Koń, jaki jest, każdy może zobaczyć - Jak Netflix mnie przykuł do ekranu pewną pozycją
To ich bałem się w dzieciństwie. Przerażające postacie z bajek
Korporacja Konspiracja, czyli Netflix i teroie spiskowe
Rick and Morty - Kilka przemyśleń przed IV sezonem
Przegląd Anime 1984
The Goon – tak wyglądałoby „Peaky Blinders” Tima Burtona?
Shigurui jest serią wprost znakomitą (przynajmniej pod względem formalnym). Mimo tego, że film nie oszczędza widza i nieustannie epatuje coraz bardziej wyszukanymi scenami gore, najbardziej zachwycającym elementem jest jego warstwa estetyczna. Nie mam zamiaru pisać kolejnej recenzji tego anime, chciałby jedynie zwrócić uwagę na bardzo interesujący autokomentarz, który został zawarty w pierwszych paru minutach pierwszego odcinka.
Rynek stworzony przez Simpsonów, Futuramę, South Park czy Family Guya to prawdziwa żyła złota, bezczelności i chamstwa. Niektórzy lubią się na to obrażać, inni po prostu „to lubią”. Ja doceniam funkcję tego typu show i lubię „czyścić” sobie mózg takimi animowanymi, szybkimi, przejawami prostactwa. Teraz dołączył do nich nowy serial Comedy Central – Brickleberry.
*niezły kontrast względem treści poprzedniego wpisu.
Znajomi często coś polecają. A to dobry film, a to fajny zespół muzyczny, a to informują o jakimś wydarzeniu kulturalnym, czy o nowym napoju lub smakołyku, który pojawił się w pobliskim sklepie. Można im ufać lub nie. Czasami dodają oni do swojej opinii jakąś reklamówkę, fragment utworu, urywek filmu, chwytliwą opowiastkę czy działające na wyobraźnię porównanie.
I w ten właśnie sposób obejrzałem poniższy fragment anime Guardian of the Sacred Spirit, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem:
Dzisiaj przypomniałem sobie o jednej z moich ukochanych „bajek” z dzieciństwa. Chociaż niewiele tam z bajki, lub baśni. Mowa o serialu animowanym, który nie tylko chwyta za serce i powoduje łzy, ale wciąż trzyma się niezwykle dobrze. O serialu, który oglądałem ostatni raz rok temu, a zarazem wtedy obejrzałem go pierwszy raz – w sposób pełny i zrozumiały.