Phil Fish ma prawo być bucem
Sympatyczni i niepotrzebni – recenzja filmu Ratchet i Clank
Dark Souls III ma w sobie nowy ogień – nowa nadzieja po becie multiplayer
Broforce – Robocop, Rambo i Ripley w browurowej grze – test wersji alfa
Karol i Witek przegrali „Powstanie Warszawskie” – recenzja filmu
Pixel Piracy - piracić czy nie piracić? – test wersji alfa
Zawadiacki kosmiczny podróżnik Ratchet i jego wierny kompan robot Clank to bez wątpienia jedni z najsympatyczniejszych bohaterów w historii gier. Ich przygody śledziliśmy w wielu świetnych odsłonach serii Ratchet & Clank, która z z czasem niestety straciła na popularności. Przyczyn pewnie można upatrywać w tym, że w pewnym sensie skończyła się era „konsolowych maskotek” i sympatyczny plusz zastąpiły pulsujące muskuły Marcusa Feniksa. Charakterystyczny klucz dzielnego Lombaxa pokrył się kurzem. Na szczęście firma Sony i studio Insomniac postanowiły przypomnieć uniwersum niedawną grą, która okazała się naprawdę niezła, a także pełnometrażowym filmem animowanym, opowiadającym podobną historię zawiązania się przyjaźni Ratcheta i Clanka.
Jak jest z ekranizacjami gier wszyscy dobrze wiemy – przed seansem niemal każdej z nich trzeba podpisać dokument, że czynimy sobie krzywdę na własne życzenie. Kiepskie scenariusze, fatalne wykonanie, bezsensowne nawiązania do materiału źródłowego – problemy można by mnożyć, ale w przypadku Ratcheta i Clanka byłem jednak podekscytowany. „To nie może się nie udać, bo przecież sama gra jest jak film” - kołatało mi się w głowie. Rzeczywiście filmowy Ratchet i Clank jest jak „ta gra, która była jak film”, chociaż w kwestii jego oceny wiele zależy od jednego prostego czynnika. Tego, ile godzin spędziliście na wspólnych przygodach z tytułowymi bohaterami.