3 lutego na Steam trafiło Pro Evolution Soccer 2016 myClub, czyli darmowe wydanie najnowszej odsłony gier piłkarskich od Konami. Co oferuje ta wersja? Dlaczego warto ją sprawdzić? Jak plasuje się na tle podobnych trybów wydawanych przez swojego największego rywala, czyli Electronic Arts?
Jeśli chodzi o wypuszczenie darmowej wersji modułu oferującego zbudowanie swojej drużyny marzeń i skonfronotwanie jej z drużynami stworzonymi przez innych graczy Konami nie było pierwsze. W listopadzie 2014 roku największy gracz na rynku cyber-piłki nożnej wypuścił FIFĘ World. Pomysł ten nie został entuzjastycznie przyjęty wśród graczy i doczekał się zamknięcia niedługo później (wraz z innymi darmowymi wersjami znanych hitów kanadyjskiego wydawcy takimi jak Battlefield Heroes czy Need for Speed: World). Wszystko najprawdopodobniej rozbiło się o kwestie techniczne, ponieważ World napędzany był silnikiem pochodzacym FIFY 2012, więc dość przestarzałym. Konami nie popełniło tego błędu i bez kombinowania wypuściło myClub w formie nie różniącej się w ogóle od pełnej wersji (jeśli porównamy peceta z pecetem, bo na PS4 PES wyglądał inaczej)
Co wchodzi w skład „darmowego PESa”?
Wersja, która na Play Station Store pojawiła się 8 grudnia 2015 a na pecetach prawie dwa miesiące później, daje nam dostęp do dwóch mini-trybów rozgrywki i tego właściwego – myClub, któremu ze względu na obszerność poświęcony zostanie później wiekszy fragment tekstu. Możemy rozegrać jeden pełny mecz towarzyski pomiędzy dwoma z siedmiu dostępnych drużyn, co wygląda dokładnie jak tryby dostarczane przez EA i Konami w ramach wersji demonstracjnych ich gier. Jedyna różnicą pomiędzy demo a darmowym PESem jest możliwość modyfikacji ustawień przed spotkaniem takich jak jego długość, poziom przeciwnika, stroje używane przez drużyny czy stadion na którym nasz mecz rozegramy, co nie jest standardem w pokazowych wersjach, gdzie niektóre z tych opcji są z góry określone. Drugim z małych trybów są tak zwane „skills challenge” działające dokładnie tak jak tutoriale w grach innego gatunku. W taki sam sposób działają również w FIFIE, jednak są tam bardziej rozwinięte. Chcąc ukończyć z jak najwyższą ilością punktów wszystkie ćwiczenia w grze od EA Sports będziemy musieli poświęcić na samo ich wykonanie jak i doskonalenie swoich umiejętności dobre kilka godzin, co czyni z nich pełnoprawny tryb. W PES 2016 myClub zadania treningowe nie są tak wielostopniowe i skomplikowane, po prostu zapoznają nas z podstawowymi i średnio-zaawansowanymi zagraniami, które możemy później wykorzystać w trakcie właściwych spotkań.
Pytanie co do tego najważniejszego trybu w większości gier sportowych, brzmi: czy można wpaść tutaj na coś nowego, skoro bez względu na to na jaki sport się zdecydujemy (piłka nożna, koszykówka czy futbol amerykański) wszystko wygląda jeśli nie tak samo to bardzo podobnie? Otóż Konami jest pierwszą firmą po której takich zmian moglibyśmy się spodziewać. A to ze względu na Master League, która to we wczesnych Pro Evo działała jako taki Ultimate Team-offline (w czasach kiedy w Kanadzie pewnie nie śnili nawet o pomyśle, który później przyniesie im niemałą część z miliarda dochodów z DLC) . W podstawowych założeniach był to tryb kariery menadżerskiej, który w tamtym czasie miała w ofercie także FIFA, natomiast w porównaniu do „suchej menadżerki” oferowanej przez Elektroników, Master League miał w sobie trochę japońskiego polotu (niektórzy powiedzą, że miał po prostu kilka dziwacznych rozwiązań, co kto lubi). Jednym z przykładów może pozostać kwestia dotykająca najwierniejszych z wirtualnych menadżerów czyli radzenia sobie ze starzejącymi się zawodnikami. FIFA oferowała model akademii w której „rodzili” się nowi zawodnicy wypełniając lukę po tych kończących karierę (polityka tak zwanych new-genów), u Japończyków Zidane kończył karierę, załóżmy w wieku 40 lat, a po jakimś czasie pojawiał się w akademii jako świeży nastolatek. Dość nietypowe dla fana symulacyjnego podejścia do sportu w grach wideo, a jednocześnie świetnie ilustrujący ideologię Ultimate Team, która poza dostosowaniem do rozgrywki sieciowej (której PES nie realizował) właśnie miała stać w kontrze do dotychczasowego myślenia o elektronicznym sporcie. Poniżej podam 5 zasadniczych różnic pomiędzy FUTem a tym co dostaliśmy za darmo tej zimy:
Tak samo jest w przypadku PES 2016 myClub. Konami realizuje model sieciowy, który EA Sports czy 2K Sports promują od jakiegoś czasu podchodząc do tego po swojemu. Pierwszym z dość istotnych szczegółów w tradycyjnych Ultimate Teamach jest kwestia radzenia sobie z niepotrzebnymi zawodnikami. Jednym z elementów budowania swojego Dream Teamu jest granie grupą miernych zawodników i „farmienie” wirtualnej waluty oraz lepszych piłkarzy w celu ulepszania drużyny. Co w takim razie zrobić z tymi gorszego sortu? U EA możemy przemielić ich na pieniądze, albo wystawiać na aukcję licząc, że trafimy na nieobytego gracza, który ich kupi. Choćby za najmniejszą kwotę. W myClub niepotrzebnych zawodników przerabiamy na trenerów (im wyższy poziom zawodnika tym lepszy z niego trener), których z kolei możemy użyć do jednorazowego treningu innego gracza. Podnosi to jego poziom (w PESie za rozegrane mecze i sesje z trenerami piłkarze zdobywają doświadczenie, które podnosi ich umiejętności). Po takim „treningu” mamy nieco lepszego podstawowego zawodnika, a trener znika. Pokazuje to pewien kierunek różnic na poziomie EA - Konami. Prowadzą one do większego skomplikowania rozgrywki, co może być odebrane dobrze lub nie, ze względu na to czy do rozgrywki podchodzi z pozycji bardziej „niedzielnej” czy „zaangażowanej”. Teoretycznie jest to rozwiązanie ciekawe, natomiast po sieci krążą już forumowe legendy kolesi przerabiających swoich wylosowanych Manuelów Neuerów na trenerów dla rezerwowego zawodnika z umiejętnościami poniżej 60 punktów. Ewidentna inwestycja w sztab i wychowanie nowych zawodników, można i tak. :)
Oczywiście głównym biznesem dla firm w tego typu trybach są sprzedawane masowo paczki z zawodnikami. O ile EA Sports czy 2K Sports pokazują nam dość mgliste opisy tego co możemy w danej paczce znaleźć (np. najtańsza paczka – szansa na wylosowanie wartościowego zawodnika, paczka o średniej cenie – zwiększona szansa, najdroższa paczka – największa szansa) nie dając nam żadnych konkretnych informacji o tyle tutaj mamy jasno napisane ile procent szans mamy na wylosowanie jakiego rodzaju zawodnika (co widać na zrzucie wyżej, podział na 5 kolorów zawodników, od najsłabszego: biały, brązowy, srebrny, złoty, czarny). Procenty rosną jeśli nie wylosujemy dobrego zawodnika, jeśli nam się uda – resetują się.
Nie mamy możliwości dowolnej modyfikacji taktyki ani ustawienia zespołu. Na to w jaki sposób zagra nasz zespół decyduje trener, którego postanowimy zatrudnić. Ma on zdecydowanie większą rolę od swojej kanadyjskiej wersji narzucając zespołowi formację z której jest znany, oraz swój styl gry na czym opiera się również idea zgrania w zespole. Piłkarze również mają swoje taktyczne upodobania opisane w ten sam sposób co te trenerskie (np. preferowanie gry z kontrataku nad „grą na posiadanie piłki” lub konkretnym podejściem do obrony). Jeśli wszyscy w drużynie mają podobną „filozofię” futbolu to oczywiście poziom zgrania rośnie. Zawodników możemy przestawiać na boisku tylko w obrębie danej formacji, którą określa trener co pozwala nam na niewielkie zmiany. Sposób w jaki zawodnicy ustawiają się na boisku różni się w zależności od tego czy jesteśmy w posiadaniu piłki, czy może bronimy się przed atakiem przeciwnika. Obie kwestie można regulować w ramach meczów towarzyskich, natomiast w myClub wygląda to tak jak opisałem powyżej.
Inną interesującą możliwością jest rozegranie spotkań w ramach sezonów symulowanych. Są to spotkania rozgrywane z „komputerem” w których nie sterujemy naszymi zawodnikami a jedynie dostosowujemy (w miarę możliwości) taktykę, wybieramy zawodników i dokonujemy ewentualnych zmian w trakcie meczu. Najprawdopodobniej nie ma możliwości rywalizacji na tej zasadzie z innymi graczami PESa, jednak nie jestem pewny czy nie umknęła mi taka opcja. Tak czy inaczej forma jest niezwykle ciekawa, mecze są interesujące. Oczywiście nie jest to Football Manager, jednak można znaleźć amatorów tego typu rozrywki (czego przykładem może być kilkunastoletnia historia serii FIFA Manager). Podczas tych spotkań zdobywamy walutę, zawodnicy męczą się oraz marnują kontrakty, więc działa to dokładnie jak wszystkie inne tryby oparte na „sezonach”
Po pierwszych czterech punktach opisujących różnice między tymi tytułami można odnieść wrażenie, że free-to-play od Konami to taka bardziej skomplikowana (co może być zaletą) wersja FUT? Ogólnie rzecz biorąc to prawda, jest jednak jeden aspekt, który Japończycy wykonali zdecydowanie gorzej. Nie inaczej, jak w przypadku innych różnic, obiektywnie gorzej. Chodzi o sam silnik gry, którego problemem nie jest do końca on sam a fakt, że nie jest dostosowany do gry po sieci. Jeśli uruchomimy sobie mecz towarzyski na wyższym poziomie trudności to dostaniemy płynną, interesującą rozgrywkę, bardzo ładne animacje (głównie podań), możliwość budowania pięknych akcji (czasem nie do końca realistycznych, co wcale im nie umniejsza) i przeciętną grę w obronie (obrońcy działają nieco lepiej od bramkarza), która czasem może nam sprezentować śmieszną sytuację czy babola. Czasem ułatwi to grę nam, innym razem przeciwnikowi. Problemy zaczynają się jednak kiedy przeciwnik nie jest oskryptowany i nie atakuje w określony przez programistów sposób. O ile gra ofensywna dalej działa na prawdę nieźle mimo, że jest nieco inna, wolniejsza niż w przypadku FIFY (słabi technicznie zawodnicy mają problem z przyjęciem silnego podania, zawodnicy tracą siły jeśli zapiernicza się nimi w jedną i drugą z wciśniętym od początku do końca meczu sprintem, sam drybling i manewrowania między obrońcami na pełnej szybkości jest dużo trudniejsze) to w obronie dzieją się, kolokwialnie mówiąc, jaja. I to nie raz na jakiś czas a przynajmniej kilka razy na spotkanie (chyba, że trafimy na gości świadomych i wyjątkowo nadużywających słabości silnika, oni robią to przez 90 minut). Obrońcy zostawiają duże dziury pomiędzy sobą, często występuje syndrom widywany na ulicach miast przy okazji jakiegoś wypadku, który wydarzył się w tłumie: wszyscy czekają aż ten obok coś zrobi. Pozwala to wjeżdżać w obronę jak w masło na kilka sposobów, co po dołączeniu bramkarza, który w przypadku 90% strzałów z pola karnego pełni rolę przysłowiowego ręcznika zawieszonego na siatce. O ile w przypadku obrońców po zdobyciu nieco lepszych zawodników dziury są łatane lepiej o tyle niezły bramkarz daje sobie radę tylko nieco lepiej co skutkuje często hokejowymi wynikami.
Problemy Pro Evo, a właściwie jego silnika, on-line najprawdopodobniej wynikają z dużo mniejszego doświadczenia Konami w piłce kopanej po sieci. Chude lata ich sportowego tytułu przypadły akurat na okres rewolucji w grach multiplayer i szybkim rozwoju mikrotranzakcji. Nie mieli funduszy, ale przede wszystkim strategii porównywalnej do EA. Byli zbyt konserwatywni licząc, że powrót do złotej ery zapewnią im zagorzali fani ich starych gier. To całe opóźnienie niestety wychodzi teraz bardzo wyraźnie. Czasu poświęconego przez rywali na konfrontowanie ich pomysłów sieciowych z rzeczywistością a nie w ramach teoretycznych rozważań nie oszukają. Stąd pomysł na wypuszczenie myClubu za darmo i uszczknięcie choćby cząstki z tego miliardowego tortu z DLC eliminując główny zarzut wobec tego typu dodatków: „zapłaciłem x00 złotych za grę a jeszcze mam coś dopłacać?”. Na pewno darmowego PESa warto sprawdzić, bo porównywać można go jedynie z FUTem, FIFA World nie ma nawet podjazdu do tego co udostępnili Japończycy, jednak trzeba mieć na uwadze pewne wady, które doprowadziły do tego, że EA ciągle trzepie kokosy na paczkach biorąc trochę poniżej lub powyżej 200 zł za swoją produkcję. I pewnie ani myśli wypuszczać FUTa Standalone w tej chwili, a Konami potraktują jako królika doświadczalnego i będą uważnie obserwować jak sobie poradzą na rynku gier darmowych.
PS. Jeśli dobrneliście do końca i już otwieracie sklep steam, żeby pobrać myClub to PIERWSZĄ rzeczą jaką powinniście zrobić to WYŁĄCZYĆ muzykę w menu. Jest tam jeden, beznadziejny kawałek, kóry po zapętleniu nieźle wnerwia. W zasadzie moje uczucia idealnie opisuje komentarz na golu matiegoafc89: „Jeszcze jedna piosenka na okrągło, ch*** do głowy idzie dostać”. Pozdrawiam autora, bo strzelił w dziesiątkę i nieźle poprawił mi humor. :)