Kraków, dnia 15 maja 1987 roku, godz. 16.00. Właśnie trwa rozmowa telefoniczna na linii Fulko (Kraków, Polska) - tata Fulko (Dortmund, RFN):
- No i co tatusiu, patrzyłeś w sklepach za tym komputerem?
- Fulko, słuchaj, byłem w jednym sklepie i jest tu jakiś komputer.
- No i co tatusiu, kupiłeś mi?
- Nie kupiłem, bo oni nie słyszeli o żadnym Atari. Ten komputer nazywa się <szuru szuru - słychać szelest rozkładanej kartki> eeeee... Schneider i jest sprzedawany razem z monitorem w komplecie.
- Acha. Tatusiu to nie kupuj go na razie, rozglądnij się jeszcze po sklepach, może gdzie indziej będzie Atari, dobrze?
- Dobrze synku.
Tego samego dnia wieczorem dzwoni telefon:
- Synuś, kupiłem ci komputer. Mówili, że bardzo dobry. Nazywa się Commodore Plus/4.
- <głucha cisza>
- Halo! Halo! Jesteś tam?
- <jeszcze głuchsza cisza>
Powyższy dialog, drodzy czytelnicy nie jest wyssany z palca. Ooo, nie. Każdy człowiek do końca swoich dni pamięta chwile, które odmieniły jego życie. Dla waszego mistrza pióra taką chwilą były okoliczności kupna pierwszego komputera. Dziś taki zakup to pikuś, ale jeśli ktoś z Was żył w czasach PRL-u ten wie, że wtedy na kupno komputera nikt, absolutnie nikt normalnie pracujący (czytaj: na państwowej posadzie) pozwolić sobie nie mógł. Rodzice Fulko też. Dlatego młodzieniec sam próbował zarobić na sprzęt sprzedając butelki i makulaturę, ale nie ukrywajmy: była to kropelka w morzu potrzeb. Na szczęście stała się jasność i tatę Fulko wysłali za granicę, a to oznaczało koniec szukania szkła i papieru po śmietnikach. Wasz ulubiony felietonista umył ręce i w jednej chwili stał się kimś, GOŚCIÓWĄ.
Głowa rodziny przed wyjazdem dostała od syna wytyczne, jaki komputer ma kupić (Atari 800XL). Jak mogliście przeczytać we wstępie do tego niezwykle ciekawego tekstu, Fulko przypominał tacie jeszcze później, przez telefon, jaki to ma być sprzęt. Ale rodzic jak to rodzic, głuchawy, sprawę pokpił, kupił nie to, co trzeba i na dodatek nie widział w tym problemu. "Komputer to komputer, synuś" usłyszał Fulko i poczuł potężny ból głowy, bo o Commodore Plus/4 w życiu nie słyszał. Zaczął gorączkowo pytać znajomych i szukać w prasie (czyli Bajtku, bo innych czasopism wtedy prawie nie było). Wasz bard odpowie na wasze pytanie, które chcecie zadać. Dlatego nie szukał w Internecie, bo go w tamtych czasach jeszcze nie wymyślono. Zresztą w Bajtku znalazł to, co chciał - artykuł "Pułapka na oszczędnych, czyli Commodore Plus/4" Klaudiusz Dybowskiego. Fulko przeczytał i załkał - Jezzzu, toż to mówią, że to shit!
Mimo złych przeczuć, gdy tylko paczka z "plus czwórką" znalazła się w domu, wasz protagonista z wypiekami na twarzy rzucił się na nią z nożem. Zawszeć to pierwszy komputer! Po przecięciu taśmy z pudła wyleciał właśnie komputer, firmowy magnetofon, joystick i dwie kasety z grami. Dla przyszłego inżyniera połączenie tego wszystkiego z sobą i tewizorem było dziełem chwili. Włączenie gier zajęło więcej czasu, gdyż każda z nich zajmowała jedną stronę kasety. Fulko zwrócił uwagę, że na okładce każdej z kaset widnieje nagłówek "Commodore 16/Plus 4." Wasz mistrz pióra zerknął jeszcze raz do artykułu w Bajtku i prawie wszystko stało się jasne.
Commodore Plus/4 był komputerem wypodukowanym przede wszystkim z myślą o niewielkich firmach. Posiadał cztery wbudowane w pamięć ROM programy, ułatwiające prowadzenie biznesu (m.in. arkusz kalkulacyjny i bazę danych). Z tego też względu nie produkowano na niego prawie w ogóle gier, mimo, iż możliwościami nie odstawał od C-64. Niestety, brak kompatybilności z popularnym "komozłomem" teoretycznie przekreślał go jako zabawkę do gier. Na szczęście nie było aż tak źle. Wspomniany nagłówek na kasetach sugerował, że nowy sprzęt Fulko obsługuje też gry z innych modeli Commodore. Co to za gry? Wasz ulubiony felietonista postanowił sprawdzić.
W Bajtku Fulko znalazł adres "studia komputerowego" z Chorzowa, oferującego gry na jego sprzęt. Bilet na pociąg był dziełem chwili i na drugi dzień wasz krakus z Nowej Huty znalazł się już w Chorzowie. "Studio komputerowe" okazało się mieszkaniem w bloku, a jego właściciel 15-letnim smarkiem sprzedającym nagrane kasety. Ale nie było co wybrzydzać, więc Fulko kupił w "studiu" parę kaset z grami i przy okazji wysłuchał kilku rad "hackera". Najważniejsza z nich to: po co jeździsz Fulko do Chorzowa po gry, skoro możesz je kupić u was na giełdzie? O żesz ty, facet ma rację! Że też Fulko o tym nie pomyślał! Ciach! W następny weekend wasz bard już meldował się na krakowskiej giełdzie w Karliku. I zakochał się w niej na kilka długich lat.
O giełdzie komputerowej wasz super gracz pisał już dawno temu w felietonie z cyklu Piwo i Orzeszki (PiO - Giełdowe mydło i powidło), więc nie będzie się powtarzał i opisywał genialnej atmosfery, jaka tam panowała w latach 80-tych. Najważniejsze, że poznał wszystkich najważniejszych sprzedawców gier, co poskutkowało wzbogaceniem się w dość krótkim czasie we wszystkie dostępne na polskim rynku gry na Commodore Plus/4. Z tego, co pamięta, było tego ze sto kilkadziesiąt pozycji. Niby dość sporo grania, ale...
Ale okazało się, że w 95% są to gry robione z myślą o Commodore 16 i 116, dwóch modelach kompatybilnych z "plus czwórką", ale o słabszych parametrach. A jak słabsze parametry (szczególnie mała ilość pamięci), to i słabsze gry. Fulko szlag trafiał w bezsilnej złości, bo marnował się potencjał jego maszyny. Widać było to szczególnie grając w pozycje robione typowo pod Commodore Plus/4. Gierki te wyglądały naprawdę świetnie, może nawet lepiej, niż na C-64 (a może tak się waszemu mistrzowi pióra tylko zdawało). Chcecie przykładów? Proszę bardzo: ACE, Saboteur!, Mercenary, yyyyyy.... to chyba tyle. Fakt, niewiele tego było.
Fulko przez prawie półtora roku użytkowania Commodore Plus/4 poznał wszystkie tajniki tego sprzętu. Nauczył się doceniać jego zalety: solidną konstrukcję, bardzo dobrą klawiaturę z nowością na ówczesnych komputerach domowych - wydzielonymi przyciskami kierunkowymi, trwały magnetofon (co było niezwykle istotne w kontekście ciągłego dostrajania śrubokręcikiem głowicy do pasków w "turbo"), dobry Basic (choć Fulko krótko się bawił w programistę), a także możliwość połączenia i z polskim monitorem marki Neptun. Wady? Cóż, na pewno dość słaby dźwięk i niekompatybilne z C-64 gniazda wejść, co najbardziej dawało w tyłek w przypadku joysticków (na "plus czwórkę" produkowane były straszne "dziady") . Ale NAJWIĘKSZĄ WADĄ była mała ilość dobrych gier, mała ilość gier dedykowanych wyłącznie Plus/4 i w ogóle mała ilość jakichkolwiek gier. Należy pamiętać, że PRL to czas pirackiej rozpusty, dlatego skompletowanie całej biblioteki na swój sprzęt zajęło Fulko kilka miesięcy pół roku.
Po półtora roku używania Commodore Plus/4 Fulko postanowił sprzedać komputer, bo nie miał już w co grać. Mimo, iż prezent od taty okazał się umiarkowanym niewypałem, wasz bard nie ma do nikogo pretensji i nie da złego słowa powiedzieć ani na "plus czwórkę", ani na tatę. Patrząc z perspektywy czasu, zabawa komodorkiem była dobrą zaprawą przed kolejnymi maszynami, jakie nabywał Fulko. Mał przynajmniej jakąś bazę, do której mógł je porównywać. A było tego sprzętu co niemiara... ale o tym następnym razem.