Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia, Sylwestra i Nowego Roku telewizja emituje całą kupę filmów. Poza paroma debiutami najczęściej są to wciąż te same obrazy. Kevin - Sam w domu, Sami swoi, Krzyżacy, Potop, Blues Brothers - lista jest baaaardzo długa. Część widzów oburza się, że w kółko musi oglądać to samo, ale nie Fulko. Ten sympatyczny chłopak uwielbia powtórki. Ba! Niektóre filmy oglądał już chyba z tysiąc razy. A wśród nich tytuły, które zmieniły jego życie.
Czy film może zmienić czyjeś życie? Może... Mianowicie wtedy, gdy jego po oglądnięciu człowiek zmienia zainteresowania i plany co do swojej przyszłości, zaczyna robić to, co przed obejrzeniem filmu nie robił itp. Fulko parę razy zmodyfikował swoje życie pod wpływem niektórych obrazów. Chcecie przykładów? Proszę bardzo. Choćby taka Trylogia Gwiezdna Lucasa. Wasz ulubiony felietonista uległ jej urokowi i przez lata zbierał wszystko, co było z nią związane: wycinki z gazet, zdjęcia, naklejki, figurki... Taka mania to dziś niby pikuś, ale za komuny - ho ho, to był niezły hardcore! Inny z obrazów - serial Magnum sprawił, że wasz mistrz pióra zafascynował się Hawajami. Plaża, palmy, ciepły ocean i czekoladowe dziewczyny - toż to raj na ziemi! I ten raj Fulko kiedyś odwiedzi. No, chyba że umrze, zanim zniosą wizy.
Powyższe przykłady nie wpłynęły może jakoś drastycznie na życie Fulko. Ot, zainteresował się czymś nowym oraz zwiększył bazę niezrealizowanych marzeń. Ale wpływ dwóch innych filmów był znacznie większy. Pierwszy z nich - Wejście Smoka - Fulko przypomniał sobie i zaliczył po raz n-ty parę dni temu. Wasz bard nawet w okresie świątecznym nie ma zbyt wiele czasu, ale jak na ekranie pojawia się Bruce Lee, obowiązki idą na bok. Żaden wybuch, pożar, atak terrorystyczny czy nawet nowa bielizna żony nie są w tym czasie w stanie oderwać waszego mistrza pióra od telewizora. Bo filmy z Bruce'em, a w szczególności Wejście Smoka to jest to, co miało ogromny wpływ i na długie lata zmieniło życie Fulko.
Przebój kasowy z małym smokiem wszedł na ekrany naszych kin dobrych kilka lat po światowej premierze. Oczywiście nikomu to nie przeszkadzało, a kina pękały w szwach. Po premierze - szok! Polska młodzież, przyzwyczajona dotąd co najwyżej do "chamiory", judo i boksu, nagle postanowiła uprawiać znane z filmu sztuki walki. Jako, że w PRL-u mało było szkół uczących sztuk walki, adepci sami nieraz zdobywali literaturę i zaciekle trenowali. Rozciąganie się, pompki, kumite z młodszymi siostrami, machanie nunchaku (a właściwie "munczako", bo tak się na ten cep mówiło) - w Polsce wyrastało nowe pokolenie naśladowców Bruce'a Lee.
Fulko "wsiąkł" razem z innymi. Kupił jakieś skserowane książki, powiesił portret chińskiego mistrza na ścianie i rzucił się w wir ćwiczeń. Czas mijał, zapał w ludziach wygasał, a wasz protagonista trenował dalej, co jakiś czas ładując dopalacze Wejściem Smoka lub innymi podobnymi filmami. Rodzice widząc, że to nie przelewki, pokazali klasę wykładając fundusze na profesjonalny trening w krakowskiej szkole karate. Kilka lat treningu pozwoliło małemu Fulko stać się morderczą machiną do zabijania. I choć później przyszły kolejne wyzwania i trening trzeba było zarzucić, żółty pas w kyokushin do dziś wisi na honorowym miejscu w domu. Dzięki ci, o Bruce. Dzięki ci, o Wejście Smoka.
Drugim z filmów, które w dużej mierze zaważyły na życiu Fulko był Dirty Dancing. Wasz ulubiony felietonista pierwszy raz oglądnął go w 1987 roku, kiedy to wszedł do naszych kin pod debilnym tytułem "Wirujący seks". Do dziś Fulko nie wie, co wąchał translator tudzież cenzor w chwili, gdy wpadał na genialny pomysł na tytuł. Seksu w filmie jest tyle, co kot napłakał, na dodatek żaden narząd w nim nie wiruje. To sprzeczne zresztą z naturą. Ale nieważne. Film byl dla Fulko jak bomba z opóźnionym zapłonem. Nie wywrócił jego życia od razu, jeno drążył, drążył i na koniec wydrążył sobie ścieżkę do psyche waszego mistrza pióra. I zmienił jego życie.
W początkach lat 90-tych wasz bard wpadł w dość trudny okres w życiu. Zaczął pracować, skończył z karate i nie do końca wiedział, co z sobą począć. I wtedy z pomocą przyszedł Patrick Swayze i Dirty Dancing. Fulko oglądnął któryś raz z kolei film, po czym wziął gazetę, znalazł adres szkoły tańca i... postanowił spróbować. Decyzja o tyle trudna, że królem parkietu nigdy nie był. Mimo to zapisał się na kurs. Po kilku lekcjach nie miał już wątpliwości, że znalazł swoje nowe powołanie. I wsiąkł.
Mijały miesiące. Fulko ukończył wszystkie 10 stopni kursu i nadal było mu mało. Przeszedł do klubu tanecznego. Rozpoczął profesjonalne wielogodzinne treningi, w trakcie których zostawiał kupę zdrowia na parkiecie. Jednocześnie przekonał się, że aby dobrze tańczyć, nie wystarczy tydzień czy miesiąc treningu. Trzeba lat!!! Miewał chwilę zwątpienia, ale wtedy zawsze pod ręką były filmy taneczne, oczywiście z Dirty Dancing na czele. Okres ciężkiej pracy opłacił się - przeszedł do wyższej klasy tanecznej, zaczął jeździć na turnieje. Szafa zapełniła się trzema czy czterema trofeami. Na imprezach przestał podpierać ściany i zaczął szaleć na parkiecie niczym Patrick Swayze. I w taki sposób poznał swoją przyszłą żonę. A jak już ją poznał i ożenił się, przestał tańczyć.
Dziś wasz bard nie trenuje już ani karate, ani tańca. Era Wejścia Smoka i Dirty Dancing skończyła się, choć filmy te są ulubionymi pozycjami w Fulczanej wideotece. Doświadczenie zebrane przez lata fascynacji karate i tańcem jednak opłaciły się. Dziś wasz bard w sytuacji konfliktowej jest w stanie realnie ocenić swoje szanse. Jeśli są duże - reaguje, jeśli małe - postępuje zgodnie z etykietą dojo. Dobrze przecież wie, że prawdziwa walka różni się od filnowej i jeden celny strzał w michę kończy zabawę. Także doświadczenie z "tanecznych" czasów procentuje, choćby w czasie rodzinnego oglądania "Tańca z gwiazdami". Familia zawsze uważnie słucha ocen trzech autorytetów: Piotra Galińskiego, Czarnej Mamby i Fulko. Przy czym ten ostatni jest zazwyczaj najbardziej surowy.
Filmy miewają ogromny wpływ na życie człowieka. Niekiedy, jak w przypadku Fulko, zmieniają je na jakiś czas, niekiedy zaś całkowicie. Wasz mistrz pióra uwielbia oglądać filmy. I mimo, iż dziś nie jest już ani nastolatkiem, ani młodym buntownikiem to kto wie - może jutro obejrzy film, który ponownie zmieni jego życie. Może zacznie uprawiać nowy sport, wybierze się w podróż życia, zaciągnie do piechoty morskiej lub popełni harakiri. Co by to jednak nie było, jednego możecie być pewni: poza ostatnim przypadkiem, o reszcie z pewnością wam opowie.
Fudo-dachi! Uoooos!