Mój poprzedni wpis na temat Amigi spotkał się z kilkoma miłymi komentarzami. Pojawiło się tam całkiem sporo wartych wspomnienia tytułów, dzięki którym wspominam – i nie tylko ja – Amigę jako wspaniały komputer do grania. Tym razem padło na gierkę z którą od razu skojarzyło mi się Trine. Lost Vikings opiera się na podobnej zasadzie. Trójka głównych bohaterów, każdy dysponujący innymi umiejętnościami, muszą współpracować aby osiągnąć cel.
Zabawa zaczyna się, kiedy trzej kumple Erik, Baleog i Olaf wybierają się na polowanie. Jak to często bywa, budzą się chłopaki na statku kosmicznym. Nie wiedzą o co chodzi, czy popili i im się roi, czy może trafili do jakiejś makabrycznej wersji Walhali. Mają za to jeden cel, wydostać się z niekorzystnych okoliczności przyrody i wrócić do domu. Aby pokonać czeluście kosmicznego okrętu chłopaki nie mają wyboru, muszą działać wspólnie, bo tylko łącząc swoje unikalne – choć przyznać trzeba że niewyszukane – zdolności, zdołają wszyscy w jednym kawałku wydostać się z labiryntu. Wspomniane zdolności naprawdę nie są niczym nadzwyczajnym. Erik potrafi skakać i taranować łbem ściany i przeciwników. Baleog ciacha mieczem i strzela z łuku – mając nielimitowany zapas strzał. Olaf za to ma tarczę, osłania nią siebie – i towarzyszy stojących za nim, ponadto tarcza służy za lotnię i pozwala Erykowi wskoczyć wyżej niż zwykle.
Twórcy poziomów odwalili kawał dobrej roboty. O ile początkowe etapy są proste to dalej trafiają się prawdziwe zagadki które lata temu spędzały sen z powiek niejednemu graczowi. Sam niejedną lekcję przesiedziałem udając, że słucham a naprawdę myśląc, jak przejść dalej. Nie wiedzącym o co chodzi można w skrócie powiedzieć, że Lost Vikings to platformowa gra logiczna w której korzystając ze zdolności bohaterów pokonujemy kolejne zagadki. Tyle tylko, że taki opis strasznie spłyca to, czym gra w rzeczywistości jest. Łamigłówką, owszem, ale okraszoną solidną dawką dobrego, prostego humoru. Mimo, że główni bohaterowie nie są specjalnie wyraziści, można się z nimi zżyć i chłopaków polubić. Co ważne, do dnia dzisiejszego dzieło Silicon&Synapse (kto wie w jaką firmę przekształciła się ta ekipa?) wydane przez Interplay potrafi zaskoczyć gracza swoją aktualnością. To, że dzisiejsze Trine (które to właśnie z Lost Vikings kojarz mi się najbardziej) dzieli od przygód Erika i ekipy prawie dwadzieścia lat nic nie zmienia. LV to nadal gra stanowiąca wyzwanie dla gracza. A i dla oka jest całkiem przyjemna.
Dla mnie osobiście, to jedno z milszych wspomnień związanych z graniem na Amidze. Nie jedyne oczywiście, ale tak jakoś urlopowe okoliczności się złożyły, że akurat o Lost Vikings postanowiłem napisać.