Wczoraj na warszawskim Ursynowie zakończono trzydniowe juwenalia, których rozmachu nie powstydziłyby się normalne festiwale muzyczne. Organizator się postarał i zespołów z wysokiej półki przyjechało sporo, których to okoliczni mieszkańcy mogli posłuchać za darmo z domu lub, jak kto woli, nie spać przez trzy wieczory, gdyż nagłośnienie zamontowane na terenie kampusu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego było potężne. Sam pomimo wykupienia wcześniej trzydniowego karnetu, czas by udać się na koncerty miałem dopiero wczoraj. Poszedłem raczej z ciekawości i dla towarzystwa, gdyż do muzyki mam podejście dość specyficzne – słucham jej dużo na co dzień, ale zazwyczaj, by chciało mi się iść na występ, zespół musi należeć do moich ulubionych. Podczas wczorajszych koncertów to, co widziałem i słyszałem, wywołało u mnie pewne skojarzenia, które miewałem już wcześniej podczas wyjazdów na festiwal Castle Party. Ponieważ po raz kolejny zacząłem rozmyślać o tym samym, pomimo że muzyka prezentowana na tym gotyckim festiwalu i wczorajszych juwenaliach była diametralnie różna, doszedłem do wniosku, że warto mój pogląd umieścić tutaj. Drodzy Czytelnicy, bezwstydnie i publicznie zamierzam w poniższym wpisie bronić tezy, że muzyka przeżywana na imprezach masowych, dla wielu ludzi stanowi źródło doznań, zbliżonych do tych, które domyślnie można przeżyć tylko w miejscach kultu.
Z pamiętnika historyka…
15 lipca 1410 roku jest datą jednej z największych bitew w historii Europy Średniowiecznej. Bitwy pod Grunwaldem. Wtedy to siły zakonu krzyżackiego pod dowództwem Urlicha von Jungingena pokonane zostały przez brać polsko-litewską prowadzoną przez króla Polski Władysława II Jagiełłę.