Zdrowy styl życia święci dzisiaj triumfy. Bycie wysportowanym i fit jest trendy. Inwestujemy w swoje ciała nie tylko ćwiczeniami, ale i dietą. Gluten jest na cenzurowanym, podobnie jak cukier i kilka innych substancji. Już nikt nie robi wielkich oczu, słysząc o spirulinie czy też zielonej kawie. Dlaczego więc zdrowy tryb życia nie miałby stać się reżimem w Niemczech w drugiej połowie XXI wieku? Zdrowie jako jedyna słuszna ścieżka egzystencji i jako zasada legitymizacji państwa – taką właśnie wizję snuje Juli Zeh w Corpus delicti.
Jak miałaby wyglądać dyktatura zdrowia? Wyobraź sobie, że otacza Cię sterylny świat. Natura jest w zasadzie nielegalna – to tam roją się bakterie, wirusy, zaraźliwe choroby. Państwo ustala Twój tryb życia – regularne badania pozwalają kontrolować dietę, program ćwiczeń dla każdego obywatela. Każdy musi wyrobić dzienną normę ćwiczeń fizycznych, w innym wypadku wzywany jest pociągany do odpowiedzialności karnej. Czujniki w toalecie kontrolują parametry wszystkich produktów ubocznych. Zakazane są wszelkie używki – alkohol, papierosy, narkotyki, kawa, herbata. W związkach międzyludzkich problemem już nie jest pochodzenie, a grupa immunologiczna, ponieważ w pary można się dobierać tylko w obrębie danej grupy. Przeziębienia i wiele innych chorób wymarło. Obywatele zaś witają się słowami Santé!
Akcja powieści skupia się na Mii Holl. Biolożka, która do tej pory była wzorową obywatelką, oddaną Metodzie, wchodzi w konflikt z prawem. Po samobójstwie Moritza - brata, który został oskarżony o gwałt i morderstwo, Mia popada w depresję. Zarzuca program treningowy, czystość przestaje być priorytetem, a ukojenie dają tylko używki. Jak to w antyutopiach bywa, system szybko lokalizuje problematyczną jednostkę. Mia zostaje postawiona przed sądem. Jak łatwo jest się domyślić, upomnienie sądu nie postawi jej na nogi. Do tej pory ślepo wierząca w Metodę bohaterka, zacznie podważać jej założenia, walcząc o swoje życie i dobre imię brata.
Świat w Corpus delicti przypomina trochę ten kafkowski – pełen absurdu, niejasności, prowokujący do podejmowania niezrozumiałych decyzji. Rozważania bohaterki przeplatają się z filozoficznymi poglądami zmarłego brata, ucieleśnienia wielkich myślicieli XX wieku. Czy Mii uda się obronić dobre imię brata? Czy w świecie laboratoryjnych badań istnieje szansa, by sąd mylił się co do winy Moritza? Czy zbuntowana jednostka jest w stanie obalić reżim?
Na okładce książki można przeczytać, że Julie Zeh jest Orwellem w spódnicy. Tak daleko w porównaniu bym się nie posunęła, mimo że świat Metody wciąga, a losy Mii nie pozostają nam obojętne do ostatniego słowa. Podobnie jak w Ciemnej materii wyczuwa się fascynację autorki nauką. Stanowi to niemały plus powieści - charakter thrillera, nie ujmuje jej mądrości. Skłania do refleksji i na długo pozostaje w głowie. I zdaje się przy tym dużo mądrzejsza od ekranizowanych na potęgę powieści s-f dla młodego czytelnika.