Wideo rozmowy - niewypał? - promilus - 22 lipca 2011

Wideo rozmowy - niewypał?

W filmach science-fiction wideo rozmowy to standard. Już 50 lata temu tak sobie wyobrażano komunikację przyszłości. Dzisiaj każdy szaraczek może w ten sposób się komunikować. Dlaczego z tego nie korzystamy?

Świdnik, okolice czternastej. Zauważam na placu tajemniczo zachowującą się kobietę. Kobietę gadającą do tabletu. Co więcej – ten tablet mówi do niej, a na jego ekranie widać czyjąś głowę i to w ruchu. Po skrupulatnej analizie zastanej sytuacji, dzięki swojej wrodzonej nieprzeciętnej inteligencji, dochodzę do wniosku, że ta kobieta jest właśnie w trakcie wideo rozmowy i to na głośniku, a nie na słuchawkach. Zrobić jej zdjęcie? Osoba prowadząca publiczną wideo rozmowę to jak śnieg w czerwcu.

Kilku znajomych ma kupione kamerki internetowe, a nigdy nie pokazują w komunikatorze swojej twarzy (pewnie potrzebne im do czatów dla zboczeńców!). No może jedynie przy okazji testowania zakupionego sprzętu. Tak właśnie są traktowane wideo rozmowy – jako ciekawostka, fajny bajer, ale nie jako narzędzie, z którego będziemy na co dzień korzystać. Takie odpustowe kamerki to taniocha, a sam nigdy nie kupiłem, bo wiem, że i tak mi to do niczego nie będzie potrzebne. Wiele osób myśli podobnie. Być może obowiązuje tu zasada wzajemności. Jeśli jedna osoba ma kamerkę, a druga nie, to ta pierwsza też nie chce się pokazywać. A może dla wygody:  „Siedzę sobie w samych majtkach, jestem cały uwalony w jakimś keczupie z hamburgera, w nosie sobie podłubie, po jajkach podrapie, po co ma mój rozmówca to wszystko widzieć?”

Wideo rozmowy w domowym zaciszu lub w pracy przy stacjonarnym komputerze, to i tak częściej się zdarzają, niż takie pogaduszki na mieście. Reklamy pokazują jak fajnie prowadzić wideo rozmowę, można nawet zakupy z żona robić, nie ruszając się z domu. Co my na to? „Eee tam. Ale po co ma mnie ktoś widzieć - liczą się słowa.”

Pewnie znajdą się entuzjaści wideo rozmów także wśród was, ale z moich obserwacji wynika, że u nas kompletnie się to nie przyjęło, jak to mówią – nie trafiło pod blachodachówki. Dziwne.

promilus
22 lipca 2011 - 21:41