Dwa lata temu wraz z mężem i naszym wspólnym dobrym kumplem wybraliśmy się na kilka dni do Pragi. Pozostawałam wówczas pod wielkim urokiem literatury Szczygła, więc po przeczytaniu o niezwykłych miejscach znajdujących się poza zasięgiem masy turystów czuliśmy się nieco lepiej przygotowani do tej wycieczki. Prócz pozycji obowiązkowych, postanowiliśmy poznać również zakamarki Pragi. Poza długimi wycieczekami, uznaliśmy za stosowne wchodzić do knajp, w których turysta witany był zdumieniem i delikatnym uniesieniem brwi stałych bywalców. Z największym sentymentem wspominam przepyszny posiłek (kosztujący mało pieniążków) z wyśmienitą wiśniówką podany na ceratowym obrusie przez przemiłą panią, której sprawiliśmy wielką radość zamawiając czeskie jedzenie (w knajpach często od razu turystom podawane jest „uniwersalne, europejskie menu”). Z szerokim uśmiechem wspominam również wizytę w innej, z zewnątrz absolutnie niezachęcającej „budce”, w której obsługiwali starsi panowie w białych koszulach, garniturowych czarnych spodniach. Elegancja kelnerów znacznie odbiegała od wytworności samego miejsca. Obie hospody wspominam nie bez przyczyny. W obu natknęliśmy się na starszych panów, siedzących przy piwku, toczących debaty. Panowie w wieku naszych dziadków, którzy rozmawiali o piłce nożnej, Tolkienie, Harrym Potterze i innych pewnie równie pasjonujących sprawach, których bariera językowa nie pozwoliła już wychwycić. Rzecz niebywała i nie do zobaczenia w naszych rodzimych realiach. Bohaterami Masłem do dołu, Petra Šabacha, są właśnie dwaj 60-letni panowie, którzy zarówno ten palący, jak i błahy problem rozstrzygają przy kuflu piwa.
Arnošt oraz Evžen są przyjaciółmi od lat – znają się niemal od zawsze. Pierwszy z nich, narrator powieści, jest rozwiedzionym ojcem Julii oraz dziadkiem Mišy. Po rozwodzie zamieszkał w kamienicy swego przyjaciela, w której postanowił otworzyć własny antykwariat. Życie Arnošta biegnie dosyć przewidywalnym torem – przesiaduje w antykwariacie, odwiedza swego 90-letniego ojca w domu opieki, z wielką radością uczestniczy w spotkaniach z wnukiem i regularnie wpada do Ciszy, pubu w którym jest stałym bywalcem. W wolnych chwilach pisze sztukę teatralną – dzieło swego życia. Evžen z kolei to artysta, amerykanofil, człowiek nie związany relacjami rodzinnymi, zaś jego miłostki trwają najwyżej kilka miesięcy. Przyjaciele znają się na wylot i czasem zachowują się, jak stare dobre małżeństwo – a to pokłócą się o pierdółkę, a to toczą zażarte boje z innymi gośćmi Ciszy.
Petr Šabach niespiesznie, wręcz w sposób barowy, snuje historię przemycając moc anegdotek z życia przyjaciół. Evžen po ataku na WTC przygotowuje się na wojnę – intensywnie myśli o bezpieczeństwie, szuka doskonałej dla siebie i przyjaciela broni. Innym razem jeden ze starszych panów zostaje zmuszony do udawania psa w pociągu, by uniknąć kary za nieposiadanie biletu. W połowie lektury zaczęłam się zastanawiać, czy te niezobowiązujące historyjki w ogóle do czegoś doprowadzą, no i… prowadzą! Mąż Julii, „Redford bez szyi” dopuszcza się zdrady. Ma miejsce nieszczęśliwy wypadek. Pewna, głęboko skrywana tajemnica, wychodzi na jaw. I wszystkie te wydarzenia dążą do gigantycznej intrygi!
Šabach po raz kolejny daje znak, że jest fantastycznym obserwatorem i udowadnia nam, że życie po sześćdziesiątce dopiero się zaczyna! Jeśli szukacie przyjemniej, bezpretensjonalnej lektury – weźcie Petra Šabacha na wakacje. Masłem do dołu to krótka lektura, która powinna się zmieścić do każdego bagażu. Nie pożałujecie!
O innej książeczce Petra Šabacha możecie przeczytać TUTAJ.