Serial HBO stał się ofiarą speców od promocji. Takie wpadki nazywam „przypadkiem Zakochanego bez pamięci”. Film z Carreyem promowany był jako komedia romantyczna, serial „Pozostawieni" miał być następcą „Lost”. Jedno i drugie zupełnie od czapy.
Serial „Pozostawieni” skupia się na losach mieszkańców małego miasteczka kilka lat po tajemniczym zniknięciu dwóch procent populacji świata. Samo ich zniknięcie to jedyny element s-f we wszystkich odcinkach pierwszego sezonu. Nie ma tutaj grupy naukowców próbujących rozwiązać zagadkę zniknięcia ludzi, nie ma pokazanego innego wymiaru, nie ma telefonów z zaświatów. Historia opowiada jedynie o tym, jak ludzie radzą sobie z niewyjaśnieniem zniknięcia bliskich, a radzą sobie tak jak niektórzy oglądający ten serial – fatalnie. Jedni wstępują do dziwacznej sekty, inni chcą udowodnić, że ci, których już nie ma nie byli aniołami, a jeszcze inni - próbują zapomnieć i normalnie żyć.
Mam niezły ubaw, czytając na forach posty zawiedzionych „Pozostawionymi”. Głównie przewijają się dwa zarzuty: że nic się nie wyjaśnia i że jest nudny. Sami twórcy serialu powiedzieli jasno, że nie o rozwiązanie zagadki tutaj chodzi. Podobno w książce, na której oparto film, także nic się wprost nie wyjaśnia. Właściwie niewiele jest do tłumaczenia, a już na pewno nie geneza samego zniknięcia. Najprawdopodobniej wszyscy, którzy zniknęli, przenieśli się do zaświatów, by razem z Bogiem przygotować… apokalipsę. W „Pozostawionych” nie mówią tego wprost, więc od razu pojawia się zarzut, że niczego nie wyjaśniają. O nudzie piszą najpewniej ci, którzy spodziewali się czegoś zupełnie innego. Mało to nieśpiesznych filmów? Jeśli są dobrze zrobione to nikt im nie zarzuca nudzenia tylko dlatego, bo za mało w nich wybuchów, pościgów i one-linerów. Proszę państwa, przed wami dramat obyczajowy.
Twórcy zaprezentowali coś nietypowego. Oto serial dziejący się po tajemniczych wydarzeniach rodem z kina s-f, ale opowiedziany jak dobry współczesny dramat. To tak jakby wziąć rodzinę wampirów i opowiedzieć historię ich ubóstwa i poszukiwania pracy, bez straszenia i pokazywania zębów.
„Pozostawieni” to serial niezwykle depresyjny. Tam nawet rozrywki nastolatków niewiele mają z dobrej zabawy – to raczej badanie pewnej niebezpiecznej granicy, by poczuć, że się żyje. Rzadko uśmiechającym się aktorom partneruje klimatyczny, powracający motyw muzyczny. Podejście do zdjęć, nawet w tak nieśpiesznym serialu, potrafi zachwycić.
To, czego twórcy do końca nie wykorzystali, to potencjał jednego z bohaterów - księdza szukającego haków na tych, którzy rozpłyneli się w powietrzu. Odcinek, który na nim się skupia, jest bliski perfekcji. Szkoda, że jako główny bohater pojawia sie jednorazowo. Szkoda postaci i szkoda aktora.
Senne miasteczko przenika się z drzemiącą wewnątrz bohaterów energią, która nie zawsze znajduje odpowiednie ujście. Ci, którzy próbują żyć normalnie, w świecie „Pozostawionych” wydają się być świrami. Może i oni chcą zwariować, by już nie musieć szukać sensu incydentu sprzed lat?
Nie ma w tym serialu odpowiedzi. Są pytania. Nie o tajemnicze zniknięcie, a o tak górnolotne wartości jak sens życia, jego cel i wartości. Doszukujący się podobieństw z „Lost” docenią bogatą symbolikę serialu. Twórcy tu i ówdzie rzucają tropy, które nieco poszerzają to, co i tak już wiemy. Jeszcze jedno łączy obydwa seriale. Opowiadają o zagubionych.