Lost Odyssey - powrót na półkę - yasiu - 3 września 2011

Lost Odyssey - powrót na półkę

Z japońskimi grami RPG jest u mnie trochę jak z piciem gazowanych napojów przez człowieka z wrzodami żołądka. Mogę, nikt mi nie zabroni, ale to nie dla mnie. Problem w tym, że ja ten rodzaj gier naprawdę uwielbiam, od dawien dawna pykam w co tylko mogę. Rzecz jest w tym, że zmiana priorytetów, przeniesienie wolnego czasu na żonę i dzieci nie pozwala mi większości japońskich produkcji ukończyć.

Ubicie tego robala bez czaru który znajduje się w jakimś zadupnym kącie może być niemożliwe

Poprzednim przykładem było trzynaste Final Fantasy. Zabrakło mi czasu i chęci żeby grać w tytuł w którym przejście samouczka zajmuje dwadzieścia godzin. Przyjemna grafika, ciekawe rozwiązania w kwestii walki ale całkowicie liniowa rozgrywka posłały grę w kąt. Kolejnym podejściem do tematu cjrpg było Lost Odyssey wydane na X360. Kilka czy kilkanaście godzin spędziłem świetnie się bawiąc, ale koniec końców i ta gra trafiła z powrotem na półkę.

Znów, nie brakowało w niej ciekawych rozwiązań, przeciwnie, walka, system ekwipunku i umiejętności należą do naprawdę fajnie zrealizowanych i dających graczowi sporo swobody. Graficzne LO odstaje od konkurencji raczej na plus, szczególnie fajnie zrealizowano tu sekwencje walki, efektowne chociaż powtarzane setki razy mogą nieco znudzić. Poziom trudności postawiono dość wysoko, ale nie w sposób frustrujący, tu żeby przeżyć, szczególnie walki z bossami, trzeba się trochę napocić.

Tym co sprawiło, że w pewnym momencie do zabawy nie wróciłem, była konieczność odwiedzania dokładnie każdego kąta, każdego zamarka, bo gdzieś tam może kryć się coś, co za pół godziny będzie potrzebne do pchnięcia akcji do przodu. Lubię zwiedzanie w grach, jak najbardziej, ale kiedy mam ochotę ruszyć do przodu z fabułą nie cierpię kiedy twórcy zmuszają mnie do obejrzenia każdego piksela jaki stworzyli graficy. Rozumiem, ciężka praca, fajnie żeby ktoś docenił, ale nie na siłę – to w moim przypadku nie przejdzie.

Ten krąg to element całkiem fajnie zrealizowanego systemu walki

I tak oto tytuł który w innych okolicznościach przyrody zapewne bym skończył, wyleciał z mojej konsoli. Szkoda, bo i bohaterowie ciekawi i historia zapowiada się obiecująco no i świat pełen jest szarości. Ale co zrobić, to gra dla ludzi którzy mają co dzień lub chociaż kilka razy w tygodniu czas, żeby przysiąść i pograć parę godzin. U mnie na półce zostaje Eternal Sonata – gra którą kupiłem dwa lata temu razem z konsolą i nadal od czasu do czasu chętnie do niej wracam. 

BTW Ścieżka dźwiękowa do Lost Odyssey od początku mocno wpadła mi w ucho. Teraz sprawdziłem, nie bez powodu, Nobue Uematsu zawsze tworzy muzykę mającą to coś w sobie.

yasiu
3 września 2011 - 10:42