Bad Boys. Serialowi (anty)bohaterowie, których uwielbiamy
Palcojad – fani Dextera powinni to sprawdzić
Do laboratorium tego Dextera na pewno nie zawita Dee Dee - recenzja serialu "Dexter"
Zakończenie Dextera - czy faktycznie było tak beznadziejne?
Gorące lato! 8 seriali, które warto oglądać w wakacje
Najlepsze serialowe czołówki
Tym razem dwa krótsze serialowe info, o których osobno bym nie napisał. Po pierwsze: dziś, właściwie przed kilkunastoma minutami, Showtime wypuściło krótki trailer do szóstego sezonu Dextera. Ostrzegam, że zawiera przebłyski z poprzednich sezonów.
Mój ulubiony moment jest od 38 sekundy. Nieźle się wkurzę jeśli okaże się, że to tylko sen czy coś w tym rodzaju.
Dexter to jeden z moich ulubionych seriali telewizyjnych i choć powoli zaczyna mnie irytować niesłychane wręcz szczęście głównego bohatera, który nawet z największej opresji potrafi wyjść obronną ręką i na ogół w nieprawdopodobny sposób, to jednak z uwagą śledzę kolejne sezony – w chwili gdy piszę te słowa, mamy już ich za sobą pięć, przy czym każdy z nich składał się z dwunastu kilkudziesięciominutowych odcinków. Pomysł stworzenia gry komputerowej z bezwzględnym mordercą w roli głównej zrodził się kilka lat temu, kiedy pierwowzór zaczął zdobywać coraz większą popularność. Zaprojektowany z myślą o iPhone’ach produkt trafił do sprzedaży we wrześniu 2009 roku, na krótko przed startem czwartej serii przygód Dextera, i generalnie spotkał się z ciepłym przyjęciem krytyków. Prace nad pecetową konwersją trwały kolejne kilkanaście miesięcy i w rezultacie zadebiutowała ona dopiero na początku bieżącego roku.
Czy w polskich serialach może coś się zmienić? Czy może dalej będziemy topić się w sosie z obyczajowych miernot i głupich sitcomów? Choć w tym miejscu możemy rozpocząć wielogodzinne polemiki o kondycji polskiej kinematografii i produkcji telewizyjnej, to postawię proste pytanie. Czy naszą jedyną drogą, jest próba robienia miernych klonów zachodnich, sprawdzonych wzorców? Ileż to razy słyszeliśmy porównania, że Naznaczony będzie polskim Lostem, a Nigdy w życiu to polska Bridget Jones. Szczerze, gdy słyszę tego typu bzdety, które mają wyleczyć nas z kompleksów, mam ochotę przywalić temu, kto je utrwala (sam zobie zaraz walnę w łeb, bo użyłem prowokacyjnego tytułu).