W zeszłym tygodniu dość ostro skrytykowałem pierwszy odcinek "Gotham", nowej produkcji stacji Fox. Jako, że drugi epizod bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, postanowiłem od razu podzielić się z Wami moimi wrażeniami.
Wielu komentujących mój ostatni wpis trafnie zauważyło, że nie powinno się skreślać serialu już po pierwszym odcinku. Niektórym produkcjom odnalezienie odpowiedniej formuły trochę zajmuje i nie raz minie sporo czasu zanim definitywnie przekonają one do siebie widza. Oczywiście jest mnóstwo seriali, które wciągają od samego początku, jak "Zagubieni" czy "Gra o tron", ale nieraz potrzeba trochę wytrwałości. Gdyby nie początkowy kredyt zaufania pewnie od razu postawiłbym krzyżyk na takich serialach jak "Rodzina Soprano" czy "Battlestar Galactica". W przypadku "Gotham" już drugi odcinek pokazuje, że i tej produkcji nie powinniśmy skreślać już po pilocie.
Pierwszy odcinek zaskoczył mnie kilkoma fajnymi elementami, jak choćby świetny Pingwin czy genialny klimat miasta, jednak wiele rzeczy po prostu przeszkadzało w śledzeniu losów słynnych mieszkańców Gotham. Największymi minusami były dla mnie dwie główne postacie: Jim Gordon i Bruce Wayne. Obie zostały bardzo słabo zagrane, a ich wspólny wątek był trochę irytujący i mało przekonujący. Na szczęście w drugim odcinku jest już trochę lepiej.
Epizod zatytułowany "Selina Kyle" w dużej części skupia się na przyszłej Kobiecie-Kot. Bohaterkę mogliśmy zobaczyć już w pierwszym odcinku, ale wtedy dostała ona bardzo mało miejsca. Teraz możemy w końcu lepiej ją poznać i dowiedzieć się więcej o jej przeszłości. Pretekstem do przedstawienia jej historii jest nowa sprawa, za którą bierze się Jim Gordon. Okazuje się, że w tajemniczy sposób z ulic "Gotham" znikają bezdomne sieroty. Dzięki Selinie odkrywamy, że za porwania odpowiadają Patty i Doug, parka dziwacznych i bezwzględnych przestępców. Gordon szybko trafia na właściwy trop, jednak sprawa trochę się komplikuje. Dodatkowo w tle rozgrywa się wątek polityczny, dzięki któremu przybliżona zostaje postać burmistrza zepsutego miasta. Główna fabuła jest całkiem ciekawa i w kilku momentach zaskakująca.
Twórcy nie zapomnieli również o Pingwinie, który dostał w nowym odcinku kilka ciekawych, a nawet zabawnych scen. Po wielkiej porażce z pierwszego odcinka, Cobblepot chce powrócić do Gotham. Zanim to nastąpi, będzie musiał się do tego dobrze przygotować, a w jego obecnej sytuacji najważniejsze będą pieniądze. Pingwin jest tak zdeterminowany, że nie cofnie się przed niczym by tylko dojść do swojego celu. Ciekawym elementem epizodu było również śledztwo prowadzone przez detektyw Montoya. Jako, że Cobblepot był jej informatorem, decyduje się zbadać okoliczności jego nagłego zniknięcia. W tym celu przesłuchuje jego matkę, która wypada tutaj naprawdę śmiesznie.
Młody Bruce Wayne nie dostał zbyt wiele czasu, co można zaliczyć jako plus. Co prawda wątek jego "przyjaźni" z Gordonem dalej jest kontynuowany, ale na szczęście zszedł na odległy plan. Twórcy tym razem postanowili skupić się na postaci Alfreda, który w "Gotham" zupełnie nie przypomina lokaja znanego z filmów animowanych i komiksów. Tutaj Alfred jest bardziej ludzki (trochę jak ten z trylogii Nolana), również stara się odnaleźć się w zupełnie nowej sytuacji. W końcu on też stracił część swojej rodziny, a na dodatek musi zmagać się z rolą jedynego opiekuna Bruce'a. Trzeba przyznać też, że aktor wcielający się w tę postać poradził sobie znakomicie.
To tylko kilka elementów, które zrobiły na mnie największe wrażenie, ale w tle nowego odcinka "Gotham" dzieje się o wiele więcej. Co bardziej spostrzegawczy widzowie odnajdą bardzo dużo nawiązań do dalszych losów miasta: Carmine Falcone pokazujący swoim ludziom ich miejsce, wzmianki o Dollmakerze i Arkham Asylum... Fani Batmana na pewno będę zadowoleni.
Drugi odcinek "Gotham" skutecznie odrobił straty po pierwszym, nijakim epizodzie. Jeśli twórcom uda się utrzymać taki właśnie poziom, to Fox niewątpliwie będzie miał w swojej ramówce jeden z najlepszych debiutów tego sezonu.
7/10
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.