Kupiłam książkę, sądząc po okładce. Grafika Dana Stilesa przyciągnęła wzrok, ale i opis na okładce wraz z fragmentami recenzji napawały nadzieją. Padły tam bowiem nawiązania do filmowej twórczości Coenów, porównania do liryzmu Dylana, a i miejsce dla Don Kichota się znalazło. Choć Dziki Zachód, panowie na koniach, pojedynki w południe i bijatyki w saloonach nie leżą w kręgu moich zainteresowań (choć jakby dłużej się zastanowić nad tą kwestią – znalazłoby się kilka wyjątków), wsiadłam do konia i pogalopowałam przez strony Braci Sisters, autorstwa Patricka deWitta.
Charlie i Eli Sisters są znani w okolicy. W zasadzie ich nazwisko wywołuje respekt i szacunek wymieszany z dużą dawką strachu. Bracia parają się morderstwami za zlecenie. Poznajemy ich w drodze na kolejną robotę, zleconą przez komandora. Wyruszają z Oregon City do Kalifornii i... od samego początku czytelnikowi wydaje się, że wszystko idzie nie tak, jak powinno. Jadowite pająki, choroby, rzucone uroki, poszukiwanie złota, duża ilość alkoholu, awanturnicy dążący do konfrontacji – przeciętnemu człowiekowi jawi się to jako masa przygód. Braci jednak nic nie zaskakuje (być może za wyjątkiem miętowego proszku i... szczoteczki do zębów). Jeśli ktoś staje im na drodze i okazuje się niezwykle upartym – należy go bez mrugnięcia okiem zabić. Ot, taki chleb powszedni.
Narratorem powieści jest Eli – wrażliwszy z braci. Charlie dużo pije, liczy się dla niego zysk i zabawa. Od lat przewodzi temu braterskiemu związkowi. Eli lubi oddawać się refleksjom, a co więcej – w momencie, gdy go poznajemy, zaczyna odczuwać, że coraz bardziej oddala się od Charliego. Zaczyna marzyć o zupełnie innym życiu – bez morderstw, w jakimś ładnym domku, całkiem prawdopodobne, że u boku damy (bo Eli to kochliwy chłopak). Charlie traktuje emocjonalną naturę brata jako słabość. Wyśmiewa się z czułości, jaką Eli okazuje Baryłce, koniowi. Igra z bratem, gdy ten subtelnie obchodzi się z kobietami, bo przecież Charlie to „prawdziwy mężczyzna”, który bez skrupułów bierze to, czego pragnie. W Elim narasta również poczucie niesprawiedliwości – ma gorszego konia, a za zlecenie u komandora ma otrzymać mniejszą zapłatę. Ścieżki braci ewidentnie zaczynają się rozchodzić.
Bracia Sisters to książka drogi, ale nie tylko ze względu na akcję, również w wymiarze psychologicznym, mentalnym. Każdy z braci musi się zmierzyć ze swoimi pragnieniami oraz słabościami. To dobry czas na zrewidowanie poglądów, a może nawet i sposobu na życie. Przychodzi taki moment w życiu człowieka, że zmiana wydaje się czymś nieuniknionym.
Czarny humor, absurd, ironia – to wszystko znajdziecie w Braciach Sisters. Jednak to nie wszystko. Opowieść o dwóch facetach na koniach na brudnym Dzikim Zachodzie nie jest powierzchowną rozrywką. Patrick deWitt wplótł wiele życiowych prawd w tę westernową powieść. I mimo że czasem zaśmiewamy się do łez, przychodzi moment otrzeźwienia i refleksji.
Co się wydarzy na tej prawdziwej i metaforycznej drodze braci Sisters? Zachęcam, byście przekonali się sami. Ja natomiast chętnie sięgnę po kolejną powieść Patricka deWitta o wdzięcznym tytule Podmajordomus Minor. Tym razem okładka (znów spod ręki Stilesa) obiecuje zabawę w stylu Monty Pythona. I ja w to wierzę.