Bo każdy z nas swoją kupę ma... - Red - 20 sierpnia 2012

Bo każdy z nas swoją kupę ma...

Wielkie kupsko... gier.

Mija kolejny dzień, a ich przybywa. Pudełko za pudełkiem, płyta za płytą… Z każdą grą, czy to na nośniku fizycznym, czy też dopisanym do konta, budzi się we mnie coraz większy smutek, zaduma i świadomość nieuniknionego - czasu, którego upływ staje się niezwykle realny. I choć każdy z nas gospodaruje nim tak, jak potrafi, znajdując bezcenne chwile na własne hobby, to założę się, że w pewnej chwili i Wam musiało się zdarzyć ją zrobić: prywatną kupę wstydu złożoną z gier wciąż czekających na rozpoczęcie, bądź z tych wciąż nieukończonych. I choć to temat wielokrotnie już poruszany, to i ja wcisnę tu swoje trzy grosze...

Kiedy obowiązki mnożą się niczym króliki pomykające beztrosko na zielonej łące, a my zmuszeni jesteśmy wyznaczyć w życiu priorytety, zwykle pojawiają się w naszych głowach pewne postanowienia - nie zrezygnuję z aktywności fizycznej, nie zawiodę kumpli, znajdę kilka godzin na swoje hobby, pozostanę "Prawdziwym Graczem". Bo przecież nic tak naprawdę się nie zmieni… Jaki zwykle jest finał takich "pewniaków" życiowych? Mięsień piwny przed sobą, ograniczona liczba znajomych i sterta gier, które czekają na te mistyczne kilka godzin dziennie. Zwykle zaczyna się niewinne, od "zagram jutro", a kończy na pokaźnym stosie pudełek obok telewizora, natomiast wraz z dodawaniem kolejnych tytułów do tej wstydliwej listy rozpoczyna się proces wymówek, którymi usprawiedliwiamy obecny stan rzeczy. Ja mam jedną, swoją ulubioną - na wszystko przyjdzie pora. Banał? Być może, lecz też usprawiedliwienie doskonałe! Nie wiem jak Wy, Drodzy Czytelnicy, ale ja jestem graczem, który stara się nadążać za wszelkimi growymi nowościami. Takim sprawdzającym najlepiej zapowiadające się produkcje wraz z datą premiery bądź kilka tygodni po niej. Tak było z ostatnim Batmanem, trzecim Unchartedem, Mass Effectem czy Assassin's Creedem. "Najgłośniej" reklamowane produkcje typu AAA zwykle kuszą nas - a że człowiek niedoskonałą istotą jest, to i ulega, rozpoczynając grę w okresie największego "hype-u". 

Mój wielki, nieukończony...

Niestety umiejętność rozciągania czasu utraciłem wieki temu (jakoś tak magicznie, w momencie znalezienia pracy i zakończenia burzliwego życia ucznia/studenta - ciekawe czemu?) przez co nie sposób zacząć zagłębiać się w dużą ilość produkcji jednocześnie - o dziwo tak samo ciężko jest oprzeć się okazji i promocji, która nęci nieustannie. Uleganie pokusie zwykle przynosi opłakane skutki - w tym przypadku to zafoliowane do dziś pudełka stojące w kącie, czekające na swoją kolej, nieustannie rażąc moje oko i honor "Prawdziwego Gracza", tworzące moją prywatną kupkę wstydu, która powstać nigdy nie miała. A co wchodzi w jej skład? 

Red Dead Redemption - pozycja numer jeden na liście "skończyć, choćby nie wiem co". Gra, która swego czasu wciągnęła mnie niesamowicie, lecz wraz z biegiem historii i kolejnych dni spędzonych na prerii entuzjazm malał. Nie zrozumcie mnie źle, nadal uważam, że RDR to jedna z najlepszych gier 2010, lecz jakimś cudem nie udało mi się jej skończyć - nie wiedząc w zasadzie dlaczego. Zabrakło motywacji, a może po prostu Dziki Zachód w wykonaniu ekipy z Rockstara mnie znudził? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że to ta produkcja, do której wrócę z całą pewnością! Wszak wypada doprowadzić  opowieść do końca - a w zasadzie zacząć ją od początku, bo wątki onegdaj rozpoczęte dziś już popadły w zapomnienie. 

inFamous 2 - zafoliowany numer dwa na nieSławnym spisie. Gra kupiona pod wpływem impulsu, w cenie niezwykle okazyjnej. Produkcja, którą chciałem zaczynać niejednokrotnie, a która jednocześnie tyle samo razy przegrywała z innymi tytułami. I choć zabawa z piorunami w "jedynce" niezwykle mi się podobała, to "dwójka", choć mówi się, że z wszech miar lepsza od pierwowzoru, jakimś cudem moim prywatnym "must have", czy może bardziej "must play", nie została. Jeszcze… 

Warhammer 40 000 Dawn of War II - nie jestem wielkim fanem uniwersum Warhammera i to pewnie główny powód odkładania tej pozycji na potem. Tytuł kupiony w promocji, za takie grosze, że po prostu grzechem byłoby się nie skusić. A teraz? Cóż, teraz czeka na lepszy okres i kolejny sezon ogórkowy - wszak ten już powoli dobiega końca. 

Metro 2033 - świetny klimat, piękna oprawa graficzna, poczucie mroku i wszeogarniającej ludzkość zguby. Brzmi super, grało się bardzo przyjemnie, lecz zabrakło motywacji, aby dokończyć wątek fabularny tej egranizacji książki Dmitrija Głuchowskiego. 

God of War 3 - jeden z największych i najlepszych tytułów "na wyłączność" konsoli od Sony, którego nawet nie odpakowałem. Grzech to duży, z którego zdaję sobie sprawę i nad pokutą oraz naprawą swego przeoczenia myślę od pewnego czasu. GoW 3 to w moim przypadku przedstawiciel klasycznego błędu - za dużo na raz. Otóż zachciało mi się ukończyć trylogię Boga Wojny jednym tchem, zdobywając jednocześnie możliwie jak najwięcej trofeów po drodze. Efekt? Pierwszą i drugą część skończona, na "trójkę" zabrakło chęci. 

Dead Space 2 - wielki hit od EA, który zbiera kurz od dłuższego czasu. Czemu? Bo po prostu nie spodobała mi się droga, jaką podąża cała seria - z całkiem przyjemnego i strasznego horroru, jaki "Elektronicy" przygotowali w poprzedniku, w shootera z zerowym poziomem grozy. 

Shank 2 - pierwsza część Shanka urzekła mnie prostotą i "miodnością" rozgrywki. To była niczym nieskrępowana siekanina, która mało skomplikowaną mechaniką dawała sporo zabawy. Właśnie dlatego kupiłem "dwójkę". I w sumie na kupnie się skończyło… 

Alan Wake -  jedna z produkcji, od których odbiłem się jak od muru. Piękna grafika, niecodzienny klimat i niepokój towarzyszący przy każdym naszym kroku okazały się niczym w obliczu, nazywajmy sprawy po imieniu, nudnego strzelania. I choć kiedyś dam poczciwemu pisarzowi kolejną szansę, to coś czuję, iż ta chwila nie nastąpi szybko. Trochę szkoda zmarnowanego potencjału… 

Do tego grona zaliczyć można nowego Deus Exa (obiecuję sobie, że ukończę go po raz drugi),  piątą Cywilizację, ostatniego Total Wara, drugie Trine… I tak patrząc z dnia na dzień na moją kupkę wstydu, w głowie rodzi się postanowienie, którego ze wszelką cenę postaram się trzymać - nową grę kupię dopiero po skończeniu czegoś ze stosu. Tylko jak trzymać się postanowienia, skoro Darksiders 2, Sleeping Dogs, a niebawem nowy Hitman czekają? 

A Wy, Czytelnicy Drodzy, macie swoje kupki wstydu? 

Red
20 sierpnia 2012 - 19:55