Ekstremalne warunki w grach - najbardziej niezapomniane zimy w znanych tytułach - Luc - 24 października 2015

Ekstremalne warunki w grach - najbardziej niezapomniane zimy w znanych tytułach

Przenosząc się do cyfrowej rzeczywistości, przeżywamy przygody niemal w dowolnym miejscu i okresie. Futurystyczne metropolie, ponure lasy, przestrzeń kosmiczna, starożytne miasta czy też całkowicie fikcyjna, kraina rodem z fantasy. Te oraz wiele więcej miejsc zwiedza się zazwyczaj niezwykle miło, ale to w jaki sposób się prezentują, często zależy także od tego, w jakich warunkach przyjdzie je nam oglądać. I nie, nie chodzi wcale o to, co dzieje się dookoła nas podczas sesji na komputerze czy konsoli! Ekstremalne miejsca lub pogoda, w jakiej przychodzi nam niekiedy toczyć walkę czy też rozwiązywać zagadki, niezwykle wpływają na immersyjność tytułu.

Gdzie nie spojrzeć tam zima!

Seria, jaką dzisiaj rozpoczynam, przyjrzy się czterem głównym kategoriom z tego zakresu – mroźnym zimom, upalnym pustkowiom, tropikalnym lasom oraz przepastnym podziemiom. Każda z nich mocno się od siebie różni, stosuje często unikalne mechaniki, aby zwiększyć „odczucia” gracza, ale wszystkie mają wspólną jedną cechę – jeżeli są dobrze zaprojektowane i wykonane, gracz nawet siedząc zawinięty w koc poczuje dreszcz chłodu, czy też przysłoni oczy przed słońcem, pomimo tego, że za oknem grzmi i pada. Tym razem, zajmę się klimatami typowo zimowymi, które pojawiały się w poszczególnych tytułach… lub którym w ogóle poświęcono całą produkcję.

Never Alone

Jedna z piękniejszych i bardziej wciągających opowieści pośród gier przeznaczonych na konsole nowej generacji. Gra być może nie olśniewa skomplikowaniem, ale niezwykła kreska oraz naprawdę ciekawie zaprojektowana rozgrywka czynią z niej coś niezapomnianego. Silne podmuchy mroźnego wiatru zmuszają nas do częstego „wtulania się w ziemię”, balansowanie na taflach lodowych także wymaga odpowiedniego podejścia. Doliczmy do tego także nieustanną śnieżycę, mroźne jaskinie, wszechobecne sople, fantastycznie wyglądającą noc polarną oraz towarzyszącego nam „ducha-lisa” przypominającego zamieszkujący północ gatunek… I w efekcie otrzymujemy tytuł, w którym od samego początku czujemy, że rozgrywa się w okolicach północnego bieguna. Never Alone ponadto stanowi absolutnie świetne źródło o kulturze zamieszkujących Alaskę ludów Inupiat – ich zwyczajach, wierzeniach, sposobach na radzenie sobie z nieustającym mrozem… I choć szczerze mówiąc dokumentalnych filmów w grach zazwyczaj nie mam ochoty zaglądać, tak w tym przypadku pochłonęły mnie bez reszty.

W Never Alone zarówno się wzruszamy, jak i zachwycamy pięknem północnej krainy.

Lost Planet oraz Lost Planet 3

Można by powiedzieć, że Lost Planet jak to strzelanka – nie oferuje niczego nowatorskiego i bazuje na schemacie wypracowanym lata temu. I zapewne częściowo jest to prawda, choć trzeba pierwszej odsłonie serii przyznać, że miała jedną, unikalną cechę – rozgrywała się w samym środku zimy na nieprzyjaznej ludziom planecie. Fakt, naszym największym zmartwieniem byli przede wszystkim obcy, ale podczas walk po prostu czuło się, że panująca wokół nas śnieżyca nie jest jedynie ozdobnikiem. Para wydobywająca się z naszych ust, pociski rozpryskujące śnieg oraz nieustanne opady białego puchu miały ogromny udział w budowaniu „zimowego” klimatu, ale równie istotny był mechanizm „Termal Energy” skrótowo określanego jako T-ENG. Gromadzone w grze ciepło, pozwalało naszemu bohaterowi normalnie funkcjonować – jeżeli zaniedbaliśmy ten element i pozwalaliśmy, aby protagonista się wyziębił, stopniowo tracił punkty życia aż do momentu śmierci. Niby drobiazg, ale w rzeczywistości zmieniało podejście do rozgrywki i wychodzenia na „mróz” faktycznie budziło obawy. Po odejściu od zimowych klimatów w części drugiej, ostatnia odsłona trylogii szczęśliwa wróciła do poprzedniego schematu, dodając przy tym kilka imponujących zimowych elementów. Realizacja segmentu przedzierania się mechem przez jaskinię pełną sopli naprawdę świetnie oddawało klimat panujący na ekranie.

Potworni obcy i potworny mróz - jest gorsza kombinacja?

Metal Gear Solid

Metal Gear Solid, a w szczególności jego początkowa sekwencja, był niezapomniany z przynajmniej kilku powodów. Po pierwsze – naprawdę niezwykła jak na ówczesne czasy mechanika. Skradanie się i infiltracja zrealizowane w taki sposób były po prostu prawdziwą rzadkością i wymagały od graczy całkowicie innego podejścia do przygody. Po drugie – intrygująco zaczynająca się fabuła oraz naprawdę świetna jak na tamtejsze warunki oprawa graficzna, doprawiona świetnymi przerywnikami i grą aktorską. A po trzecie – niezwykły klimat i pogoda w miejscu, w którym się znaleźliśmy. Skradanie się do chronionej bazy przebiegając po śniegu i zostawiając za sobą ślady budziło i nadal budzi pośród graczy ogromne emocje. Patrolujący sektory żołnierze przyodziani w białe kombinezony także robili „swoje” w oddaniu panującego na ekranie mrozu. Wszystko z dzisiejszej perspektywy nie jest już może równie spektakularne (podobnie jak i sterowanie, przez które wielu współczesnych graczy od tej klasycznej perełki się „odbija”), ale w końcówce XX wieku tak filmowe ukazanie jakiejkolwiek gry, a także panującej w niej zimy, było prawdziwą sensacją.

Śnieżny kombinezon czy nie - na dobre ogłuszenie nie ma mocnych.

Call of Duty: Mordern Warfare 2

Przy filmowości będąc, nie możemy oczywiście pominąć i serii Call of Duty, która swoistą „hollywoodzkość” ma wręcz we krwi. W tej kwestii, Modern Warfare 2 z pewnością nie ma się czego wstydzić, a i niektórzy uważają tę odsłonę za jedną z lepszych w swojej kategorii. I to nie bez powodu, zwłaszcza, jeśli uwzględnimy misje i sekwencje rozgrywane w białym otoczeniu. Wspinaczka górska w towarzystwie kapitana MacTavisha była w końcu klasą samą w sobie! Doskonale oddawała wrażenia z pokonywania kolejnych centymetrów stromego, oblodzonego szczytu i to w naprawdę ciężkich warunkach. Ucieczki na skuterach, burze śnieżne, błądzenie ze skanerem w tejże burzy i ciche eliminowanie przeciwników… Wszystkie te pomysły i zadania zrealizowano zaskakująco realistycznie, dzięki czemu w obliczu mroźnego żywiołu (nawet pomimo świetnego wyszkolenia bohatera), byliśmy po prostu bezradni jeśli nie uważaliśmy przy każdym kroku. Specjalnej mechaniki wymuszającej inny sposób grania wprawdzie nie zastosowano, ale i bez tego „czuło” się zimę rewelacyjnie. Choć nawet przy tak niskiej tempetarurze potrafiło zrobić się gorąco, gdy na nasz ślad trafiły psy tropiące… O których zresztą MacTavish powiedział krótko „Dogs. I hate dogs”. Dlaczego o tym wspominam? To nawiązanie do kwestii Indiany Jonesa mówiącego to samo o wężach. Aktorem odgrywającym rolę poszukiwacza skarbów był oczywiście Harrison Ford znany również z Gwiezdnych Wojen, a to z kolei prowadzi nas do…

Idealna pora na wspinaczkę to to nie jest, ale skoro trzeba...

Shadows of the Empire

Skoro mowa o zimie to i oczywiście o Hoth. Filmowa bitwa na mroźnej planecie to klasyka sama w sobie i wykorzystano ją chociażby w niedawnej becie Star Wars Battlefront, ponownie zachwycając widokami i klimatem (niestety nie balansem). Battlefront to oczywiście nie pierwsza i nie jedyna gra, w której postanowiono odwzorować mroźny pojedynek między Imperium a Rebeliantami – niezwykle klimatycznie zrealizowano ją także w Shadows of the Empire. Być może gdyby nie fakt, że produkcja rozgrywała się w uniwersum Gwiezdnych Wojen, a my sami siadaliśmy za sterami Snowspeedera, sama możliwość latania i strzelania na ośnieżonej planecie nikogo by nie zainteresowała, ale prawda jest także, że równie udanie klimat budowano także i dzięki innym elementom. Fantastyczna muzyka, odgłosy i dobrze odwzorowany wygląd Hoth sprawiał, że faktycznie mogliśmy poczuć się jak Rebeliant – zwłaszcza podczas okręcania się w okół AT-AT. Ale nawiązując jeszcze na chwilę do oprawy dźwiękowej – główny motyw gry… wykorzystywał utwór, który wycięto z piątego epizodu. Całe szczęście, że się nie zmarnował!

Kółeczko raz, kółeczko dwa i gotowe!

Uncharted 2

Nathan Drake być może i nie kojarzy się zbyt mocno z zimą, ale i ta w przygodowo-zręcznościowej serii i tak zawitała, a co więcej - niezwykle zapadała w pamięć. Przeszukiwanie świątyni w górach, wspinaczka po niesamowicie prezentujących się, oblodzonych skałach… Naughty Dog niejednokrotnie udowodniło, że z każdej scenerii potrafi wyciągnąć maksymalnie dużo, ale w tym konkretnym przypadku nie pozostawiano żadnych wątpliwości – widoki były po prostu olśniewające. Szkoda, że nie zimowych warunków nie uwzględniono w samej mechanice rozgrywki – skakanie i bieganie było identyczne (pomimo tego, że nieustannie nam przypominano o tym, że mamy zimowe buty), a i wspinaczka zostawiała pewien niesmak. Rozumiem, że Nathan Drake jest niemal nadczłowiekiem, ale aby wspinać się w takich temperaturach bez żadnych rękawiczek? Szczęśliwie lodowe mosty, polarne wilki i inne obowiązkowe elementy „akcji” zapewniały świetną, dynamiczną rozrywkę.

Rękawiczek może i nie ma, ale widok i tak fantastyczny.

Midwinter

Najstarsza gra w całym zestawieniu, ale nawet i dziś pomimo wieku robi spore wrażenie tym, na co pozwalała. Gigantyczny, otwarty świat z ponad 400 000 kilometrami kwadratowymi do przemierzenia to coś, czego nie spotykamy i 30 lat później.  Szczęśliwie nie musieliśmy tej drogi pokonywać ich na piechotę – mogliśmy skorzystać równie dobrze z nart… O ile nasza postać była sprawna i zdrowa. Oczywiście większość połaci terenu była zasypana śniegiem, który choć lekko „kwadratowy”, nadawał produkcji specyficznego klimatu. Epoka lodowcowa, która nastąpiła po „apokalipsie” nie zamierzała nas oszczędzać i aby przeżyć oraz wypełnić swoją misję, trzeba było się solidnie nagimnastykować.

Jesteśmy zdani na siebie oraz łaskawość natury.

Skyrim

Na zamknięcie zestawienia coś, w co z kolei grał chyba każdy z nas. W Skyrimie niby to mody dopiero wyciągnęły z produkcji pełnię potencjału, ale już od początku tytuł miał jedną, niezaprzeczalną zaletę – jego świat prezentował się bardzo, ale to bardzo dobrze. Mnóstwo miejsc do zwiedzenia, które zapierały dech w piersiach, a pośród nich oczywiście także i śnieżne rejony. Panorama białych szczytów albo przemierzanie przyprószonego puchem lasu to naprawdę było coś, a po odpowiednim zmodyfikowaniu gry efekt ten dodatkowo się pogłębiał. Nie wspominając już o modach takich jak „Winter Overhaul” czy „Winter is Coming”, gdzie przyodziani w odpowiedni płaszcz, mogliśmy poczuć się na oblodzonej powierzchni w istnie filmowy sposób.

Kilka modów i na ekranie zima jeszcze ładniejsza niż za oknem.

Oczywiście którąś z bardziej imponujących zim mogłem w zestawieniu pominąć lub w coś po prostu samodzielnie nie miałem okazji grać. Jeżeli macie jakieś propozycje, śmiało podrzucajcie je w komentarzach. Na dziś to tyle, za tydzień wracamy w nieco mniej mroźnych klimatach!

Luc
24 października 2015 - 12:02