Oprócz pisania o szeroko pojętej rozrywce i kulturze, sam także staram się ją tworzyć, a ten news jest dowodem na to, że chcę się nią dzielić. Oto przedostatnia część pierwszego z moich opowiadań pt. "Ecce Homo", które wygrało kilka konkursów literackich. Opowiada ono o tym jak podejmowane przez nas kluczowe decyzje wpływają na naszą przyszłość. Kolejne części już wkrótce. Opowiadanie będzie można przeczytać w lutowym periodyku "Prób. Nieregularnik Literacki".
Rozdział 6
Wielka Sobota 1993
Podniósł się z klęczków i usiadł w ławce. Na ołtarzu stała monstrancja i w najlepsze trwała jej adoracja. Młodzieżowy chór mruczał z lekka, ktoś brzdąkał na gitarze. Ktoś, mimo nie tak późnej pory chrapał pogrążywszy się w modlitwie.
Wreszcie zdobył się na przyjście do Domu Boga. Kiedyś przychodzili tu całą rodziną co niedziela. Teraz postanowił spędzić w kościele kilka godzin w oczekiwaniu na rezurekcję.
Do chóru dołączył niższy głos. Wiekowy ksiądz z głęboką, szpecącą blizną nad lewym okiem zaintonował jakąś pieśń, a później rzucił okiem na wiernych siedzących w ławkach. Jego wzrok zatrzymał się na Jakubie, który został przez niego obdarzony niezbyt miłym (delikatnie powiedziawszy) spojrzeniem. Ksiądz odwrócił się na pięcie i odszedł do zakrystii, co jakiś czas dotykając blizny.
Widok księdza wywołał w Jakubie bolesne wspomnienia. Cierpienie psychiczne, zostało dodatkowo spotęgowane przez fizyczne - dojmujący ból przeszył go w prawej ręce, gdy chciał się przeżegnać. Ten ból był pamiątką po wizycie dwóch esbeków.
Zamknął oczy.
Posadzili go w gabinecie przyozdobionym portretami ojców komunizmu.
Na początku delikatnie wyjaśniali: że tak będzie lepiej; że zarabiać można; że ojczyźnie ludowej przysłużyć się można.
Na jego wybuch śmiechu zareagowali groźbami: że jak podpisze, to nic nie zrobią jemu samemu, a później także jego rodzinie, o której wiedzieli zaskakująco dużo.
Jego stanowcze „ nie " sprawiło, że w gabinecie pojawiło się kilku milicjantów uzbrojonych w pałki.
Przytomność stracił bardzo późno, tak że długo zginał się pod ciosami stróżów porządku, przeplatanymi pytaniami „Jak teraz, co?" i swoim milczeniem.
Gdy ocucili go wodą, zorientował się, że bicie go przestało bawić oficerów Służby Bezpieczeństwa.
- Idziemy po twojego dzieciaka! - wrzasnął esbek.
Zimny dreszcz przebiegł po jego zbolałym ciele. Był romantykiem, godnym poświęcić samego siebie za ojczyznę, ale rodziny nie mógł poświecić.
Coś w nim pękło.
- Nie, proszę. Nie, -powiedział, głosem pełnym rozpaczy - zrobię co chcecie.
Nie dał rady sam pisać więc zrobili to za niego.
Tortury stosowano do 1956 roku, potem je zawieszono ze względu na niską efektywność i wydajność pracy, tak zwerbowanych „współpracowników".
Pamiętał tamten ból, ale z nim sobie jakoś poradził. Nie mógł wymazać z pamięci widoku twarzy żony, która go nie poznała (jak on musiał wyglądać!) i syna patrzącego na niego ze łzami w oczach.
„Gdybym wtedy umarł" - pomyślał - „wtedy oni dziś by żyli. Ile lat miałby Michał? Boże, byłby starszy niż ja wtedy byłem."
Wyobraził sobie, że Maria wraz z Michasiem usiedli obok niego i modlą się za jego duszę.
Spróbował ich objąć.
Zniknęli.
Zapłakał.
Rzewnymi łzami.
- Jezu Chryste - wyszeptał - który pozwoliłeś, aby twoi najbliżsi patrzyli jak umierasz; dlaczego nie pozwoliłeś, aby moja rodzina płakała na moim pogrzebie? Czy za cenę mojego życia oni musieli zginąć? Dlaczego pozwoliłeś mi ich zabić?
Nikt nie słyszał jego słów. W kościele nic się nie zmieniło.
- Odpowiedź mi. Chcę się z nimi zobaczyć. Chcę Cię zobaczyć. Ukrył głowę w dłoniach.
- Proszę. Jestem już zbyt zmęczony....
Opublikowane do tej pory części
Jeśli chcecie być na bieżąco z tym co robię w sieci to zapraszam do: