Fotograf i grafik to zawody, którym coraz bliżej do chirurgii plastycznej. Po sfotografowaniu modelki, jej zdjęcie poddawane jest zabiegom, które nierzadko daleko wykraczają poza retusz zdjęcia. Po co?
Był taki czas, gdy nie było programów graficznych, a nawet nie było komputerów (true story!). Po ziemi chodziły tak samo piękne kobiety jak dzisiaj i, tak jak dzisiaj, celebrytki trafiały na rozkładówki „Playboya”. Graficzna chirurgia plastyczna polegała wtedy na poleceniach „wciągnij brzuch!”, i „wyprostuj się!”. Tamte czasy różniły się od tych dzisiejszych tym, że można było w gazecie zobaczyć nagą aktorkę, dokładnie taką samą, jaką widział ją jej siódmy mąż. Te kobiety, które dzisiaj decydują się na rozbieraną sesję często nie mają wiele wspólnego z oryginałem – głowa mniej więcej ta sama, co by znanej postaci nie pomylić z losową modelką, sylwetka już jakby inna. Nagle „dobrze zbudowana” panna na chwilę zamienia się w anorektyczkę, pomimo czterdziestu lat, cudownie znikają zmarszczki, cycki stają dęba, a cała świeci się jak psu jajca. Zupełnie nie rozumiem wszystkich tych aktorek, które pomimo zapłaty idącej już w miliony, wzbraniają się przed rozbieraną sesją. Przecież na zdjęciach to nie będą one, a jakiś wytwór grafików! Nago pokażą się jedynie fotografowi. Za taka kasę – warto
Czerstwy kawał mi się przypomniał:
- Pójdziesz ze mną do łóżka za milion dolarów?
- Jasne!
- A oddasz mi się za 100zł?
- No co Pan? Nie jestem dziwką!
- To, że nią jesteś to już ustaliliśmy, teraz negocjujemy cenę
Jak już opanowaliście śmiech, to jedziemy dalej.
Nie piszę tylko o rozbieranych sesjach, bo i w tych „ubranych” sporo się zmienia. Minusem również takiej graficznej chirurgii plastycznej jest zakłamywanie rzeczywistości. To już jest poważne, bo dziewczyny będą chciały wyglądać jak aktorka z okładki, a do chorobliwego głodzenia się droga niedaleka. Problem ostatnio dostrzegł także - chociaż z innych pobudek - brytyjski urząd ds. reklamy. Zakazał rozpowszechniania reklam z przesadnie wyretuszowaną, 44-letnią Julią Roberts, uzasadniając, że wygląda zbyt młodo. Brawo. Na ich cześć wypiję dzisiaj herbatę z mlekiem.
Kobiety nie zawsze zgadzają się na graficzną chirurgię, tak jak nie wszystkie ustawiają się w kolejce do prawdziwego chirurga. Kate Winslet, która w nie jednym filmie się rozebrała i nie jedną pozycję odegrała, w niczym nie przypomina typowej „okładkowej” modelki. Gdy magazyn GQ wyszczuplił ją na okładce o jakieś 124kg, ta pozwała wydawcę. Keira Knightley raz została poddana graficznej operacji powiększenia piersi o dwa rozmiary. Efekt do zobaczenia na plakatach „Króla Artura”. Wybaczam, bo 4 lata później aktorka na podobny zabieg, przy okazji promocji „Księżnej”, już się nie zgodziła.
U nas jakby odwrotnie. Ania Mucha została poddana graficznej aborcji! Ciężarna aktorka na okładce „Gali” pokazała się bez brzucha, pomimo kilkumiesięcznej ciąży. Nie tylko w Polsce bardzo popularne jest pokazywanie się nie tyle bez brzucha, co bez pępka. To jest jakaś choroba grafików, bo to już zdarzało się wielokrotnie. Pępkofobia? U nas przykładem może być Edyta Herbuś. Szczupły i gładki brzuch, brak pępka.
Wpadki wpadkami – te bywają jeszcze bardziej katastrofalne, czasem gdzieś ręka zostanie, czasem ktoś ma trzy nogi. Ale nie o tu tutaj chodzi. Tu chodzi o zasady! Nie wiem, jeszcze jakie zasady, ale zawsze chciałem coś takiego napisać. Może o to, żeby retusz zdjęć był retuszem, a nie odbierał pracę chirurgom plastycznym.