Żyjemy w sfrustrowanym społeczeństwie. Dzień w dzień zastają nas sytuacje, od których podnosi się ciśnienie – a to kolega w pracy irytuje bezsensowną paplaniną, a to ktoś próbuje Cię rozjechać na pasach, gdy masz zielone światło, a kiedy indziej za Twoimi plecami w kinie siada para, która przez cały seans komentuje wydarzenia dziejące się na ekranie. W takich sytuacjach w człowieku budzi się demon lub chociaż chęć zemsty, wzięcia odwetu, jednak większość ogranicza się do wybujałych scenariuszy, które rozgrywa w swoich głowach. I to zdecydowanie nas odróżnia od bohaterów filmu Damiana Szifrona – Dzikie historie, którzy impulsywne plany wcielają w życie.
Na film Dzikie historie składa się sześć niezależnych od siebie historii. Cechą łączącą jest przelana czara goryczy, którą bohaterowie napełniali przez całe życie. Niepozorne zdarzenia powodują, że jesteśmy świadkami momentów absolutnie wybuchowych. Na początku poznamy pasażerów pewnego lotu, podczas którego okazuje się, że wszyscy obecni na pokładzie narazili się czymś niejakiemu Gabrielowi Pasternakowi. Spotykamy nieśmiałą kelnerkę, na której drodze stanie arogancki lichwiarz, odpowiedzialny za zniszczenie jej dzieciństwa. Jesteśmy świadkami potyczki dwóch mężczyzn, dla których samochody zdecydowanie stanowią przedłużenie... ego. Poznamy również uczciwego, zapracowanego ojca, który zajmuje się profesjonalnym unicestwianiem starych budowli za pomocą materiałów wybuchowych. Zbrodnia popełniona przez nieodpowiedzialnego nastolatka z dobrej rodziny będzie skrzętnie tuszowana. A na końcu czeka nas wesele, podczas którego okaże się... zobaczycie sami!:)
Jak się kończy każda z tych historii? Czasem brutalnie, czasem krwawo, trochę śmiesznie, trochę tragicznie. Film utrzymany jest w klimacie czarnej komedii. Tylko jedna z przedstawionych scenek nieco odstaje od reszty – uderza w dramatyczną nutę i niewiele się przy niej pośmiejemy.
Dzikie historie to studium kilku przypadków. Reżyser wnikliwie przygląda się bohaterom, jednak nie ocenia ich, nie moralizuje. Pokazuje, że drobnostka jest w stanie przeistoczyć sympatycznego człowieka w dziką bestię żądną krwi. Sytuacje, które rysuje Szifron są nieraz absurdalne, bzdurne czy wręcz śmieszne. Reakcja bohaterów na doznane „krzywdy” wydaje się być mocno przesadzona, jednak widz szybko uświadamia sobie, że niejednokrotnie sam chciałby postąpić dokładnie tak samo – dzięki temu w trakcie seansu mamy szansę na przeżycie drobnego katharsis (nawet jeśli oznaczałoby to czyjąś śmierć!).
Myślę, że Dzikie historie to doskonały film na początek roku. Być może pozwoli zdystansować się wobec drobiazgów, przy których zwykle puszczają nam nerwy i z nową energią pozwoli brnąć przez nowy, nieco spokojniejszy (miejmy nadzieję) rok – czego Wam i sobie życzę.