Do laboratorium tego Dextera na pewno nie zawita Dee Dee - recenzja serialu 'Dexter' - Garreciq - 2 lutego 2014

Do laboratorium tego Dextera na pewno nie zawita Dee Dee - recenzja serialu "Dexter"

Ile razy w chwili zdenerwowania lub irytacji marzyliście by kogoś zabić? Ot takiego profesora, który po tym, jak na osiemnaście pytań odpowiadacie prawidłowo, a na dziewiętnaste już nie, mówi wam: „Przykro mi, drugi termin”. Przez myśli ilu zdających przepływają wówczas mordercze myśli, których nie są w stanie zrealizować z najróżniejszych względów?

A teraz pomyślmy, jakie to mogą być powody zabraniające dokonać nam morderstwa? Rzućmy pierwsze lepsze:

a)  Sztywny kręgosłup moralny (tudzież oczytanie i miłość do Dostojewskiego).

b) Morderstwo profesora mogłoby nie przejść uwadze uczelni (a co z tym idzie, studiowanie naszego kochanego kierunku nie byłoby możliwe)

c)   Zabrania tego prawo

d)  Dla wierzących: zabrania tego każda święta księga

e) Wszyscy mogą ich uznać za psychopatów (a tym samym już nie będzie z kim oblewać zdanego/niezdanego egzaminu, a jak dobrze wiemy picie samemu to pierwszy krok do alkoholizmu, a przecież nikt z nas nie chce zostać alkoholikiem, prawda?)

Przykład z morderstwem profesora jest dość prozaiczny, albo wręcz komediowy. Tylu przecież innych ludzi mogłoby zasłużyć na śmierć, jak na przykład inni mordercy, zwłaszcza tacy, którzy uszli karzącej ręce sprawiedliwości. Ilu z nas by się zgodziło w tym, że takie „śmieci” należałoby usunąć ze społeczeństwa?  Pewno wielu.

Jądro ciemności to tytuł minipowieści Josepha Conrada, o złu tkwiącym w człowieku. Zdecydowanie bardziej wolę jednak tytuł angielski – Heart of Darkness, czyli Serce ciemności, ponieważ bardziej oddaje metaforę tego co Conrad opisał. Powieść tę przywołuje, ponieważ mam ostatnimi czasy wrażenie, że ta idea zła opętała dużą ilość amerykańskich twórców telewizyjnych. Najbardziej cenione seriale ostatnich lat to takie, które opowiadają o ludziach robiących coś, co nie jest społecznie akceptowalne. Nie przeszkadza to w kibicowaniu tym postaciom. Któż nie pała sympatią do Waltera White’a z Breaking Bad, który dla własnej rodziny wchodzi w przestępczy proceder wyrabiania metamfetaminy? Kto nie kocha Tony’ego Soprano, słynnego bossa mafijnego z Rodziny Soprano? Ale oni to tylko płotki w hollywoodzkim stawie postaci z wewnętrznym złem. Płotki, które są niczym w porównaniu do istnego rekina, Dextera Morgana z Dextera.

Uśmiechnięty, inteligentny, schludny, dobrze ubrany. Niegdyś wzorowy uczeń, teraz wzorowy pracownik. Tylko, że za tymi ideałami skrywa się potłuczona osobowość, totalny brak przystosowania się do społeczeństwa. Nie powinno nikogo dziwić. Dexter przecież morduje ludzi. Otumania ich etorfiną (służy do usypiania zwierząt), zawija w plastikową taśmę, wybudza swoją ofiarę i odbywa rozmowę. Bardzo zabawną rozmowę, bo Dexter ma niebywałe wyczucie makabrycznego humoru. A potem będzie koniec. Wyjmuje swoje narzędzia „do pracy”, piłą przecina tętnice na szyi, albo zwyczajnie nożem przebija aortę. Zgon natychmiastowy. Zostaje tylko posprzątać. Dexter tnie ofiarę na kawałki, a następnie pakuje do czarnych biodegradowalnych worków na śmieci, które potem wyrzuca do morza, stojąc na swojej łódce ironicznie nazwanej „Slice of Life” (tłum. Wycinek życia).

Nudne, prawda? Już mieliśmy takich ukrytych czystych seryjnych morderców, jak choćby Patrick Bateman z American Psycho. Jest jednak bardzo poważna różnica pomiędzy tymi milusińskimi. Bateman był poważnym biznesmenem. Dexter jedynie pracuje w policji.

Policji?!

Tak, policji! Nie jest jednak typowym „gliniarzem”, czyli funkcjonariuszem w mundurze. Pytany czasem co robi na komisariacie odpowiada, że pracuje jako „lab geek”, laboratoryjny. Ale tak dokładniej to Dexter zajmuje się analizą śladów krwi. Jest w tym perfekcyjny. Przychodzi na miejsce zbrodni, patrzy na ofiarę i wie doskonale gdzie stał napastnik, jakiej długości miał nóż, które ciosy zostały zadane już po śmierci. Nie dziwi to raczej nikogo, wszak Dexter ma w swoim nieoficjalnym CV bardzo dużo „praktyk”, na których dane mu było się wszystkiego nauczyć…

Dexter jednak nie zabija każdego kogo napotka. Na swoje ofiary wybiera ludzi o specyficznych dokonaniach. Takich, którzy kogoś zabili. Czy to nie zabawne? Morderca zabijający innych morderców? Bardzo. Sam Dexter jest jednak świadomy tej ironii i w niczym mu ona nie przeszkadza.

Sam bohater twierdzi, że zabija nie dlatego, że to lubi, ale dlatego, bo musi. Swojej żądzy zabijania nadaje nawet imię: Mroczny Pasażer. Żeby go uspokoić i móc wrócić do normalnego życia, Dexter musi kogoś zabić. Tę nienaturalną potrzebę zauważył w nim jego przybrany ojciec, Harry Morgan, policjant. Jako młodzian Dexter zabijał psy sąsiadów, żeby w pełni móc siebie kontrolować. Harry odkrył to, ale nie zganił syna, ani nie wysłał go do ośrodka psychiatrycznego. Zdał sobie sprawę, że żądza mordu będzie się pogłębiać i kiedyś zwierzęta mogą nie wystarczyć. Żeby zabezpieczyć młodego Morgana, Harry sporządził dla niego zestaw zasad. Dzięki temu skierował żądze Dextera w stronę mniej groźną, a zarazem pożyteczną. W tym zestawie, oprócz haseł o mordowaniu tylko ludzi winnych, znajduje się najważniejsza zasada – nie daj się złapać. Bo jak można się domyśleć, nikt nie wie o wesołym hobby Dextera. Poza jego ofiarami, które nie mają okazji za długo pożyć. W trakcie serialu policja, tudzież inne osobistości, kilkanaście razy wpadają na trop działalności naszego mordercy z Miami. Główny bohater jest jednak specjalistą od śladów krwi, wie dokładnie jak wygląda scena zbrodni i wie jak zatuszować ślady. Gorzej jak w końcu ktoś odkryje kim jest naprawdę. A kilka razy tak się stanie.   

W rolę Dextera wcielił się rewelacyjny Michael C. Hall. Aktor ten może być znany niektórym serialowym geekom, ze względu na kreację Davida w produkcji HBO Sześć stóp pod ziemią. Była to jedna z niewielu ról Halla, który zdecydowanie preferuje występowanie na scenie od grania przed kamerą. Wielka szkoda, ponieważ jest to naprawdę fenomenalny aktor. Dexter jest zupełnie inną postacią niż David i tak naprawdę można nie załapać, że obaj bohaterowie są grani przez jedną osobę. Dexter Halla to osoba cicha, wyraźnie nie radząca sobie w świecie, ale co ważniejsze – fałszywa. Wszystkie jego uśmiechy, dowcipy i gesty nie są prawdziwe, są ewidentnie zagrane i mechanicznie wyuczone, każdy widz nie ma wątpliwości. Jedyne momenty szczerości ze strony głównego bohatera to te, gdy na jego stole gości inny morderca.

Dobrą stroną serialu są też postacie poboczne. Kubańska porucznik Maria Laguerta (w tej roli Lauren Velez) w pierwszych odcinkach może być denerwująca, ale później wiele zyskuje w oczach fanów. Detektyw Angel Batista (David Zayas) jest osobą ciepłą i sympatyczną, bardzo łatwo go polubić. Jest też laboratoryjny Vince Masuka (C. S. Lee), który jest najbardziej znany ze swoich sprośnych dowcipów. Postać ta zyskała tak dużą popularność, że jej fanpage na Facebook’u ma więcej „lajków” niż strona Dextera Morgana. Do policyjnej zgrai należy jeszcze doliczyć wybuchowego Jamesa Doakesa (fenomenalny Erik King), który jest jedyną osobą uważającą, że z głównym bohaterem jest coś nie tak. Oprócz tego występują postacie nie związane bezpośrednio z aktualnym składem policji, jak Rita Bennett (Julie Benz), będąca dziewczyną Dextera, a także Harry Morgana (James Remar), wspominany przybrany ojciec bohatera, który pojawia się jedynie w retrospekcjach i „wewnętrznych rozmowach” naszego ukochanego zabójcy. 

Nie wspomniałem o jeszcze jednej ważnej postaci, a to ze względu na to, że trzeba poświęcić jej osobny akapit. Mowa tutaj o Debrze Morgan, przyrodniej siostrze głównego bohatera. Klnie jak szewc, pali, pije i generalnie robi wszystko to, co w „porządnym” społeczeństwie jest uważane za oznakę degeneracji, a przy okazji jest najbardziej dynamiczną postacią w całym serialu. Jak w pierwszym sezonie była pogubioną dziewczynką, ledwo stawiającą pierwsze kroki w policji, nie radzącą sobie bez pomocy brata, tak w późniejszych seriach staje twarda, stanowcza i wierząca w siebie. Podobną transformację przechodzi wcielająca się w nią Jennifer Carpenter (szerzej znana jako odtwórczyni tytułowej roli w Egzorcyzmach Emily Rose). W pierwszym sezonie była jednym ze słabszych elementów serialu, wyraźnie nie radząc sobie z rolą. Natomiast w siódmym sezonie właściwie wymiotła aktorsko Halla, skupiając na sobie niemalże całą uwagę. To kapitalne, jak na naszych oczach jesteśmy w stanie obejrzeć nie tyle zmianę postaci, co zmianę aktora, proces jego dojrzewania. Coś co nie jest nam dane obejrzeć w kinie, ale właśnie na ekranach telewizorów.

Serial Dexter powstał w oparciu o powieści kryminalne autorstwa Jeffa Lindsaya. Jest to jedyny znany mi przypadek, kiedy adaptacja książki jest znacznie lepsza od niej samej. Woluminy Lindsaya są po prostu marne. Ciężko się je czyta, a także nie są zbyt odkrywcze. Sam Dexter jest jedynym oryginałem w tych kilku tomiszczach. Tak to Lindsay jedyne co robi to prześciga sam siebie w tworzeniu makabrycznych przestępców. Kanibali, członków szwadronów śmierci, a przy tym wymyśla najróżniejsze metody tortur. Przy okazji oblewa to wszystko sosem, co by czytelnik nie był zbyt urażony brutalnymi opisami. Warto tutaj wspomnieć, że serial i książka różnią się od siebie pod względem fabularnym. Jak pierwszy sezon odzwierciedla pierwszą powieść, tak potem każde idzie swoją drogą, co zdecydowanie wyszło serialowi na dobre. W książkach Dexter zajmuje się likwidowaniem kolejnych seryjnych morderców, a w serialu zajmuje się… czymś innym.

Serial zakończył się po ośmiu sezonach, ale trzeba przyznać, że przynajmniej dwa sezony były niepotrzebne. Niestety,  na Dexterze ciąży klątwa wszystkich produkcji stacji Showtime, czyli po dobrym początku następują równia pochyła i serial staje się co raz gorszy. To samo było z Weeds, to samo dzieje się z Californication. Dexter ma to szczęście, że po słabym sezonie piątym i marnym sezonie szóstym na chwilkę się podniósł. Niestety w ostatniej, ósmej, serii ponownie uderzył na dno. Zakończenie jest prawdopodobnie jednym z najmniej satysfakcjonujących. Nie zmienia to faktu, że przez pamięć na pierwsze sezony ten serial dalej jest całkiem wysoko stawiany we wszelkich notowaniach. Zwłaszcza kiedy przypomnimy sobie sezon czwarty, gdzie znany aktor komediowy John Lithgow wcielił się w mrożącego krew w żyłach mordercę o pseudonimie "Trinity Killer".

Dexter nie dysponuje jedynie ciekawym pomysłem. To bardzo dobry thriller, serial psychologiczny, a także momentami czarna komedia. Jedyne do co można mieć do zarzucenia, to zbyt duży wachlarz seryjnych morderców, którzy przewijają się przez serial, wszak według badań na terenie USA działa może 30 takich osobistości. W serialu występuje ich kilku. To chyba nie do końca prawdopodobne. Musi być coś w powietrzu Miami, że tak tam wszyscy gnają. Albo zwyczajnie scenarzyści nie przejęli się jakimiś statystykami, bo doskonale wiedzieli, że seryjni mordercy zapanowali nad umysłami publiczności. Kiedyś był Ted Bundy, któremu kobiety z najróżniejszych zakątków Stanów Zjednoczonych wysyłały listy miłosne, choć człowiek ten stał się popularny dzięki morderstwom kobiet. Teraz mamy Dextera, którego reklamuje się hasłami „America’s Favorite Serial Killer”. Niecodzienny człowiek w codziennej rzeczywistości zdobywa serca ludzi na całym świecie. Czy zdobędzie też twoje? Nie zastanawiaj się długo kiedy zacząć go oglądać.

Tonight’s the night.

Garreciq
2 lutego 2014 - 19:47