Rok 1992. Do kin wchodzi film Pasikowskiego – „Psy”. Z czasem dołączy do grona produkcji, z których cytaty wielokrotnie będą przytaczane - wiele lat później. W obsadzie Bogusław Linda, Cezary Pazura, Marek Kondrat. Każdy ma już na swoim koncie kilka ról, wyjątkiem jest tylko najmłodszy Pazura. To oni mają stanowić aktorski trzon polskiego przemysłu filmowego na następne lata. Pasikowski określił się już „Krollem” – będzie robił filmy sensacyjne w amerykańskim stylu.
Rok 2011. Pazura przez ostatnie 10 lat grywał przede wszystkim w słabych serialach komediowych, czasem w średnich i marnych filmach, o których mało kto pamięta. Dorabia jako kabareciarz. W końcu zasiada na fotelu reżysera – z marnym skutkiem. Jego „Weekend”, który miał być polską odpowiedzią na filmy Guya Ritchiego okazuje się klapą. Bogusław Linda. Nie ma zacięcia komicznego, więc pozostaje mu dorabianie w serialach i filmach – głównie gdzieś na drugim planie. Zagrał w komedii romantycznej, bo jak sam mówi, „miał bardzo mało do zagrania za bardzo dobre pieniądze”. Uchodzi za jednego z najlepiej zarabiających aktorów serialowych – producenci „I kto tu rządzi?” nie oszczędzali na swojej gwieździe. Marek Kondrat. Zrezygnował z aktorstwa – pędzi bimber sprzedaje wino.
Co się stało z naszym kinem rozrywkowym? Nie piszę o kinie jako takim, bo to po kilku latach zapaści podnosi się z kolan. Jest Smarzowski, który czego by nie dotknął, to zamieni w złoto. Mamy zdolnego Komasę, który pozytywnie zaskoczył „Salą samobójców”. Była „Różyczka”, „Wszystko co kocham”. Jeśli ktoś mówi, że filmy polskie to dno, to zwyczajnie ich nie ogląda. Jeśli ktoś mówi, że współczesne polskie kino sensacji i rozrywki to dno, to… cóż – wypada się tylko zgodzić.
Lata dziewięćdziesiąte i początek nowej ery, to najlepsze lata polskiego kina rozrywkowego. Nie przekonacie mnie „Seksmisją”, „Misiem” i „Janosikiem”. To w latach 1992-2002 odnajdę najwięcej swoich ulubionych polskich filmów. To wtedy powstały produkcje, z których cytaty i dialogi, przy byle okazji, są powtarzane do dzisiaj. Tak się składa, że w każdym z nich grał ktoś z aktorskiej trójki, którą wymieniłem na początku. Przejdźmy przez te filmy chronologiczne – tak na szybko. „Psy” (cała trójka), „Psy 2” (Linda i Pazura), „Nic śmiesznego” (Kondrat i Pazura), „Kiler” i „Kiler-ów 2-óch” (Kondrat i Pazura), „Sara” (Linda i Pazura), „Chłopaki nie płaczą” (Pazura), „Dzień świra” (Kondrat i Pazura).
Film Koterskiego jest symbolicznym zakończeniem złotej ery polskiego kina rozrywkowego. Dzieło o sfrustrowanym inteligencie było tak dobre, że ktoś chyba na górze uznał, że przesadziliśmy – to nie Hollywood. Za karę nastało 10 lat filmowej nędzy. By to lepiej sobie uzmysłowić zastanówcie się ile cytatów potraficie przytoczyć z wymienionych filmów, a ile ze wszystkich nadwiślańskich produkcji zrobionych w latach 2003-2011.
Wszyscy reżyserzy odpowiedzialni za perełki lat dziewięćdziesiątych nadal żyją. Pasikowski przez ostatnie 10 lat napisał jedynie scenariusz do „Katynia”. Kontrowersyjnych tekstów nie chciano finansować (za coś trzeba zrobić „Bitwę Warszawską”), chociaż coś się w tym temacie zmieniło, bo w 2012 wejdzie do kin „Pokłosie” o masakrze w Jedwabnem. Z braku laku Pasikowski zajął się serialem „Glina”, który został bardzo pozytywnie przyjęty przez telewizyjną widownię. Machulski robi filmy jak robił, ale widocznie najlepsze ma już dawno za sobą. Trzeba mu oddać, że „Vinci”, który powstał już w 2004 filmem był bardzo dobrym. Lubaszenko. Po gangsterskiej trylogii przepadł w świecie seriali. Gdy już na nich trochę zarobił, powrócił marnym „Złotym środkiem”. Może „Sztos 2” to będzie to? No i wreszcie Marek Koterski. Złych filmów nie robi, ale filmy w ogóle robi bardzo rzadko. Kolejne przygody Adasia Miauczyńskiego stoją na wysokim poziomie. Ma swój styl i jeśli ktoś ten styl lubi (ja uwielbiam) to i najnowszym „Baby są jakieś inne” będzie usatysfakcjonowany. Tylko, że te filmy nie są tak „cytatogenne” jak „Nic śmiesznego” i przede wszystkim „Dzień świra” – są poza tym bardziej poważne.
Mamy trójkę aktorów tylko czekających na dobry scenariusz, na dobrego reżysera. Gdzieniegdzie przypominają o swoim talencie. W „Oficerach” Pazura stworzył ciekawą postać Sznajdera, którą scenarzyści szybko zepsuli, uznając, że najlepiej będzie, gdy Sznajder przestanie pić. Błąd. Ta postać, także dzięki Pazurze, miała potencjał. Zasługiwał na swój film, lub przynajmniej serial, a nie drugi plan. Linda pojawił się w „Bitwie Warszawskiej”, ale do zagrania za wiele nie miał i sam film pozostawił tylko niesmak.
Biologia robi swoje, więc niech ci nasi filmowcy w końcu wykorzystają potencjał Lindy, Pazury i Kondrata. Czekam na film o zabójcach, policjantach i mafii z minimum 99 bluzgami, soczystymi tekstami i testosteronem wylewającym się z ekranu. Stallone zebrał ekipę i robi już drugą część „The Expendables”. Kto będzie naszym Sylwkiem?