Podobno Polska stoi na drobnych i średnich przedsiębiorstwach. Cóż, z moich doświadczeń wynika, że taki przedsiębiorca w naszym kraju ma przerąbane. Najgorsze nie jednak wcale warunki rynkowe, zamordyzm urzędników, ani nawet nasze prawodawstwo. Najgorsza jest kreatywna konkurencja, której ulubionym pomysłem na walkę z biznesowymi przeciwnikami jest wylanie na nie wiadra pomyj w Internecie, nie mając żadnych dowodów, ani podstaw.
Na forum Polygamii trafiłem na temat "Kradzione gry w Szczecinie". Wątek rozpoczęto ponad półtorej roku temu. Żeby nie zmuszać Was do czytania grubo ponad setki postów - anonim zarzuca pani prowadzącej sklep Music Box, działający w galerii Nowy Turzyn, gdzie dostać można gry wideo na różne platformy, kupno towaru od złodziei, a następnie ich odsprzedaż klientom. Krótko mówiąc - paserstwo.
Pomijam treść wpisów osób postronnych (teksty w stylu "mogą być kradzione, ale mam to gdzieś, bo są tańsze" są raczej debilne), ale od czasu do czasu przewijają się jeszcze komentarze kolejnych anonimów utrzymane w stylu "ta pani mnie oszukała nie raz! nigdy tam nie kupujcie, jest chamska i brzydko pachnie!". Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że te bzdury wpisuje osoba/osoby, której również "blondyna z Turzynu" wadzi.
Dodajmy, że sprawa w dniu założenia wątku podobno była już w Urzędzie Skarbowym i na policji. Jakoś wątpię, żeby postępowanie toczyło się tak długo, a sklep Music Box działa sobie przecież w najlepsze - chyba jednak żadnego przestępstwa nie wykryto. Najlepsze jest to, że osoba, która zaczęła tę hecę przyznaje, że sama prowadzi konkurencyjny biznes.
Osobiście kupiłem tam niejedną grę, a nawet kilka konsol. Paragony dostawałem, faktury VAT na życzenie również. Owa "blondyna" nigdy mnie nie oszukała - otwarcie przyznaje, że przy skupie używanych gier pobiera 20zł prowizji, ale to chyba logiczne - na czymś musi zarabiać. Zdarzyło mi się kilka razy, że kupiona gra była wadliwa - wracałem do sklepu i nie było problemów z wymianą. Raz poszedłem do konkurencji i wcisnęli mi podrabiany kartridż Contrą na NDSa - różnił się tym, że miał inny kolor i był wykonany z miękkiego plastiku. Pani na Turzynie mnie oświeciła kilka miesięcy później i powiedziała, że niestety nie może kupić tej gry, bo musiała by komuś sprzedać towar podrabiany.
Oczywiście konkurencja może się pienić, że właścicielka Music Boxa potrafi zadziałać z kimś innym niż polski dystrybutor i np. dorwać kilkanaście sztuk gry np. na wyprzedaży na Amazonie. Jeżeli chodzi o tytuły premierowe, to wystarczy zrezygnować z części prowizji, zamiast sprzedawać po cenie "EMPIKowej". To się nazywa konkurencja.
Nie wspomnę o tym, że na renomę ta pani pracowała wiele lat. Kiedy wy jeszcze kisiliście się w gimnazjalnej ławce, do niej latało się po gry na konsole - pierwsze PlayStation czy GameBoy'a Colora. Prawdopodobnie jako jedyny punkt w mieście oferowała więcej niż kilka gier na NDSa - wiem, bo całą ś.p. kolekcję mojego brata skompletowaliśmy u niej. Czasami chodziło się po prostu popatrzeć czy nie ma żadnej perełki. Znajomy dorwał u niej ICO za 35zł.
A tutaj otwiera się jeden z sklep z drugim, po premierze nowego Call of Duty zawalają nim pół ściany i myślą, że w dwa lata wysadzi z siodła taką markę jak "pani z Turzynu". Najlepiej przez kolejne donosy do Urzędu Skarbowego. Wysyłane kilka lat, regularnie co miesiąc.
Weźcie się ludzie, bo żal pośladki ściska.
Następną konsolę kupię jak nic u "pani z Turzynu", albo wysyłkowo. Nikomu innemu w Szczecinie zarobić nie dam, bo bym się bał, że finansuję cwaniaka, który nie mając pomysłu na biznes, obsmarowuje konkurencję.