Zrób mi Martini - czyli za co kocham nowego Xboxa 360 Slim - batalia - 5 września 2010

Zrób mi Martini - czyli za co kocham nowego Xboxa 360 Slim

Mnie też skusił błyszczący szlif nowego Xboxa 360 'Slim'. Długo ostrzyłam na niego zęby i oglądałam się za nim na ulicy, ale przecież już dwa Xboxy 360 Classic  są w domu. Nieważne, i tak go kupiliśmy. Microsoft prowadzi nim marketing nie tylko większej użyteczności, ale przede wszystkim - luksusu. Udało mu się rozpieścić i mnie, fanatyka PS3.

Kaprys nowego Xboxa uczciliśmy odpowiednio wykwintną kolacją!

Ale po kolei. Jestem zdeklarowanym fanboyem (fangirl?) PS3. Żeby nie było - Xbox 360 zawitał na moje domowe półki jako pierwszy. Cieszyłam się póki mogłam, jednak pewnego dnia w afekcie zakupiłam Playstation 3. I to specjalną PS3, bo pierwszą europejską edycję, tę a smaku piano black, szeroką i rządzącą się kompatybilnością wsteczną z PSX i PS2, jak i multiportowością, jeśli taką PS3 jeszcze pamiętacie.

Ciosem dla Xboxa było postawienie jej na piedestale tuż obok - tandetne plastikowe pudło niewiele mogło wobec mruczącej pod ciemnym kapturem, dostojnej i wyrafinowanej PS3. Nie oszukujmy się - siwa, skundlona klacz vs. kruczoczarny mustang. Nie wspominam celowo o grach, wnętrzu, Blu-rayu, WiFi, czy grze po sieci; chodzi tu o doznanie sensoryczne, generalny feel sprzętu, który daje człowiekowi poczucie, że ma w domu cacuszko. A pierwsza PS3 wygląda przy Xboksie 360 jak milion dolarów.

Generalnie nie byłoby problemu, gdyby nie nowa sytuacja - 2 Xboxy w domu, jeden mój, drugi Lordareona, oba szwankujące, i bez dostępu do Live'a (brak gniazdka LAN w okolicznych ścianach). Zapaliły nam się oczy i żarówki przy ogłoszeniu nowego Xboxa podczas E3. Nie wytrzymaliśmy - wczoraj zakupiliśmy trzeciego.

Czarny, aksamitny styropian to genialny smaczek na powitanie.

Już przy odpakowywaniu wiadomo było, że Microsoft stawia na luksusowość tej edycji konsoli. Tak, pad i headset też są czarne.

W obudowie fortepianowej czerni śliczne refleksy pokoju - jak w pierwszej PS3. Kochanie, zrób mi Martini.

Jakże miło postawić tak zacny sprzęt na półce, na miejscu jego poprzednika tej samej firmy - pożółkłej tekturowej mydelniczki.  I nie straszą nas odciski palców, bo wystarczy muśnięcie dłoni, i natychmiast mryga na powitanie. Interfejs dotykowy, choćby do samego tylko włączania, niezbicie daje poczucie obecnego wieku. Jaka szkoda, że Sony zrezygnowało z panelu dotykowego i wsadziło stare guziki w kolejnych wersjach PS3.

Zgrabny, lekki, chłodny i cichutki.


Nawet dźwięki wydawane przez nowego Xboxa przy włączaniu są przemyślane i dosłodzone - sympatyczne mryganie zamiast odgłosów tostera. Tost wysuwał się również jako tacka z płytą w starej konsoli - teraz ruch jest gładki i błyskawiczny. Skromnie przycupnięty śmiga bezprzewodowo po sieci, a kiedy kupimy Kinecta, kabli będzie z nowym Xboxem jeszcze mniej (do starych Xboxów 360 potrzebne będzie dodatkowe źródło zasilania). Designersko Microsoft spisał się na szóstkę - połączył najlepsze elementy konsol konkurencji. Rezultat jest niebezpieczny dla mojego fanostwa PS3: gry niby te same, a jednak odczucie jechania na tak solidnym, dopieszczonym rynsztunku totalnie cieszy zmysły.

Lordareon składa hołd i konfiguruje z namaszczeniem.


W moim sercu największe zarzuty wobec Xboxa - usterkowość i bazarowa jakość wykonania - nie istnieją już przy nowym produkcie Microsoftu, a batalia z Sony jest bliska remisu.

batalia
5 września 2010 - 22:28