Świat gierek ciągle zatacza kręgi. Prawie 10 lat temu zagrałem na Wii w całkiem przyjemną, prostą grę strategiczną. Teraz ten sam tytuł powraca na kolejna konsolę Nintendo. Tylko czy Swords & Soldiers na Nintendo Switch jest coś warte?
Resident Evil 2 jest przez wielu graczy uważany nie tylko za najlepszą odsłonę cyklu o okropnych broniach biologicznych, ale także za najlepszy klasyczny survival horror. Genialny tytuł rozbudował świetną bazę stworzoną przez przygodę członków STARS i pokazał nam jak może wyglądać miasto opanowane przez śmierć. Gra cały czas trzyma nas w napięciu i naprawdę musimy walczyć o przetrwanie. Do tego produkcja Capcom naprawdę potrafi wystraszyć. Do dzisiaj pamiętam moment z niespodzianką skrywającą się za jednym z luster. Kultowy tytuł w końcu doczekał się rimejku i w dwie dekady po naszej pierwszej wizycie na komisariacie w Raccon City możemy ponownie odwiedzić to miejsce. Tylko czy Capcom udało się przenieść klasyczny horror dla nowego pokolenia graczy i czy warto było stracić możliwość zagrania w fanowski rimejk by sprawdzić ten tytuł?
Love Hina było pierwszym anime typu harem, które widziałem w swoim życiu. Historia chłopaka spędzającego masę czasu z grupą dziewczyn, które coś do niego czują może wydawać się czymś mocno naciąganym. Zwłaszcza, że bohaterem jest zazwyczaj przeciętniak, który w normalnym świecie nie miałby szans na to by zostać przez kogokolwiek zauważonym, a tutaj zabijają się o niego najpiękniejsze dziewczyny. Przyznam, że byłem trochę zaskoczony, gdy dowiedziałem się jak popularne są przeróżne haremy i wszystkie historie miłosne tego typu. Song of Memories dało mi okazję by przekonać się jak to jest być chłopakiem, o którego zabijają się dziewczyny. Czy polecam takie doświadczenie?
Niektóre niszowe gierki muszą być naprawdę dochodowe. Tak sobie tłumaczę sytuację, w której na rynku pojawia się kolejna odsłona cyklu Senran Kagura podczas gdy ja ciągle czekam na nowe Forbidden Siren, Project Zero, Otogi czy Tenchu. Jakoś tak jest, ze akurat ta seria, o której nie słyszę zbyt wiele pochlebnych opinii co roku atakuje nas nowymi odsłonami na PlayStation 4. Tym razem padło na Senran Kagura Burst Re:Newal, czyli remake produkcji z Nintendo 3DS.
Xbox 360 nie było marzeniem fanów japońskich gier. Konsola Microsoftu zapoczątkowała dominację zachodnich gier i stała za wzrostem popularności amerykańskich produkcji o twardzielach i rozwałce. Z tego powodu lista tradycyjnych japońskich gierek przeznaczonych na ten system nie jest zbyt długa. Najłatwiej można to zaobserwować patrząc na listę tytułów JRPG dostępnych na 360. Blue Dragon, Eternal Sonata, Losy Odyssey, Phantasy Star, Infinite Undiscovery i kilka innych tytułów. Nie było tego zbyt wiele i większość z tych produkcji została szybko zapomniana przez graczy. Wyjątkiem jest tutaj Tales of Vesperia. Ta odsłona ciągnącego się od wielu lat cyklu jest do dnia dzisiejszego uważana za jedną z najlepszych odsłon serii. Dlatego premiera Tales of Vesperia: Definitive Edition to dobra okazja by przypomnieć sobie dlaczego fani cenią akurat ten tytuł.
Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, ale wiele gier z segmentu szeroko pojętego indie stawia na platformówki z odrobiną puzzli. Może jestem w błędzie ale sukces Braid czy Limbo przyczynił się do tego, że w ostatnich kilku latach zalała nas fala tego typu produkcji. Sam nie jestem w stanie zapamiętać nawet garstki z nich bo co chwila pojawia się coś nowego. Teraz przyszła pora na Degrees of Separation. Czy projekt przy którym maczał palce Chris Avellone z legendarnego Black Isle Studios wyróżni się z tłumu podobnych produkcji?
Ostatnie kilka lat to całkiem przyjemny czas dla fanów staroszkolnych FPP. Scena indie dostarczyła nam masę produkcji inspirowanych klasykami jak Doom czy Quake. Nawet deweloperzy z segmentu AAA eksperymentują z powrotem do gier FPS nastawionych na akcję i ostrą rozwałkę. Polskie 2084 zanosi się na kolejny produkt idący właśnie w tą stronę. Strzelanie i hackowanie w biegu w cyberpunkowym klimacie. Czy zanosi się na to, że to Polacy staną się growymi ekspertami od gatunku stworzonego przez Williama Gibsona?
Jestem jeszcze ledwo żywy po Sylwestrze. Spędzić tyle godzin z Larą Croft wymaga od człowieka niezłej kondycji. Do tego jeszcze Smash, który wciąga jak bagno. Twórcy gier nie mają jednak litości i szykują się do kolejnego zalewu solidnych produkcji. Ja postanowiłem rzucić okiem na to co ma pojawić się na pułkach sklepowych i cyfrowych platformach w najbliższych dniach. Spośród masy gierek wybrałem kilka interesujących pozycji.
Branża gier wideo to jedno wielkie szambo, w którym od czasu do czasu pojawi się jakiś smaczny kąsek. Mniam, pyszniutki torcik wiedeński wykonany przez mistrzów. Tylko czemu kasjer, któremu mam płacić przed podaniem mi produktu wkłada go do toi toia? No i jeszcze „dziennikarze” growi, którzy tak sprawnie kopiują gotowe wiadomości prasowe i wychwalają gierki otrzymane wraz z promocyjnymi ręcznikami, klapkami. Ach jak ja lubię tuby propagandowe i speców… Zaraz, zaraz co ja wypisuję. Mój pierwszy narzegracz w wersji 2k19 miał zająć się czymś poważniejszym niż smęty twitterowego Tomka, którego bolą cztery litery bo Sony nie chce mi, tfu mu podesłać promki z bonusową zdrapką PSN. Tym razem postanowiłem po przynudzać o dziadowskiej praktyce jaką jest wprowadzanie mikrotransakcji do gierek trochę po premierze.