Banoi Blog - notka ósma: Ta z tortem na pożegnanie - Jakub Ćwiek - 9 września 2011

Banoi Blog - notka ósma: Ta z tortem na pożegnanie

„To wszystko przez tego Scooby Doo” wmawiam sobie i próbuję się z tego śmiać, choć wcale nie jest mi wesoło. Wiercę się w łóżku, a zza okna docierają dziwne, niepokojące sygnały. Szmer wiatru, szum oceanu i niskie basowe brzmienie, jakby warkot silnika.

Cienie na suficie układają się we wzory i każdy z nich, nieważne czy był początkowo motylem czy kwiatem paproci, kończy jako szponiasta łapa, gęba wykrzywiona w przerażającym grymasie, zgarbiona, groteskowo pokurczona sylwetka.
A potem coś zaczyna skrobać do drzwi...
Śnię, wiem o tym, ale to zupełnie nie pomaga, bo lęk przed złem jest taki sam, serce tak samo tłucze się w piersi, a pokój wygląda niemal identycznie. Jest tylko ciemniej, głośniej. I te cienie na suficie.
Wstaję z łóżka choć nie chcę, a potem pchany jakąś niekontrolowaną siłą podchodzę do drzwi, otwieram je i wychodzę na korytarz.
Jest całkowicie ciemno, ale mimo to nie mam problemu z dostrzeżeniem ludzkich sylwetek stojących w progu każdego pokoju. Widzę grubego Niemca, w tej samej co wcześniej żółtej koszuli w tropikalne wzory. Nie mówi nic, tylko uśmiecha się upiornie i odprowadza mnie spojrzeniem aż do następnych drzwi. Tam w progu stoi chudy, szpakowaty Miguel - najstarszy spośród hotelowych boyów. Wskazuje palcem na coś za moimi plecami.
Odwracam się, a tam Kathy. Lekko przekrzywia głowę gdy pyta:
„Kuba, a co to znaczy umrzeć?”
„Nie wiem, maleństwo” odpowiadam, a wtedy dziewczynka, z którą jeszcze wczoraj oglądałem Scooby Doo szczerzy zęby, teraz paskudnie spiłowane, tak, że każdy z nich wygląda jak mały osinowy kołek.
„A chcesz wiedzieć?” pyta.

Odskakuję od niej i rzucam się biegiem w stronę windy. Gdy już jestem obok, słyszę dzwonek, ale nie ten co zwykle. Dźwięk jest upiorny, niski, jak nawoływanie dzwonu cmentarnej kaplicy. W kabinie, w blasku migającej jarzeniówki stoi Anton. Na mój widok wbija sobie tasak w ramię mówiąc:
„Jesteśmy braćmi, nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy”.
Winda się zamyka. Ja wrzeszczę i odwracam sie do niej plecami, a wtedy ze wszystkich pokoi wychodzą ludzie, powoli, jakby się skradali. Jest ich tylu, że zapychają cały korytarz, a spomiędzy nich wyłania się Jin, niosąc na ręku martwą papugę, z której sterczą maleńkie, płonące świeczki.
„ To na pożegnanie. Smutno nam, że wyjeżdżasz” mówi. A potem pyta:
„Pokroisz?”
Cofam się aż moje plecy napotykają barierę.
To znowu Anton. A obok niego Luigi. Ten drugi męczy się z wyjęciem tasaka z ramienia kucharza. Gdy mu się udaje, podaje go mnie i kłaniając się lekko mówi:
„Czyń honory!”
Odpycham jego rękę i jego samego również - Luigi leci bezwładnie na Antona, tłum śmieje się, traktują to jako żart - po czym rzucam się ku schodom.
Biegnę na oślep, choć nie mają końca, choć wiją się pod stopami, choć wszędzie widzę tylko żółte oczy i twarze pomalowane jak czaszki, wyłaniające się z mroku. Słyszę głos Sama B. gdy rapuje swój przebój.
Ten o voodoo...
Wybiegam przed budynek, a tam na parkingu tysiące ognisk, jedno obok drugiego, dym układa się w fantazyjne kształty, czasem drzew, czasem dziwacznych stworów... wokół ognia tańczą ludzie, przede wszystkim kobiety - mężczyźni siedzą, stopy trzymając w ogniu. Patrzą płonąc. Także pożądanie.
„To już czas, Jakubie” słyszę za sobą.
Odwracam się, a przede mną stoi sam baron Samedi, kościany strażnik życia i śmierci, uśmiechnięta śmierć w cylindrze, grzechocząca wisiorami z kości.
Tylko dlaczego wygląda jak ojciec małej Kathy? Dlaczego wciąż na piersi ma piętnastkę?
Nie wiem, śnię, choć to akurat nie robi różnicy.
„Czy umrę?” pytam.
„Tak” odpowiada baron. „Każdy kiedyś umiera.”

A potem się budzę...

Od redakcji: Wczorajszym konkursem zamknęliśmy listę finalistów, którzy jeszcze dzisiaj w komentarzach pod tą notką otrzymają ostatnie zadanie. Poniższa siódemka staje do walki o monitor:

  • zaba2501
  • LubieGroszek
  • Matekso
  • jasminowaa
  • Clockwork_Gunslinger
  • Izrael
  • Pralkosuszarka
Jakub Ćwiek
9 września 2011 - 14:49