Kilka dni temu Łosiu rozpoczął zapoznawanie Was z redakcyjną częścią GOL-a, jednak wciąż pozostają autorzy tekstów – zakuci w kajdany, we własnych mieszkaniach, nałogowi gracze klepiący dziennie tysiące literek na swych doszczętnie zakatowanych już klawiaturach… Czym różni się praca we własnym domu od takiej w biurze? Jakie są zalety, a jakie wady możliwości siedzenia przed własnym monitorem?
Tekst ma formę mocno humorystyczną, choć jest w tym wszystkim krzta prawdy ;)
Brak konieczności wczesnego wstawania to chyba najważniejszy plus pracy w domu - koniec z pobudkami o 5 rano, aby po niekrótkiej podróży pociągiem móc zasiąść za komputerem (again, sic!) o godzinie 9. Nie ma sensu w ogóle nastawiać budzika – śpimy do 12-14 i jesteśmy maksymalnie wypoczęci. Pal licho, że poradnik musi być napisany - sen jest (podobno) najważniejszy!
Samo dotarcie pociągiem do miejsca pracy jest 4-godzinną katorgą (na szczęście jest kostka!), nie wspominając o losowych przypadkach zj.. zepsucia się któregoś. Konieczność czekania minimum godziny na kolejny pociąg potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi. Jak dobrze, że w domu wystarczy przejść kilka kroków..
Ooo tak! Siedząc sobie w domu nie musimy wysłuchiwać przeróżnych historyjek (czasem pozbawionych sensu, kompletnie nie śmiesznych itd.) naszych kolegów z pracy, a trochę się nasłuchać musiałem (viva urlopy!, no offence). NIKT nam nie przeszkadza. Koncentracja pełną parą!
Kwestia sporna z tym żarciem. Dziś „chińczyk”, jutro kebab, a pojutrze może w końcu przygotuję sobie jedzenie w domu. Praca w biurze niejako zmusza do częstszego zamawiania na mieście, a przecież każdy wie, że najlepsze żarcie to te, które zrobimy sobie sami!
Co tu pisać – pracując w domu możemy sobie pozwolić na cokolwiek chcemy! Dzień wolnego? Bezproblemowo! Szef i tak się nie dowie, że nic nie zrobiliśmy (ups…).
Tekst, który powstał na trzeźwo jest tekstem kiepskim (tak jak ten wpis, jak już zdążyliście zapewne zauważyć)! Wasz ulubiony felietonista, Fulko, może o tym poświadczyć. Nie zawsze kończymy tak jak na powyższym obrazku, ale na pewno bliżej nam to zatracenia kontaktów międzyludzkich przesiadując cały czas w domu. Po dłuższym zastanowieniu, wydaje mi się, że znajduję się gdzieś pomiędzy pierwszym, a drugim obrazkiem. Tragedii jeszcze nie ma..
Najgorsza wada pracy w domu z możliwych – nieustanne przeglądanie forum, sprawdzanie maili, oglądanie kompletnie głupich filmików, wielogodzinne przerwy na układanie kostki.. Jakie szczęście, że w miejscu pracy nie podłączyli mi komputera do Internetu. Uff..
Pogorszenie stosunków z domownikami, którzy są maksymalnie znudzeni oglądaniem naszej facjaty – normalka. Jak dobrze jest mieszkać w akademiku, gdzie nikogo nie obchodzi nawet to, że siedzimy w pokoju niemal non stop..
Siedzenie niemal 24/7 to czasami konieczność – w przypadku poradników trzeba zarywać nocki aby wyrobić się z terminem. W biurze zaś kończymy o 17, wracamy do domu i tyle z naszej roboty na dziś – wygodne, prawda?
Brak przerw na łyk zimnej wody, przy której możemy pochwalić się nowym rekordem ułożenia albo, że mieliśmy zeszłej nocy trójkącik.. Koniec z high five’ami..