Jaka jest Ameryka, każdy widzi. Strzelaniny, seks-afery, szał sklepowych promocji... Dużo by wymieniać. Tamtejszy przemysł filmowy stoi natomiast wszelakimi rankingami i notowaniami. W jednym z nich, przygotowanym przez Sojusz Dziennikarek Filmowych, specjalne wyróżnienie otrzymał Mel Gibson.
Aktor, niegdyś poważany, następnie religijnie skołowany, by ostatecznie skończyć z tytułem nadwornego seksoholika i damskiego boksera, został uznany przez amerykańskie koleżanki/dziennikarki filmowe za osobę godną nagrody dla "Seksistowskiej Świni", co swoją drogą ciężko uznać za rzecz nietrafioną (niezaznajomionym z tematem polecam lekturę newsów filmowo/bulwarowych z pierwszego lepszego portalu z kozaczkiem czy inną plotką w nazwie). Gratulacje Mel!
W tle przewijają się oczywiście normalne nagrody (choć nie brakuje też innych miłych dla oka i ucha kategorii). Dla przykładu: filmem roku uznana została ekranizacja historii pewnej pechowej baby odwiedzającej lekarza, której twarz wylądowała przez przypadek w książce. Reszta nagrodzonych w tym miejscu.