Enslaved: Odyssey to the West - przecudny średniak - Łosiu - 10 kwietnia 2011

Enslaved: Odyssey to the West - przecudny średniak

Łosiu ocenia: Enslaved: Odyssey to the West
76

Na rynku non stop pojawia się cała masa średniaków, w większości niestety nie wyróżniających się niczym na tle konkurencji. Co jakiś czas trafiają się jednak tytuły, które należy zdecydowanie wyróżnić i to pomimo tego, że również z pewnych względów zaliczają się do tej grupy gier. Posiadają one bowiem pewne elementy, jakich pozazdrościłaby im niejedna pozycja z półki tzw. hitów. Opisany przeze mnie dzisiaj Enslaved zaliczyłbym właśnie do takich perełek. Z pozoru mamy tu do czynienia z typową nawalanką, nawet dość ubogą w kwestii mechaniki, ale… No właśnie to „ale” diametralnie zmienia postać rzeczy. Ale skończmy z bredzeniem, a przejdźmy to rzeczy:

NA PLUS:

  • Przecudna grafika, nie tyle pod względem technologicznym (bo co obecne konsole mogą zrobić każdy wie – tyle co pecety w roku 2006), ale artystycznym. Mało który developer może poszczycić się tak znakomicie dobraną gamą kolorów, projektem obiektów i innych magicznych sztuczek, dzięki którym grający niemalże chce aby tak wyglądała „postapokaliptyczna przyszłość” – o ile oczywiście jej dożyje w rzeczywistości :)
  • Prosty i genialnie wykonany pomysł na świat przyszłości po olbrzymim kataklizmie, wojnie z robotami i taki tam pierdołami. Ziemia wraca pod panowanie roślin i zwierząt, mamy więc ruiny wielkich miast pokrywające się zielenią. Poezja i istny raj.
  • Dwójka znakomicie dobranych bohaterów o silnych, ale odmiennych charakterach. Z jednej strony typowy mięśniak o z góry pesymistycznym i pragmatycznym podejściu do świata, z drugiej zaś młoda, seksowna idealistka, do tego o oszałamiających umiejętnościach hackerskich. Wzajemne relacje tej dwójki napędzają grę i cała reszta to tylko wypełniacz.
  • Przyjemna fabuła, która zdecydowanie zachęca do tego, żeby zobaczyć co jest dalej. Do tego niespodziewany koniec.

To tyle w kwestii stricte bezprecedensowych plusów, z których nota bene można by spokojnie zrobić jeszcze kilka znakomitych gier. Wszak dobrze zrealizowany świat i bohaterowie to mocny fundament. Teraz kilka innych plusów z mojej perspektywy pojmowania rzeczywistości, które jednak pewne osoby mogą zaliczyć do minusów.   

  • Enslaved to w zasadzie interaktywny film czy interaktywna przygdówka, gdzie sekwencje platformowe typu wspinaczki po walących się budynkach, to kaszka z mleczkiem.  Gra nie dopuszcza nie trafienia czy pominięcia o minimetr elementów, które należy chwycić. Dla mnie bajka, bo nie ma nic bardziej irytującego niż po 10 minutach pieprzenia się w gruzach minąć jakiś metalowy pręt o centymetr i powtarzać wszystko od nowa.
  • W sumie proste ale satysfakcjonujące walki z przeciwnikami. Niby parę ataków na krzyż, blok i kilka tricków, ale wciąga i jest satysfakcjonująca. Do tego nie doprowadza do furii, gdy nie zdołaliśmy wykonać combo składające go się z 25 kliknięć w guziki pada – coś takiego tu nie istnieje :)

NA MINUS:

  • Dla niektórych dwa powyższe, plus mała różnorodność przeciwników.
  • Fabuła jest fajna, ale po przejściu ma się wrażenie, że z pierwotnych planów twórców została tylko połowa tego co miało być. Do tego ma ostro zaburzone proporcje - wstęp to 50% gry, środek ze 35%, a koniec 15%. Ewidentnie jakiś jełop księgowy wparował do Ninja Theory w środku prac, nakazując cięcia i fabuło-eksmisję. Wielka szkoda.
  • Po połowie gry widać, że wyczerpały się twórcom pomysły na poziomy. To co było naprawdę fajne przez pierwsze kilka godzin, niekoniecznie musi być fajne po 10. W pewnym momencie całość robi się ciut monotonna.
  • Fajny koniec, ale poprzedzająca go walka finałowa słaba. W zasadzie ma się wrażenie że to wstęp do masakry, a tu THE END.

Średniak, ale MOCNO polecany!

    Łosiu
    10 kwietnia 2011 - 19:01