I po raz kolejny się zostałem, tym razem wraz z cyklem ,,Z depresją wpadłem na...''. Pomyślałem, że miło będzie dla odmiany popisać o muzykach, na których wpadłem w gorszych momentach swojego życia. To tyle, i żeby nie przedłużać, przechodzę do mojego kolejnego odkrycia. Jest to dobra partia dla osób, które potrzebują trochę miejsca i czasu dla siebie. Jej wokal pozwoli wam odetchnąć. OKAY KAYA.
OKAY KAYA jest Norweżką, a przynajmniej za nią się uważa. Tak naprawdę urodziła się w Stanach Zjednoczonych w New Jersey, więc w zasadzie byłaby Amerykanką. Tylko że jej mama jest akurat Norweżką i Kaya gdzieś nieopodal Oslo, wraz z trzema braćmi, spędziła dzieciństwo. Jej muzyczne inspiracje ciągną właśnie od matki. W jednym z wywiadów wspomniała, że jej mama w drodze do przedszkola słuchała Cypress Hill, a jej własnym pierwszym CD było The Very Best of Aretha Franklin, Vol. 2.
Nauczyła się gry na gitarze dzięki swemu bratu, który grał na perkusji w zespole Black Metalowym. W roku 2009 Kaya przeprowadziła się do Nowego Jorku, nie znając zupełnie nikogo. Kupiła gitarę, zaczęła pisać teksty, by w głowie finalnie stworzyć właściwą dla siebie konglomerację. Tak powstały pierwsze utwory.
Jak dotąd OKAY KAYA nie wydała żadnego materiału. Mimo to gra koncerty w Norwegii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Jakieś trzy utwory, które ma na swoim koncie, doczekały się wideo w serwisie YouTube. Poza nimi w serwisie SoundCloud jest jeszcze MIX, który ma 14 minut i dwa inne utwory, z czego jeden jest coverem utworu Curtis Mayfield - Keep On Pushing.
Jednak Kaya ma już zachowany w sobie konkretny styl muzyczny. Mocno melancholijny, nostalgiczny. Chciałoby się powiedzieć senny, ale nie z definicji czegoś nudnego, są momenty, w których daję sobie odpłynąć i staję się spokojny jak nigdy. Życzę jej wszystkiego dobrego.