Star Wars: The Force Unleashed II - Jak Kratos tylko z mieczami świetlnymi - sathorn - 6 stycznia 2012

Star Wars: The Force Unleashed II - Jak Kratos, tylko z mieczami świetlnymi

Star Wars: The Force Unleashed II nie miał najlepszej prasy w dniu swojej premiery. Recenzenci narzekali na długość (a raczej krótkość) gry, wtórność i bezmyślność. G40st dał grze jedynie 5.5/10. Produkt szykanowano jako niedopracowany, zrobiony w pośpiechu, ubogi sequel. Postanowiłem poczekać aż gra stanieje, chociaż przy pierwszej części bawiłem się świetnie. Druga również mnie nie zawiodła.

Przyznam szczerze, że gdybym grę kupił podczas jej premiery to mógłbym być nieco rozczarowany. Przede wszystkim jej długością. Jednorazowe przejście Star Wars: The Force Unleashed II zajęło mi około czterech, może pięciu godzin. Przy wygórowanych cenach premierowych gier, stosunek ceny do długości zabawy wydaje się być nieco zbyt wygórowany w obliczu braku multiplayera. Rozsądne minimum dla tego typu produkcji to dziesięć godzin. Obecnie gra w wersji na Xboksa 360 staniała do około 60zł, co wydaje się rozsądnym pułapem, wziąwszy pod uwagę długość zabawy.

Właściwie to w The Force Unleashed II podobało mi się prawie wszystko. Historia nie jest sztucznie przedłużana przez zbyt długie przebijanie się przez hordy wrogów czy zbędne elementy platformowe, co jest wieczną bolączką gier wideo w ogóle. Sterowanie, a także sama satysfakcja płynąca z gry jest ogromna. Starkiller, nasz protagonista wywija mieczem świetlnym wspomagając się Mocą w najbardziej efektowny sposób jaki widziało uniwersum Star Wars. Niektóry twierdzą, że to lekka przesada, ale mi taki sposób ukazywania Jedi/Sithów się podoba. Rzacać Tie-Fighterami? Żaden problem. Zasilić działo krążownika i zestrzelić niszczyciel Imperium? Już się robi. Wyskoczyć ze spadającego statku kosmicznego? Dzień jak co dzień.

Skala wszystkiego co dzieje się na ekranie jest porażająca. Walczymy z ogromnymi i trochę mniejszymi przeciwnikami, szatkując niezliczone zastępy szturmowców, ale także robotów, Sithów i tym podobnych. Starkiller jest niewiarygodnie wkurzony i nie chce, żeby cokolwiek stawało mu na drodze. Niektóre sceny po prostu trzeba zobaczyć, bo chociaż ocierają się o absurd, to jest to absurd, podczas oglądania którego myślimy sobie o tym jakim badassem jest nasz bohater. 

Zaletą gry jest również oprawa audiowizualna. Widoczki są śliczne i chociaż technologia na wiele nie powala, to nie idzie się do niczego przyczepić. Zbyt sztywne są jedynie animacje naszych sprzymierzeńców w ostatnim rozdziale (kto grał, ten wie o co mi chodzi).

Jeżeli chodzi o fabułę, to jestem nieco rozdarty. Z jednej strony chciałbym, żeby była nieco bardziej rozbudowana, przydało by się więcej postaci drugoplanowych. Podoba mi się jednak przedstawienie Starkillera. Nie jest on ani Jedi, ani Sithem, stoi gdzieś pośrodku. No i jest wkurzony jak diabli. Do tego dochodzi jeszcze jego rozterka na punkcie własnego pochodzenia. No, ale nie będę spojlował.

Gdybym w dniu premiery oceniał Star Wars: The Force Unleashed II dałbym grze 7,5/10. Bardzo miło spędziłem przy niej czas, chociaż oczywiściem mój pogląd może być zaburzony z powodu starwarsowego fanbojstwa. Nie zmienia to jednak faktu, że polecam tę produkcję wszystkim, którzy są wrażliwi Moc.

sathorn
6 stycznia 2012 - 19:46