Downgrade w grach wideo - o cięciach graficznych i nie tylko
Za co kochamy przygodówki?
Traktat o pięknie oprawy Infamous: Second Son, o wiele zdjęć wzbogacony
Dlaczego przeciętna grafika na zwiastunie Fallout 4 MA znaczenie
„Kreatywne osoby mają teraz więcej możliwości, niż kiedykolwiek przedtem” - wywiad z Markiem Madejem z CD Projekt RED
Fotogrametria jako negatywny kierunek rozwoju gier
Dobra gra obroni się nawet przy słabej oprawie graficznej. Ale już z kolei śliczna grafika może z gry „zaledwie” dobrej uczynić grę bardzo dobrą. Tym oto truizmem pozwolę sobie otworzyć tekst dotyczący Infamous: Second Son, w którym to pochylimy się wspólnie nad audiowizualną doskonałością tejże właśnie produkcji. Może i walka z wykorzystaniem nadprzyrodzonych mocy protagonisty była całkiem satysfakcjonująca. Może i superbohaterski parkour po Seattle sprawiał sporą frajdę aż po napisy końcowe. Jednak powodem, dla którego raz po raz chciałem wracać do Second Son, była genialna oprawa. To odrobinę niedorzeczne, że trzeci Infamous jest grą z 2014 roku, a ja jestem w stanie bez wstydu postawić go w jednym rzędzie z najlepiej wyglądającymi tytułami na Playstation 4.
Downgrade w grach to stale powracający temat przy okazji każdej premiery współczesnej gry wideo. Po ukazaniu się Watch_Dogs oraz Wiedźmina 3 jako konsumenci, nabraliśmy trochę większej podejrzliwości wobec przedpremierowych zapowiedzi czy pokazów, które mają wzbudzić nasz głód na dany produkt. Downgrade nie wziął się jednak znikąd i "Patrzące Psy" nie były pierwszym tytułem, nie dorastającym jakością do materiałów ukazywanych w trakcie procesu tworzenia. Również jego geneza nie wiąże się jedynie z nieskończoną chciwością wielkich korporacji, którą gracze od razu podejrzewają, gdy mowa jest o takim zjawisku. Przyjrzyjmy się zatem temu procesowi nieco bliżej i to nie tylko pod kątem grafiki.
No i stało się. Tyle lat czekania, proszenia, błagania w końcu się opłaciło. Od wczoraj wszyscy entuzjaści postapokaliptycznego pustkowia żyją w ciągłej ekstazie. Prawie wszyscy … cóż, przynajmniej większość. Ja niestety się do nich nie zaliczam, choć na serii Fallout się wychowałem. W „jedynkę” i „dwójkę” przekopałem się dobrych kilka razy i do dziś (wraz z Fallout Tactics) goszczą na moim pulpicie, choć nie odpalałem ich od dłuższego czasu. Jest też Fallout 3, który cóż – delikatnie mówiąc nie przypadł mi do gustu. I oto nadchodzi trailer Fallouta 4, w którym jak na dłoni widać, że na 99% mamy do czynienia z tym samym silnikiem co 7 lat temu. Podrasowanym, chwilami ładnie wyglądającym, z lepszym oświetleniem, ale wciąż tym samym. Podczas tych trzech minut zwiastuna zamiast skakać z radości, chciało mi się płakać.
O concept arcie, procesie tworzenia i grafice cyfrowej jako sztuce, czyli kilka pytań do Marka Madeja, grafika koncepcyjnego CD Projekt RED.
Uwaga, niniejszy tekst powstał kilka lat temu i został wygrzebany z archiwum, więc niektóre sformułowania i myśli mogą być trochę nieadewatne.
Większości posiadaczy Xboxa, którzy czekali na premierę Kinecta początkowo noszącego elektryzująco brzmiącą nazwę Project Natal spodziewali się, że korzystanie z urządzenia będzie przypominało sceny rodem z takich filmów jak Raport Mniejszości czy Johnny Mnemonic. Microsoft zdecydował się jednak zamienić kamerkę na alternatywę dla Nintendo Wii i po początkowych narzekaniach bardziej zaangażowanych w swoje hobby graczy okazało się, że pomysł się przyjął. Kinect sprzedaje się dobrze, grubi Amerykanie próbują zrzucać zbędne kilogramy skacząc przed telewizorem na wirtualnym pontonie, a młodzi informatycy już dawno podłączyli urządzenie do PC i wykorzystują jego możliwości techniczne do różnorakich zabaw i eksperymentów. Pomijając jednak niesławny ponton czy głaskanie tygryska trzeba stwierdzić, że gry video dzięki takim właśnie urządzeniom wchodzą w nową erę.
Niewątpliwie większość z nas pragnie mniejszego bądź większego rozwoju gier wideo. Sami udoskonalamy gry poprzez konstruktywną krytykę, publikowanie własnych przemyśleń, wymyślanie nowych rozkmin, czy zwyczajne zwrócenie uwagi na to co w danej produkcji nam pasuje, a co błaga o pomstę. Nie zauważamy tego z dnia na dzień, ale proces rozwoju gier trwa i odbywa się w całkiem niezłym tempie. Tylko.. czy aby na pewno kierunek obrany przez wielu twórców jest poprawny?
Nowa, współczesna generacja konsol z całą pewnością nie wniosła tyle, co 9 lat temu zespół PS3 i Xbox’a 360. Nie możliwe jest również, by tak długi okres wytrzymała. Niemniej jednak w stosunku do poprzednich konsol, nowe oferują zauważalnie wyższy poziom, ale czy wystarczający?
Ostatnio zrobiło się głośno wokół długo oczekiwanej produkcji studia Ubisoft Montreal, która rozpaliła wyobraźnię graczy na E3 2012 za pomocą fenomenalnie prezentującego się zwiastuna, a teraz zdaje się wyglądać znacznie gorzej, niż wcześniej. W dyskusji na temat tego, jak pierwsze zapowiedzi gier mijają się nierzadko z prawdą, zapominamy jednak o tym, że Watch_Dogs nadal zapowiada się naprawdę interesująco. W końcu otrzymamy być może to, czego najbardziej w wysokobudżetowych produkcjach nam ostatnimi czasy brakuje – powiew świeżości.
Nie jestem wrogiem rozwoju graficznego i nie stękam z utęsknieniem do tych kanciastych potworków sprzed dwudziestu lat, ale mimo tego twierdzę, że rozwój grafiki, zwłaszcza w grach RPG, mógł wyraźnie zaszkodzić immersji, przyzwyczajając nas do zupełnie innego sposobu odbioru.
Brzydnąca w oczach gra Watch_Dogs jest ostatnio na ustach/klawiaturach połowy Internetu. Oszuści i kłamcy z tych deweloperów (a pewnie jeszcze na dodatek złodzieje i innowiercy, a co!). Oburzenie niektórych wydaje się być zabawne, choć doskonale rozumiem towarzyszący oglądaniu najnowszego zwiastuna zawód. Sam miałem podobnie - pomyślałem: cieszę się, że WD w końcu wychodzi, ale ten filmik pokazuje jakąś uboższą, mniej urodziwą wersję gry, na którą czeka masa graczy. Coś zdecydowanie jest nie tak.
No dobra, ale czy takie upiększanie rzeczywistości jest czymś nowym? Czy u podstaw marketingu i reklamowania nie leży przypadkiem nieco kłamstwa? I wreszcie: czy to pierwszy przypadek, gdy zwiastun prezentowany ludożerce podczas targów przedstawiał rzecz dużo ładniejszą od tej, która w efekcie trafi(ła) na sklepowe półki? Odpowiedzi: nie, tak, nie.