Ledwo co otrząsnęliśmy się po przedziwnym, alternatywnym zakończeniu kampanii do ARMA 3, a tu twórcy przyszykowali nam kolejne dodatki. Pierwszy z nich to wyścigi gokartów, i choć do symulatora militarnego pasują jak wół do karety, to jeszcze nie ma w nich nic szczególnie niepokojącego. Niedawno dostaliśmy też ARMA 3 Bootcamp, czyli trening - coś co było w każdej poprzedniej części, a tu dotychczas tylko jako zestaw wyzwań strzeleckich i przykładowe misje. Pierwsze uruchomienie sprawia jednak, że... jest dziwnie...!
Pełna partyzantki i "harcerki" kampania "East Wind" nie pokazała za wiele klimatów roku 2035, w którym osadzona jest ARMA 3, Czesi postanowili więc nadrobić te braki i dodatek Bootcamp przenosi nas już w pełne science fiction. Większość treningu odbywa się bowiem... w laptopie, z udziałem okularów Virtual Reality i dziwnego kombinezonu. Całość, po wejściu w wirtualną rzeczywistość, do złudzenia przypomina film Tron: Dziedzictwo - jesteśmy na planszy - grid - w dokładnej kopii stroju z filmu i wykonujemy różne dziwne rzeczy.
Niepokojąco wyglądają towarzyszące nam wirtualne postacie - różnokolorowe, nagie sylwetki człowieka, ubrane czasem w kamizelkę taktyczną - symbolizujące cele lub sojuszników. W otoczeniu szarej planszy 3D, ze sporadycznymi sześcianami - uczymy się naciskać na spust, biegać, strzelać z wyrzutni rakiet, dowodzić, wydawać rozkazy. Bardzo dziwnie wygląda trening, a raczej prezentacja penetracji pocisków różnego kalibru. "Naga" postać, bez żadnego pancerza pada po 4-5 strzałach w pierś, z pancerzem po 1-2 więcej, gdy jest za deską - po jeszcze jednym dodatkowym. Coraz większy kaliber zmniejsza liczbę potrzebnych strzałów, ale i tak jest to bardzo wątpliwy system. Wygląda to w końcu tak, że działa jedynie strzelanie przez deskę, a system poszczególnych trafień w sylwetkę, różnym kalibrem jest wzięty z kosmosu i daleki od jakiejkolwiek symulacji.
Twórcy nie są zbyt konsekwentni i podstawowy trening przenosi nas z wirtualnej rzeczywistości pod prawdziwe niebo, gdzie musimy trochę postrzelać i pobiegać. Trudno mi powiedzieć jak się on kończy, bo w grze blokuje się jakiś skrypt, i gdy trzeba ustrzelić w cele w trybie "zmęczenia", te nie kładą się, pomimo wielokrotnych trafień. Być może za którymś razem będę miał szczęście. W innych treningach, na "gridzie" też zdarzają się błędy i nie można ich skończyć - całość wydaje się być słabo dopracowana i wypuszczona za wcześnie (choć właściwszym słowem byłoby tu chyba: "niepotrzebnie").
Ostatnim gwoździem do trumny Bootcampa jest... humor. Czesi zdecydowali się trochę ubarwić nudny trening, i sierżant prowadzący, a czasem nasza postać wymieniają kilka "kozackich", sarkastycznych linijek, ale jedyny uśmiech jaki wywołują, to uśmiech politowania. Czesi słynęli kiedyś z niezłych komedii, te czasy widać dawno już minęły. Dialogi w Bootcamp są na tym samym poziomie co scenariusz kampanii "East Wind".
Na koniec jedyna pozytywna rzecz w dodatku - wirtualny konfigurator. Choć do złudzenia przypominający istniejący już addon, to jest trochę bardziej czytelny i działa sprawniej. Za jego pomocą możemy obejrzeć, skonfigurować, zapisać różne zestawy wyposażenia naszej postaci. Modyfikować możemy wszystko, od twarzy i głosu, poprzez ubrania, broń, wyposażenie, aż po naszywkę na ramieniu.
Z niepokojem patrzę na drogę, którą rozwija się ARMA. Wszystko oddala się jakoś od znanej i cenionej koncepcji, od tego za co tak społeczność polubiła Operation Flashpoint czy ARMA 2. Zamiast realizmu i poprawek, autentycznych broni, pojazdów, ciekawego terenu - dostajemy coraz bardziej wymyślne i niepotrzebne dodatki: Zeus, gokarty, strzelanie do hologramów... Czy Bohemia Interactive pozazdrościła Activision i idzie tropem Call of Duty? Czy następny update to będzie egzoszkielet poprawiający celność, likwidujący zmęczenie i dodający mega skoki w trybie multi? Na kilka karabinów i misji snajperskich mamy czekać do 2015 któregoś...