Double Fine zebrało ponad 3,3 miliona dolarów na stworzenie nowej przygodówki – wiemy o tym od kilkunastu dni. Double Fine Adventure, projekt sfinansowany przez nas samych na stronie Kickstarter, będzie najprawdopodobniej dwuwymiarowym, klasycznym reprezentantem tego gatunku. I dobrze, bo akcja ma szansę przywrócić sławę takiej formie opowiadania historii.
Tim Schafer, Ron Gilbert i inni mniej znani, ale równie utalentowani pracownicy Double Fine na pewno przygotują coś ciekawego. Zanim dostaniemy ich grę, minie jednak wiele miesięcy. Warto wypełnić ten czas innymi, podobnymi tytułami. Bo gatunek przygodówek, wbrew temu co uważają niektórzy, jest bardzo żywotny. Po prostu, nie mówi się o nim tyle, co kiedyś.
Dobre scenariusze
Na początku lat 90-tych wszyscy zagrywali się w przygodówki, bo dawały one to, czego brakowało innym gatunkom. Chodzi oczywiście o dobre dialogi, ciekawą fabułę, często abstrakcyjny humor oraz rozgrywkę, która nie wymaga nadludzkiej koordynacji ruchowej (ironiczne jest to, że tych cech nie uświadczymy także w wielu dzisiejszych produkcjach). Nie będę tutaj przywoływał żadnych klasyków – znalezienie ich nie jest problemem. Warto jednak zwrócić uwagę na parę tytułów nowszych, a jednak często pomijanych w „głównym nurcie”.
Przygodówki to w dalszym ciągu sposób na opowiadanie fabuł nietuzinkowych i oryginalnych. W 2010 i 2011 roku taką próbę narracyjną podjęli twórcy gry A New Begining (u nas pojawiła się ona niedawno). Klasyczna, dwuwymiarowa produkcja point’n’click jest utrzymana w stylu opowiadania science-fiction, w którym postacie z przyszłości cofają się w czasie, aby zmienić bieg wydarzeń i uratować ludzkość przed zagładą. Historia jest przedstawiona z perspektywy różnych postaci, dzięki czemu mamy wgląd w ich motywację i często oglądamy nowe scenerie. A New Begining nie jest może ósmym cudem świata, ale z gry bije dziwny sentymentalizm (wyczujecie go już nawet w demie), a cała opowieść może wciągnąć.
W ubiegłym roku doczekaliśmy się gry Gray Matter, za którą odpowiada studio WizarBox oraz Jane Jensen, jedna z najbardziej znanych producentek przygodówek (Jensen współtworzyła takie serie jak Police Quest, King's Quest oraz swoją Gabriel Knight). Klasyczna w formie gra opowiada o przygodach dwóch postaci: iluzjonistki Samanthy Everett oraz neurobiologa Davida Stylesa. Zbieranie przedmiotów, zagadki, dialogi – doskonale wiecie, czego spodziewać się po tej produkcji. Powrót Jensen był udany i ciekawy, bo ta autorka zdecydowanie potrafi pisać. A dobre scenariusze, nawet jeśli zawierają wątki paranormalne, są nam potrzebne dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek.
Różne odnogi ewolucji
Ciekawe jest to, że obie wspomniane gry (które wybrałem z prostego względu: miałem okazję w nie zagrać) zebrały bardzo zróżnicowane recenzje. Dla jednych to archaiczne, sztuczne i zapomniane formy opowiadania fabuł w grach. Relikty z przeszłości, ostatnie egzemplarze wymierającego gatunku. Inni, zachwalali świetnie skonstruowane opowieści, traktując zastosowaną przy nich technikę narracyjną jako coś normalnego. Klikanie na ekranie w poszukiwaniu odpowiedzi jest dla nich czymś zwyczajnym. Pojawia się jednak pytanie o to, czy gatunki muszą przechodzić rewolucje, ewoluować, zmieniać się, zrywać z korzeniami. Szukać nowych metod i odrzucać te, które nie przyciągają uwagi graczy w takim samym stopniu lub, parafrazując jedną z wypowiedzi Rona Gilberta, wystawiają na próbę coraz mniej elastyczną cierpliwość odbiorcy.
Gry Heavy Rain, Dear Esther, Amnesia, a wiele lat wcześniej Shenmue pokazują dokąd mogą zmierzać przygodówki. Klasyczne produkcje mogą stać się całkiem widowiskowymi i wciągającymi grami akcji – w tym sensie, że cały czas jesteśmy w nich w ruchu i funkcjonujemy w pewnym zmieniającym się świecie (co w klasycznych tytułach było raczej umowne). Bez wątpienia otwiera to nowe możliwości i pozwala pochłonąć gracza na innym poziomie. W tych grach nie prowadzimy postaci (ani dialogu z nią), ale raczej stajemy się nimi. Wchodzimy w ich skórę i próbujemy przetrwać. To oczywiście tylko jedna z różnic między nowymi, a starymi technikami opowiadania historii. Czy skutecznie zastępują one jednak formy sprzed lat?
Dojrzałe treści
Jeśli chciałbym być tendencyjny, porównałbym tę sytuację do klasycznych książek. Czy trzeba wydawać książki w ładnych okładkach i wzbogacać je cieszącymi oko ilustracjami, aby zapisane w nich historie były dobre? Nie, treści wysokiej jakości obronią się zawsze. Co nie zmienia tego, że sam sposób publikowania i odbioru tekstu także ewoluuje. Czytamy coraz częściej z urządzeń elektronicznych, które oferują dodatkowe funkcje. Korzystając z jeszcze jednej tendencyjnego porównania, nie musimy już ślinić palców, żeby zmienić stronę. Samo dzieło – powieść, opowiadanie, publicystyka – pozostaje takie samo (oczywiście wielu dostosowuje tekst do nowej formy jego przekazywania, czy odbioru, ale nie jestem pewien, czy przynosi to pozytywne rezultaty).
Moim zdaniem przygodówki nie muszą przechodzić wielkiej metamorfozy, ale potrzebują pewnego liftingu. Większość twórców zdaje sobie z tego sprawę i próbuje nowych metod. Z czasem staną się one bardziej wyrafinowane – prostacki system podpowiedzi przeistoczy się w bardziej zawoalowany element, który nie zaburza relacji między graczem, rozgrywką, a poziomem trudności. W ramach prostego dwuwymiarowego ekranu i interakcji w pełni kontrolowanych przez gracza można jeszcze wiele osiągnąć – Double Fine może pokazać tu parę nowych pomysłów. Najważniejsze jest jednak to, że wciąż spora część z nas chce treści, a nie skrótów. Dojrzałości wyrażonej w postaci zarówno dobrego humoru, jak i zgrabnej konstrukcji fabularnej, a nie brutalności, czy ciemnych kolorów.
Niezależność
Double Fine walczy nie tylko o sławę przygodówek, ale też uniezależnienie się od wydawców, którzy dyktują warunki na podstawie badań rynkowych. W takim procesie produkcyjnym chodzi o trafienie do jak najszerszego grona odbiorców. Wszyscy wiemy do czego to prowadzi (wystarczy przypomnieć sobie najgłośniejszy przykład zarzynania marki na oczach świata) i jak bardzo koliduje z otwartością Schafera na nowe pomysły oraz zwariowane scenerie fabularne (Costume Quest i Stacking są świetnymi przykładami tego podejścia). Na szczęście, dzisiaj istnieje wielu twórców wolnych od nacisków, którzy robią tanie, ale świetne przygodówki dla ściśle określonej widowni.
Chyba najgłośniejszą produkcją niezależną w ubiegłym roku była Gemini Rue. Ta cyberpunkowa opowieść w klimatach noir zainteresowała nawet osoby, które od lat nie sięgały po tego typu gry. Nagle odkryliśmy bogaty mikrokosmos deweloperów takich jak Wadjet Eye Games, regularnie wypuszczających kolejne odcinki swoich serii (Blackwell Deception). Nie zawsze okazują się one perfekcyjne (czego przykładem jest nierówny Alpha Polaris), ale można wyłuskać wśród nich mnóstwo perełek.
Niedawno pojawiła się J.U.L.I.A., nietypowa przygotówka science-fiction z paroma oryginalnymi pomysłami (bohaterce towarzyszy sztuczna inteligencja oraz zdalnie sterowany robot, który bada planety) i zatrzęsieniem zagadek. Klimatyczny The Book of Unwritten Tales zestawia za to motywy z naszych ulubionych książek, filmów i gier fantastycznych.
Przykłady ciekawych, a mniej znanych gier przygodówkowych można mnożyć w nieskończoność. Zwróciłbym uwagę na jeszcze dwie niezależne „serie” – jedną stanowiącą kanon gatunku i drugą, całkiem świeżą. Chodzi o dylogię studia Size Five Games (niegdyś Zombie Cow Studios), składającą się z Ben There, Dan That! oraz Time Gentlemen, Please!. Te wizualnie proste, rozpikselowane produkcje bronią się świetnym, autoironicznym humorem i pomysłowymi zagadkami (a przy okazji świetnie wpisują się w przygodówkową tradycję). O drugim z ciekawych tytułów, To The Moon, nie raz pisano na gameplay.pl. To jedna z najbardziej emocjonalnych i zaskakujących podróży, w jakie możecie się wybrać.
W poszukiwaniu nowego domu
Przygodówki osiągnęły sukces na komputerach i wielu z nas przyzwyczaiło się do klasycznego wykorzystania myszki. Dzisiaj jednak okazuje się, że wiele ciekawych tytułów sprawdza się lepiej na nowych urządzeniach: konsolach, smartfonach i przede wszystkim tabletach. To nie przypadek, że nowa gra Double Fine zostanie wydana właśnie na komputerach i urządzeniach z systemami iOS/Android. Wydaje się bowiem, że to na tych platformach gatunek przeżywa drugą młodość (drugą, lub którąś z kolejnych) i wejdzie w kolejna fazę swojego rozwoju. Wielu deweloperów już z tego korzysta – zaczęło się od remake’ów starszych hitów, które zbudowały pewną bazę użytkowników. Teraz posiadacze wszelkiej maści tabletów i telefonów mogą liczyć na stały dopływ nowych przygodówek.
Tak naprawdę mówienie o zmierzchu przygodówek na rynku pecetowym jest daleko posuniętą ignorancją (nawet jeśli przyjmiemy, że wymienione wyżej tytuły, jak Gray Matter, czy A New Begining, nie istnieją). Gatunek ma się doskonale, chociaż nieco zmienił swoją specyfikę. Ludzie w takich firmach jak Alawar, czy Big Fish Games słusznie zauważyli, że przygodówki są proste w obsłudze i cieszą się zainteresowaniem wśród grup ignorowanych przez producentów innych gier. Na przykład wśród kobiet.
Oczywiście można dołączyć do społecznie akceptowanego pochodu fanatycznych przeciwników casualowych produkcji i takich odmian jak hidden object, uznając je za gorszą, skarłowaciałą odmianę gier produkowaną na skalę masową. Rzeczywiście na platformie wspominanego Big Fish Games znajdziemy dziesiątki tytułów – takie przykłady jak ubiegłoroczny, przepięknie wykonany Drawn: Trail of Shadows pokazują jednak, że niekoniecznie dochodzi tu do dewaluacji wartości przygodówek, ale raczej reinterpretacji jej założeń.
Przygodówki są obecne także w wielu innych miejscach. Nieco pomijanym hitem ubiegłego roku jest Ghost Trick: Phantom Detective, produkcja, która zadebiutowała na DSie, a później trafiła na iOS. Oryginalna, pomysłowa, a przy tym swobodna przygodówka Capcomu jest jednym z najdziwniejszych, ale przy tym najlepszych doświadczeń tego typu. Nie będę rozwodził się nad świetnymi przygodami Profesora Laytona i wieloma innymi tytułami, jakie można znaleźć na platformach mobilnych. Ważne jest to, że przygodówki nigdy nie zniknęły i zawsze miały swoich fanów.
Nowy początek
Sukces Double Fine Adventure jest wbrew pozorom trudny do analizy. Kto wygrał w tej akcji – przygodówki, czy popularny wśród graczy deweloper? Gracze chcą klasycznej wersji gatunku w stylu point’n’click, czy może po prostu lubią wygłupy Schafera? Mam nadzieję, że zaważyły oba czynniki i przygodówki klasyczne nie znikną, a Schafer nadal będzie smarkał w nasze pieniądze (taka zabawna sesja, zatytułowana „co Double Fine robi z waszą kasą”, pojawiła się na jednym z zagranicznych serwisów).
Na razie nie zapowiada się na to, aby mniej lub bardziej klasyczne przygodówki miały zniknąć. Dzisiaj na Steama trafi intrygująca gra Yesterday, a na ten rok zapowiedziano parę innych tytułów. W produkcji znajdują się takie gry jak: Leisure Suit Larry in the Land of the Lounge Lizards, Captain Morgane and the Golden Turtle, Botanicula (wspominałem o grze tutaj), Walking Dead, Anna, Cradle (krótki opis znajdziecie tutaj), czy chociażby Dark Eye: Chains of Satinav. Zanim zagramy w Double Fine Adventure, trzeba będzie przeklikać przynajmniej część z nich.