczości, ale pełna świetnych rozwiązań i kosmicznie wciągającej historii. Jednak dziś chyba nie do przejścia jeszcze raz. Niech zostanie wspomnieniem i inspiracją, bo zderzenie wspomnień z rzeczywistością może być tragiczne w skutkach.
Carmageddon 2
Ta psychopatyczna przygoda i chora fascynacja zaczęła się już przy pierwszej odsłonie serii i nie skończyła aż po dziś dzień. Grafika kiedyś była bardzo świeża, oferując zabawę w pełnym 3D, co dziś jest normą, a kiedyś było naprawdę nowością. Totalnie porąbane wyścigi, zmiatanie pieszych z chodników, przejść i drogi. Niszczenie oponentów i otoczenia. Ta gra była w swoim czasie oczywistym dowodem na absolutny upadek wszelkich wartości i rychły koniec świata. Dziś pozostała niezmiernie grywalną ciekawostką, gdzie absolutnie genialny gameplay nie pozwalał na odejście od monitora przez wiele godzin. Nadal mam tę płytkę pod ręką i co jakiś czas wracam do tej gry. Piksele bolą, ale gameplay nie.
Baldur's Gate
Lub jak kto woli Piotr Fronczewski The Game. Pierwsza chyba zrealizowana na taką skalę polonizacja gry. Wielki RPG, którego wielu nie ukończyło. Czego by nie powiedzieć o koszmarnie irytującej Imoen lub ile by się nie zastanawiać nad relacjami pewnego wojownika z jego chomikiem, pojawienie się Viconii zawsze wywoływało dreszcz. Pięknie animowane czary, epickie potyczki i jednak koszmarna, ale sprytnie zatuszowana liniowość. Dziś nie jestem w stanie sięgnąć po tę grę, gdyż przeraża mnie jej wielkość, a także obawiam się, że jednak nie byłbym się w stanie od niej oderwać, a tyle jeszcze gier na kupce wstydu. Chociaż perspektywa nakopania Sarevokowi jest kusząca. Jednak za tą pozycją musiałoby pójść kontynuacja i całe litanie z Tormentem, Ruinami Myth Drannor i Neverwinterem... A na granie w to jeszcze raz po czasu nie mam...
Inca I & II
Gry zakupiłem przed laty w pakiecie wraz ze ścieżką dzwiękową i przepadłem na bardzo długo. Połączenie wielu niezmiernie różnchych gatunków gier, począwszy od wyścigów przez celowniczek, symulację kosmiczą, a na przygodówce kończąc wydaje mi się teraz strasznie niedorzeczne, jednak nie zna innych gier, w których połączenie tak odmiennych elementów tak dobrze ze sobą współgrało i tworzyło rzeczywistą jedność.
Gry miały niesamowity klimat łączący mitologię prekolumbijską z kosmitami i technologią prosto z książek Danikena, za co tak bardzo po dziś dzień kocham europejskie przygódówki, które nawet teraz potrafią sprawnie łączyć diametralnie różne elementy w spójną całość.
Mimo grafiki, gry bronią się po dziś dzień. Dają w kość i zmuszają do myślenia oferując prawdziwe poczucie obcowania z przygodą.
Super Mario 64
Ja cię kręcę, to nie jest taki płaski jak tamten poprzedni, a jakie to kolorowe! Gra przełom dla wielu ludzi. Zmuszała do wyjścia poza utarte ramy platformówki i wrzucała do bajecznego świata przepełnionego znanymi niebezpieczeństwami w zupełnie nowej odsłonie. Skakanie, bieganie, latanie i ciągłe poszukiwanie grzybków i księżniczki. Tak samo pretensjonalne, jak poprzednie odsłony, ale jakie ładne. Nieziemskie i przebajeczne. Dziś wygląda jak tania gra na komórkę. Na emulatrze jednak da się coś tym zrobić, chociaż i tak niewiele to ratuje. Na szczęście doczekała się godnych następców. Nich mi tylko ktoś powie, z ręką na sercu, że odnalazł wszystkie gwiazdki.
Omikron: The Nomad Soul
Wielkie miasto, przepiękne jak na tamte czasy. Walka z niesamowitymi przeciwnikami... Zaraz, ja zginąłem? Eeeee, tak, to kim ja teraz gram? Inna postać, ale dlaczego? Pierwsza chyba gra z tak tętniącym życiem światem, z naprawdę posiadającymi własne sprawy postaciami. I scenariusz, który odkrywając mozolnie krok po kroku okazuje się być czymś wielkimi przemyślanym. Gra zmuszająca do podejmowania naprawdę ciężkich decyzji wpływających na życie postaci, z której obecne gry powinny czerpać tonami. Gra ma jednak poważny problem, koszmarne sterowanie definiowane zupełnie odmiennie w zależności od podejmowanych czynności. Kiedyś była to norma, dziś jest mały koszmarek.
Mortal Kombat
O, to taki Street Fighter, tylko ze zdjęciami. Jak one się ruszają, uderz go... Ale mu leci jucha, jeszcze raz. To było objawienie, morbobicie z prawdziwego zdarzenia. Gra, w którą grał każdy, niezależnie od wieku. Nikt wtedy nie słyszał o PEGI, a każde Fatality wywoływało salwy śmiechu i obrzydzenia. Było coś w tym tytule, co przypominało inicjację, przejście z bycia dzieckiem do bycie jeszcze nie dorosłym... Dziwne, ale dla wielu wtedy prawdziwe.
Zarzynało się dzięki tej grze klawiatury, waląc w nie niemiłosiernie. Obiektywnie patrząc, na każdą postać przypadało zaledwie kilka ciosów, ale był w tej grze jakiś naprawdę dziki magnetyzm, którego brakowało już kolejnym, dwuwymiarowym odsłonom.
Gabriel Knight
Cały cykl darzę wielkim szacunkiem, jednak to pierwsza odsłona była swoistym otrzeźwieniem po zabawnch przygodówkach Lucasartsu, pokazując, że gra może być czymś więcej niż bezsensownym łączeniem dziwnych przedmiotów w nienormalnych miejscach. Nie odbierając godności Indianie Jonesowi czy Guybrushowi Threepwoodowi, Gabriel Knight dosłownie rozpruł flaki scenariusza i poszedł dalej własną, niezmiernie inspirującą ścieżką. Szokował, straszył i zmuszał do refleksji, a co najważniejsze, w żaden sposób się nie zdezaktualizował, nadal jest genialną grą w bardzo stylowej oprawie.
Grand Theft Auto
Pierwsza odsłona tego cyklu to przede wszystkim świetna muzyka i obłędny gameplay. Żadna gra z tego cyklu, może poza GTA3 nie dostarczyła mi tylu frustrująco emocjonujących rozgrywek. Tu nie był ważny scenariusz, a kolejne zlecenia. Nie byli ważni piesi, a ważna była krwista Gouranga. Gra przetarło szlak dla gier sandboxowych, nawet jeśli graficznie odstawało od innych tytułów, biło je na głowę pomysłem i gameplayem. Demoralizująca, prześmiewcza i nieporównywalna z niczym wcześniej gra, która wpisała się trzema wielkimi zgłoskami w historię gamingu. Grało się w to po prostu fenomenalnie...
Medal of Honor: Allied Assault
Strzelanka w realiach II Wojny Światowej, przy której PCty chrupały i ginęły w oparach. Gra piękna, jak na swoje czasy, dziś eufemistycznie ujmując, o bardzo szacownej oprawie. Świetnie zrealizowana i bardzo róznorodna zarówno pod względem różnorodności zadań, jaki teatru działań gra. Gra, którą pamięta się przede wszystkim z jednej misji, po prostu ryjącej psychikę. Jeśli gra potrafiła tak wstrząsnąć i przerazić bezpośredniością i okrucieństwem, to nikt nie był w stanie naprawdę sobie wyobrazić, czym było lądowanie w Normandii. Koszmar w czystej postaci. Napędzana pierwotnym instynktem przetrwania walka, a to tylko była gra. Ta misja nie uczyła pokory, ona dawała lekcję, którą naprawdę wielu zapamiętało na zawsze.
Silent Hill 2
Niełatwą przygodę z tym cyklem zacząłem już przy pierwszej odsłonie, jednak to druga część stała się jednym z najbardziej traumatycznych, ale i oczyszczających przeżyć w świecie gier. Silent Hill zawsze fascynowało i przyprawiało o dreszcze na plecach. Miasto rozliczające sumienie i czyny poprzez mękę psychiczną i fizyczny ból...
Gra opowiadała przejmującą opowieść o miłości, gdzie każdy kolejny krok odsłaniał następne tajemnice. Pokazywała losy innych zagubionych w tym zapomnianym przez Boga miejscu i nie dawała odkupienia. Dawała jedynie ból i zmęczenie.
Genialna gra, z wybitną muzyką i przeszywającym scenariuszem. Jeśli ktoś nie grał, niech zagra,oby tylko nie w wersję HD, to profanacja legendy.
Wielu tytułów tu brakuje, jednak mam wrażenie, że to te, które wywarły na mnie największe wrażenie w odpowiednim momencie mojego życia jako gracza. Celowo nie wymieniłem Black Dahli, o której już kiedyś pisałem, gry niezmiernie dla mnie ważnej, wobec której nie potrafię być obiektywny i złego słowa przeciwko niej powiedzieć nie potrafię.
Sporo gier ciśnie się na klawiaturę, ale mówię stop. Te gry to wspomnienia, które w wielu przypadkach nie są w stanie wyjść obronną ręką w konfrontacji z nimi po raz kolejny w dniu dzisiejszym, co nie zmienia faktu, że są tymi tytułami, które najbardziej z jakiś powodów utkwiły mi w pamięci. Była to jedna scena, czy też całokształt jakiegoś tytułu? Długo można jeszcze wymieniać, ale czy to co pamiętany o grach sprzed lat jest tym, czym te gry były dla nas wtedy? Niestety próba czasu weryfikuje to dość negatywnie. Można powiedzieć, że to jednak te gry ukształtowały mnie jako gracza. A jakie gry wryły się Tobie w duszę?
Śledź mnie na Twitterze!